Elżbieta Witek przypomniała, że pandemia koronawirusa "spowodowała konieczność pracy zdalnej posłów". - Nie uczestniczyłam w żadnych pracach związanych z organizacją wyborów korespondencyjnych, poza legislacją - powiedziała. Posłanka PiS zaznaczyła, że "absolutnie nie wie od kogo i kiedy dowiedziała się o pomyśle przeprowadzenia wyborów w formie korespondencyjnej". Zeznała, że przy ul. Nowogrodzkiej było co najmniej jedno posiedzenie PiS podczas której uznano, że forma korespondencyjna jest jedyną szansą na dotrzymanie konstytucyjnego terminu wyborów prezydenckich. - Jarosław Kaczyński, naturalnie, brał udział w tej naradzie. Nie pamiętam jego opinii, tak samo jak opinii kolegów (...). Nie przypominam sobie, żebym o wyborach rozmawiałam z Jarosławem Gowinem - oświadczyła Witek. E. Witek przed komisją śledczą. Padło pytanie o reasumpcję Była marszałek Sejmu kilkukrotnie wymieniła uwagi z przewodniczącym komisji, apelując o "zadawanie precyzyjnych pytań, a nie komentowanie jej wystąpienia". W pewnym momencie Dariusz Joński zapytał, czy ówczesna marszałek Sejmu rozważała "reasumpcję wyborów prezydenckich". - Rozumiem te złośliwości, (...) ale nie ma takiej procedury jak reasumpcja głosowania - powiedziała Witek. - Jak pokazuje sejmowa praktyka, jest - ripostował poseł Koalicji Obywatelskiej. Z kolei wiceprzewodniczący komisji dopytywał o szczegóły projektu, na mocy którego PiS chciało przeprowadzić wybory w formie korespondencyjnej. Elżbieta Witek przyznała, że "to było cztery lata temu i nie pamięta szczegółów". Wobec tego Jacek Karnowski oświadczył, że "niestety, będzie musiał ją wezwać na komisję ponownie". Pytania zadawane przez wiceprzewodniczącego Bartosza Romowicza (Polska 2050) próbował zakłócać Waldemar Buda (PiS). - Panie wiceprzewodniczący, jeśli chce pan być rzecznikiem prasowym świadka, to jest obok niego miejsce - powiedział poseł z partii Szymona Hołowni. Waldemar Buda zapytał byłą marszałek Sejmu, czy istniała możliwość przeprowadzenia wyborów w innym terminie niż pierwotnym. Buda dodał, że "od razu uprzedzi odpowiedź", na co zareagował Joński. - Miałabym prośbę do pana przewodniczącego, ja jednak chciałabym zachowywać się poważnie i mam nadzieję, że mam do czynienia z poważną komisją - stwierdziła Witek. - To była dla mnie nowa sytuacja, nie jestem konstytucjonalistką. Skierowałam do TK wniosek, czy jest możliwość przesunięcia terminu na inny niż ten, który ogłosiłam 10 maja - odparła, odnosząc się do pytania Budy. Witek wskazała, że komisja powinna przesłuchać Małgorzatę Kidawę-Błońską, jeśli chcą wiedzieć, dlaczego wybrano taki termin wyborów. Elżbieta Witek, odnosząc się do dwóch sondaży z maja i kwietnia ws. wyborów prezydenckich z 2020 roku, stwierdziła, że "dobrze, iż Buda przypomniał wyniki, bo nie pamiętała jak wyglądały różnice między Andrzejem Dudą a Małgorzatą Kidawą-Błońską". - Wiedziałam tylko, że była duża różnica. Wtedy powszechnie się mówiło, że PO planuje zmiany kandydata i dla mnie oczywistym było, że wszelkie próby storpedowania wyborów 10 maja będą miały temu służyć - odparła. Elżbieta Witek do Dariusza Jońskiego: Znowu pan sobie pozwala na komentarze pod moim adresem Agnieszka Kłopotek z PSL zapytała Witek, czy ta zapoznawała się z wypowiedziami, których