Zaczęło się od słów Dmytro Kułeby podczas Campusu Polska Przyszłości w Olsztynie. Szef ukraińskiego MSZ (kilka tygodni później został odwołany - red.) powiedział w sierpniu, że Małopolska, Lubelszczyzna i Podkarpacie były ukraińskimi terytoriami. - Zdaje sobie pani sprawę, czym była operacja "Wisła", i wie pani, że ci wszyscy Ukraińcy zostali przymusowo wygnani z terytoriów ukraińskich, żeby zamieszkać m.in. w Olsztynie? - odpowiadał na pytanie jednej z uczestniczek. Jego słowa rozgrzały opinię publiczną w Polsce. Zareagował m.in. wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, który sprawę postawił jasno. - Ukraina nie może zostać przyjęta do UE, dopóki Warszawa i Kijów nie rozwiążą kwestii rzezi wołyńskiej - zadeklarował. - Uważamy, że można mówić o wejściu Ukrainy do Unii Europejskiej po spełnieniu wszystkich przesłanek, ale podstawową kwestią jest wyjaśnienie i rozwiązanie spraw związanych z rzezią wołyńską. Co konkretnie? To wszystkie elementy związane z godnością człowieka, która została wdeptana, w sposób dosłowny, w ziemię - mówi Interii poseł Adam Dziedzic, który dodaje, że jest to stanowisko całego PSL. Sęk w tym, że taka strategia nie podoba się prezydentowi Andrzejowi Dudzie. W rozmowie z Marcinem Fijołkiem w Polsat News głowa państwa stwierdziła, że lepszym rozwiązaniem są spokojne, wyważone negocjacje. - Mam nadzieję, że do końca mojej prezydentury będzie jakiś przełom w tej sprawie. Natomiast nie chciałbym, żeby to się odbywało poprzez gorszący szantaż, który moim zdaniem, nie przyniesie dobrych efektów - powiedział. Co więcej, według Andrzeja Dudy "blokowanie integracji Ukrainy z Zachodem jest jednym z powodów dla których Putin zaatakował Ukrainę". - Dlatego wpisywanie się w taki sposób w relacje z Ukrainą to jest w jakimś sensie podążanie drogą Putina - stwierdził. Andrzej Duda porównuje strategię PSL do Putina. Co na to ludowcy? O sprawę pytamy polityków PSL. Czy rzeczywiście stosują gorszący szantaż wobec Ukrainy? Czy "w jakimś sensie" podążają drogą Putina? - To trochę za mocne. Pan prezydent, w mojej ocenie, często wypowiada się w sposób kontrowersyjny i chyba nie do końca przemyślany. Zalecałabym daleko idącą ostrożność, bo wielokrotnie musieliśmy się potem tłumaczyć z tego, co mówił - przestrzega w rozmowie z Interią Agnieszka Kłopotek z PSL. Dla posłanki temat rzezi wołyńskiej i relacji polsko-ukraińskich jest wyjątkowo trudny, bo jej rodzina ze strony ojca pochodzi z tamtego terenu. - Dlatego też chciałabym, żebyśmy w bardzo wyważony sposób rozmawiali i wypowiadali się w tych kwestiach. Musimy wziąć pod uwagę, że Ukraina chce dążyć do UE, co też w pewnym sensie jest zabezpieczeniem naszego bezpieczeństwa. Tylko to na pewno bardzo długi proces. Nie da się tego zrobić w krótkim czasie. Zaufajmy fachowcom w MSZ, którzy poprowadzą tę sprawę w dobrym kierunku - zachęca. O słowa prezydenta Dudy pytamy też posła Adama Dziedzica, który jest reprezentantem ludowców w prezydium sejmowej komisji spraw zagranicznych. - To, co powiedział pan prezydent, jest wysoko zastanawiające, nawet niezrozumiałe. Niemcy potrafili swoje ofiary ekshumować, mają godne miejsce spoczynku. A jak wyglądają polskie cmentarze na Ukrainie? Do jakiego stanu zostały doprowadzone? Mamy dziś przejść nad tym do porządku dziennego? Na szczęście pan prezydent nie prowadzi polityki zagranicznej - mówi nam Dziedzic. - Dyplomacja polega na tym, by osiągnąć interes narodowy. Interesem narodowym jest przede wszystkim to, by uszanowano tych wszystkich, którzy zostali zamordowani. I tego nie można zostawić historykom, jak chciał Dmytro Kułeba - dodaje polityk PSL. Rzeź wołyńska. Poseł PSL: Siła argumentów albo argument siły Dziedzic przypomina, że po agresji Rosji na Ukrainę w 2022 roku Polska otworzyła domy na Ukraińców. Zupełnie bezinteresownie. - Nawet nikt nas o to nie prosił. Pomni rzezi wołyńskiej, pomagaliśmy Ukraińcom, nie patrząc na to, kto skąd pochodzi. Ale jeżeli po dwóch latach wojny i naszej pomocy w tej sprawie niewiele się wydarzyło, to się trzeba zastanawiać - podkreśla. Poseł PSL nie zgadza się też ze stanowiskiem Andrzeja Dudy, który apelował o spokojne i delikatne rozmowy z Ukrainą. Takie, jakie on prowadzi od dziewięciu lat. - Efektem tych rozmów i moich powolnych działań w tej sprawie, bo to są kwestie delikatne i trudne, była obecność Wołodymyra Zełenskiego w katedrze w Łucku, gdzie spotkaliśmy się razem w rocznicę rzezi wołyńskiej. To był ważny symbol - podkreślił prezydent. - Ile lat próbujemy wyjaśnić tę sprawę i nadać jej odpowiedni status w historii i polityce? Ile mamy jeszcze czekać? Albo trzeba wykorzystać siłę argumentów albo argument siły. Dzisiaj pomagamy Ukrainie i jeszcze mamy czekać na klęczniku? Na szczęście polityka zagraniczna nie leży w rękach pana prezydenta - mówi Interii Dziedzic. - Bo gdyby tak było, to pewnie przez 50 lat nic by się nie zmieniło. Jeżeli Ukraina dąży do tego, by być w strukturach UE, to rozumiem, że na równych prawach i zasadach, a nie z tuszowaniem niewygodnych historycznie elementów. Przecież to było zwykłe ludobójstwo. I mamy przejść do porządku dziennego i powiedzieć, że wszystko w porządku? Nie - mówi Interii poseł Dziedzic. Andrzej Duda przyznał też, że spotkał się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim podczas swojej ostatniej wizyty w USA, ale nie rozmawiał z nim o kwestii rzezi wołyńskiej. Łukasz Szpyrka