Marsz Miliona Serc, czyli Donald Tusk gra o pełną pulę
Historia ostatnich lat pokazuje, że zmobilizowanie do wyjścia na ulice setek tysięcy ludzi jest trudne, ale możliwe. Nigdy jednak nie zdarzyło się, by w politycznym marszu wzięło udział milion osób. Na 1 października Donald Tusk zapowiedział w Warszawie Marsz Miliona Serc.
Niektórzy mogliby powiedzieć, że jest to pomysł szalony, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by tak duża grupa ludzi wyszła w Polsce na ulice. Donald Tusk prawdopodobnie zdaje sobie sprawę, że tym ruchem może wygrać lub przegrać wszystko. To zagranie va banque, bo jeśli na ulicach stolicy rzeczywiście pojawi się milion ludzi, to mocą rozpędu - analogicznie do marszu 4 czerwca - słupki sondażowe Platformy Obywatelskiej wystrzelą w górę (kosztem innych, m.in. Trzeciej Drogi i Lewicy).
Gorzej dla PO jeśli marsz okaże się frekwencyjną klapą. Frekwencja na poziomie, np. 200 tys. osób (co normalnie byłoby przyjęte za gigantyczny sukces) w tym wypadku okazałaby się porażką, bo publiczne podanie liczby "milion" od dziś staje się punktem odniesienia. Platforma Obywatelska podchodzi więc do tego tematu z wyjątkowym hurraoptymizmem.
Który marsz w ostatnich latach był największy?
Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na ostatnich kilka lat. Odkąd w 2015 roku władzę przejęło Prawo i Sprawiedliwość, regularnie mamy w Polsce różnego rodzaju wydarzenia organizowane albo przez opozycję, albo przez niezależne ruchy. Tak było choćby w 2020 roku, kiedy wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji sprawił, że obudził się Ogólnopolski Strajk Kobiet. Było to wydarzenie rozciągnięte w czasie, bo strajk miał formę ciągłą. Co więcej, organizowane nie tylko w Warszawie, ale też w różnych miejscach w Polsce. Szacowało się, że kulminacyjnym momencie w stolicy wzięło w nim udział ok. 100 tys. osób.
Niemal rok później - co ciekawe również w październiku - na Placu Zamkowym odbyła się manifestacja pod hasłem "Zostajemy w Unii", zainicjowana przez Donalda Tuska. To wówczas doszło do słynnego korespondencyjnego starcia między powstańczynią warszawską Wandą Traczyk-Stawską, a liderem Marszu Niepodległości Robertem Bąkiewiczem, który tego dnia przygotował kontrmanifestację. Wydarzenie "Zostajemy w Unii" zgromadziło w Warszawie 100 tys. osób.
A jeśli o Marszu Niepodległości mowa, to jest to impreza, która cyklicznie gromadzi w Warszawie rzesze ludzi. Frekwencja kilka razy przekroczyła 100 tys., a największym Marszem Niepodległości był ten z 2018 roku. Wówczas na ulicach stolicy pojawiło się 250 tys. osób.
Liczba imponująca, ale blisko dwukrotnie niższa od ostatniego rekordzisty. W Marszu 4 czerwca 2023 roku wzięło udział od 380 tys. do nawet pół miliona osób, co jest bezsprzecznie najlepszym wynikiem tego typu wydarzeń w ostatnich latach.
Na wszystkie te liczby trzeba wziąć jedną poprawkę - zazwyczaj jest tak, że organizatorzy podają inne dane niż policja. Zawyżają je, by swojemu wydarzeniu dodać prestiżu. Taka sytuacja dotyczy wszystkich powyższych imprez.
Papież i... Kult gromadzą tłumy
W niepolitycznych imprezach z frekwencją najczęściej bywa lepiej. W Światowych Dniach Młodzieży w 2016 roku wzięło udział ok. 3 mln pielgrzymów, ale tu rozstrzał jest wyjątkowo duży, bo jedne źródła mówią o 1,5 mln wiernych obecnych na mszy św. z papieżem Franciszkiem, a inne nawet o 3 mln ludzi.
W ostatnich latach na podobną publiczność nad Wisłą mógł liczyć jedynie... zespół Kult i Kazik Staszewski. Według różnych wyliczeń na koncercie tej kapeli podczas Pol’and’rock Festiwal w 2019 roku pojawiło się blisko milion fanów.
Tymczasem Donald Tusk w reakcji na sprawę pani Joanny z Krakowa, zapowiedział Marsz Miliona Serc, który 1 października ma przejść ulicami Warszawy. Gdyby rzeczywiście tylu ludzi miałoby pojawić się w stolicy, byłoby to wydarzenie bez precedensu na polskiej scenie politycznej.