udzielały osoby wcześniej zeznające. Była marszałek Sejmu zaprzeczyła i dodała, że odsłuchała tylko kilka minut, ale "nie przygląda komisji". - Jeden ze świadków, pan Gowin twierdził, że przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych w terminie, który proponowano "byłoby totalną katastrofą i kompromitacją Polski". Jak się pani do tego odniesie? - pytała Kłopotek. - To jest tylko opinia pana Gowina. Naszym obowiązkiem było przygotowanie wyborów tak, aby mogły się odbyć w konstytucyjnym terminie i zrobienie wszystkiego, aby tak się stało - mówiła Witek. Dariusz Joński po tym, jak Agnieszka Kłopotek skończyła zadawać pytania, stwierdził w stronę Witek: - Pewnie łatwiej byłoby panią zapytać, co w ogóle pani wie na temat wyborów korespondencyjnych. Na słowa Jońskiego zareagowała była marszałek. - Panie przewodniczący, znowu pan zaczyna sobie pozwalać na komentarze pod moim adresem. Proszę traktować mnie jak świadka - odparła. Kiedy Joński dopytywał Witek o to, co wie o wyborach, ponieważ na każde pytanie odpowiadała przecząco, Buda próbował mu przeszkodzić. - Czy w prezydium Sejmu, wśród marszałków z klubu PiS, była jakaś świadomość, że nieodbycie się wyborów w terminie jest na korzyść środowiska PO, samej Kidawy-Błońskiej, Trzaskowskiego? Czy ta możliwość była przewidywana, oceniana przez państwa? - pytał z kolei Witold Tumanowicz. - Oceniana na pewno, bo to było widoczne. Najsmutniejszy widok to był, jak pani Kidawa-Błońska rezygnowała sama przed salą kolumnową, a potem mówiła, że wywaliła te wybory i z tego się cieszy. To już było mniej sympatyczne, bo to takie opadnięcie masek, komuś zależało na tym, żeby te wybory 10 maja się nie odbyły. Nie mieliśmy w tym żadnego interesu, który byłby niezgodny z Konstytucją, wręcz odwrotnie - mówiła Elżbieta Witek, podkreślając, że "nikt wcześniej się w Polsce z taką sytuacją nie mierzył". Przemysław Czarnek z PiS pytał byłą marszałek Sejmu, czy po wprowadzeniu ustawy ws. odbycia wyborów kopertowych rozmawiała z Tomaszem Grodzkim "o potrzebie szybkiego procedowania". - W wielu przypadkach rozmawialiśmy, ale nie daję sobie głowy uciąć, czy w tym przypadku na pewno. Nie wykluczam, na pewno były rozmowy na prezydium Sejmu - mówiła. Elżbieta Witek: Straszenie posłów? Nigdy o tym nie słyszałam Anita Kucharska-Dziedzic pytała Elżbietę Witek, czy na którymkolwiek etapie procesu legislacyjnego pytano ją o opinię. - Nie czuję się znawcą prawa. (...) Rozmawialiśmy wszyscy na ten temat, jeżeli pani za konsultacje uważa wyrażenie mojego zdania, to tak. Nikt się do mnie nie zwracał z prośbą o opinię, to były wyrażane przeze mnie poglądy w trakcie rozmów w większej grupie - odparła. Posłanka Nowej Lewicy, powołując się na wypowiedzi wcześniej zeznających posłów poprzedniej kadencji, którzy mówili o "presji wywieranej na nich", że stracą swoje funkcje, jeśli "w taki a nie inny sposób będą głosować", zapytała Witek, czy uważa takie praktyki za naganne. - Pierwszy raz słyszę. Jeżeli pyta pani o naszą formację, to z jestem zdziwiona, że ktoś coś takiego powiedział. Straszenie posłów? Nigdy o czymś takim nie słyszałam, nie byłam tego świadkiem i wątpię, żeby to miało miejsce - podkreśliła. Dariusz Joński dopytywał, czy była marszałek Sejmu rzeczywiście "nic nie mogła zrobić poza ogłoszeniem wyborów", skoro projekt ustawy był procedowany przez trzy godziny bez komisji. - Było mało czasu, staraliśmy się to zrobić tak, żeby być w zgodzie z kalendarzem - zaznaczyła. Joński jednak nie odpuszczał i kontynuując, mówił o wnioskach listonoszy, który pisali, że nie wiedzą, jak mają przeprowadzić wybory kopertowe, ponadto zwracali uwagę na zagrożenie życia i zdrowia. - Czy po przeczytaniu tych opinii porozmawiała pani z premierem Morawieckim, Sasinem, że coś jest nie tak? Że jakoś trzeba zabezpieczyć te osoby, czy ktoś myślał na ten temat? - pytał dalej przewodniczący komisji. Elżbieta Witek podkreśliła, że jest przekonana, iż osoby, które to przygotowywały myślały również o tych, którzy "mieliby zajmować się tym od strony technicznej". Dariusz Joński: Sejm za czasów PiS traktowany był jak sekretariat Dariusz Joński, po serii pytań dotyczących technicznego przebiegu wyborów, m.in. skrzynek pocztowych, niezawartych umów z pocztą, dostarczania pakietów do szpitali, stwierdził, że "nie zrozumie, dlaczego jako druga osoba w kraju najczęściej odpowiadała 'nie brałam udziału', 'nie znam szczegółów'". - To pani ogłaszała termin wyborów i do pani docierały sygnały, że mogą się one nie odbyć, bo nic nie jest przygotowane. Sama legislacja pozostawia wiele do życzenia - trzy godziny bez komisji, opinii medyków, którzy się na tym znają, najlepiej pokazuje, jak działał Sejm pod pani przywództwem - mówił przewodniczący. Podkreślił też, że "niestety, odnosi wrażenie, że ten budynek (Sejm - red.) za czasów PiS był traktowany jak sekretariat". - Ktoś podejmował decyzję na Nowogrodzkiej, tu przychodziła decyzja. Masz kalendarz, nie patrz na zdrowie i życie - tak się to odbywało - dodał Joński, a Elżbieta Witek próbowała jakkolwiek zareagować, jednak nie miała włączonego mikrofonu. Wybory kopertowe. Komisja śledcza wyjaśnia elekcję, do której nie doszło Pierwsza powołana komisja śledcza w Sejmie X kadencji zajmuje się wyjaśnianiem organizacji wyborów kopertowych w maju 2020 roku, do których nigdy nie doszło. Na ten cel z budżetu państwa wydano ponad 70 mln złotych. Do wtorku komisja ds. wyborów kopertowych przesłuchała: epidemiologa Roberta Flisiaka, byłego wicepremiera Jarosława Gowina, byłego posła Porozumienia Michała Wypija, byłych wiceszefów MAP: Artura Sobonia i Tomasza Szczegielniaka, b. ministra aktywów państwowych Jacka Sasina oraz b. szefa KPRM Michała Dworczyka. Wybory prezydenckie utrudnione były przez pandemię koronawirusa. Prawo i Sprawiedliwość w ostatniej chwili zdecydowało się na utrzymanie konstytucyjnego terminu zarządzonego przez marszałek Sejmu, jednak majowa elekcja w 2020 roku miała odbyć się po raz pierwszy w formie korespondencyjnej. Sprawa podzieliła obóz prawicy, co wywołało kryzys państwowy. W błyskawicznym tempie uchwalono prawo, zgodnie z którym organizację wyborów przejęła od Państwowej Komisji Wyborczej Poczta Polska. Narodowemu operatorowi zlecono druk kart wyborczych, które później zmielono. Do tej pory poczta nie uzyskała całkowitego zwrotu za poniesione koszty. Jak wykazał raport NIK oraz wyrok WSA, Poczta Polska nie miała odpowiednich uprawnień do przeprowadzenia takiej operacji. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!