"Le Monde": Największe jezioro świata wysycha. Podejrzenia padają w kierunku Rosji
Morze Kaspijskie, czyli największy akwen śródlądowy na świecie, większy niż powierzchnia całych Niemiec, znika w oczach. Od 1995 r. poziom morza obniżył się o dwa metry, a linia brzegowa w obwodzie atyrauskim cofnęła się o 30 kilometrów. Przyczyną jest nie tylko globalne ocieplenie, ale także Rosja, która kontroluje przepływ Wołgi i Uralu, zasilających to jezioro.
- Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazet
- Morze Kaspijskie to największe jezioro na świecie pod względem powierzchni. Jest położone na granicy Azji i Europy
- Wielkim problemem jest wysychanie morza. W wyniku utraty wody wciąż zmniejsza się niska już głębokość akwenu
- Wysychanie akwenu ma katastrofalne skutki dla okolicznych mieszkańców - podkreśla francuski dziennik "Le Monde"
Północne wybrzeże Morza Kaspijskiego. Jesteśmy w obwodzie atyrauskim w Kazachstanie w dużym białym domu. Przed nami 70-letni były nauczyciel wychowania fizycznego. Amanjaj Ibatulo ma starannie przystrzyżone wąsy, smukłą sylwetkę. Jest ubrany w niebieską koszulę.
20 lat temu wybrzeże znajdowało się dwa kilometry od jego domu, na skraju wioski Żanbaj. Teraz jest oddalone o ponad... 20 kilometrów. Woda znajduje się na samym końcu piaszczystej drogi przecinającej wyschnięty na wiór step.
- Klimat jest trudny, mamy bardzo mało opadów i cały czas wieje silny wiatr - zauważa Ibatulo. Mężczyzna z nostalgią wspomina czasy Związku Radzieckiego. Jak mówi, wszyscy mieli pracę, a wody w morzu było pod dostatkiem. Ibatulo szczególnie tęskni za wspólnym wędkowaniem z przyjaciółmi.
Morze Kaspijskie wysycha. Kazachstan wskazuje na działania Rosji
- Od lat 80. XX w. do początku lat 2000 r. nie potrzebowaliśmy nawet łodzi. Ryb było pod dostatkiem. Braliśmy siatkę, trochę chodziliśmy i po pół godzinie wracaliśmy z dwoma lub trzema jesiotrami - opowiada Amanjaj Ibatulo.
Jesiotr jest symbolem Żanbaj. W centrum miasta na cokole znajduje się posąg ryby. Mieszkańcy uwielbiają mięso jesiotra. Używają go do przygotowania fiszbarmaku, rybnego wariantu beszbarmaku, kazachskiej narodowej potrawy z koniną, jagnięciną, kluskami z ziemniakami i cebulą.
Największy jesiotr nazywany jest europejską bieługą (huso huso caspius to jego odmiana z Morza Kaspijskiego). Nie należy mylić go z gatunkiem walenia znanym jako bieługa. Może osiągnąć siedem metrów długości. Jego kawior osiąga zawrotną cenę kilku tysięcy euro za kilogram. Amanjaj Ibatulo z dumą wspomina swój największy połów: 500-kilogramową bieługę. Ale nie zanosi się, by w najbliższym czasie mogło dojść do powtórki. Od 2014 r. mężczyzna nie może łowić jak dawniej.
- Grzywny są bardzo wysokie. Kiedyś cały czas jedliśmy jesiotra. Tęsknimy za tą rybą - ubolewa burmistrz Żanbaj Didar Jesmukanow.
Z urzędnikiem rozmawiamy w lokalnym ratuszu, gdzie przedstawiono historię wioski. Żanbaj założono w 1930 r., w tym samym czasie, co rybacki kołchoz, zamknięty ostatecznie w latach 90. XX w. Obecnie sześć gatunków jesiotra występujących w Morzu Kaspijskim jest zagrożonych wyginięciem - informuje Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody. Powodem jest przełowienie, kłusownictwo, zanieczyszczenia i coraz niższy poziom mórz.
Stan Morza Kaspijskiego przedmiotem narodowej troski
Morze Kaspijskie - największy na świecie akwen śródlądowy - jest położone na granicy Azji i Europy. Otacza je pięć krajów - Rosja, Kazachstan, Turkmenistan, Iran i Azerbejdżan. I to południowy sąsiad Rosji - Kazachstan - mierzy się z szeregiem problemów, związanych z niskim poziomem morza. W północnej jego części znajdują się dorzecza dwóch wielkich rzek: Wołgi i Uralu. To nimi płynie jesiotr na tarło. W Żanbaj oficjalny sezon połowowy trwa kilka miesięcy, wiosną i jesienią, i obecnie koncentruje się na karpiu. Jednak z powodu biedy wiele osób nadal łowi jesiotry.
Słynny akwen jest jednocześnie największym na świecie jeziorem o powierzchni około 371 tys. kilometrów kwadratowych, a więc nieco więcej niż wynosi powierzchnia Niemiec. Od 1995 r. poziom morza obniżył się o dwa metry. A linia brzegowa w obwodzie atyrauskim cofnęła się o 20-30 kilometrów w ciągu ostatnich 20 lat. Przyczyną jest nie tylko globalne ocieplenie, ale także Rosja, która kontroluje przepływ Wołgi i Uralu. Ten gwałtowny spadek ma głęboki wpływ na różnorodność biologiczną i wiele rodzajów działalności człowieka.
W Kazachstanie, rządzonym od marca 2019 r. przez byłego dyplomatę Kasyma-Żomarta Tokajewa, sytuacja Morza Kaspijskiego stała się przedmiotem narodowej troski. W listopadzie 2022 r. na wiecu w mieście Aktau w obwodzie mangystauskim na zachodzie kraju prezydent, ubiegający się wówczas o reelekcję, określił sytuację jako "poważną" i zaproponował utworzenie instytutu zajmującego się badaniem stanu morza.
Z powodu obniżenia wody w morzu cierpią m.in. transport rzeczny i morski, turystyka, a nawet przemysł naftowy i gazowy. Ten ostatni jest zwłaszcza istotny z powodu dużych rezerw węglowodorów w regionie. Morze Kaspijskie to jedno z największych złóż węglowodorów Kazachstanu. Niska głębokość utrudnia żeglugę jednostek obsługujących platformy wiertnicze.
Burze piaskowe nie do zniesienia
Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale w przeszłości Żanbaj prawie zniknęło pod wodą. Małe miasteczko liczące 3,5 tysiąca mieszkańców jest nadal otoczone imponującą zaporą zbudowaną w latach 80., kiedy poziom morza niebezpiecznie wzrastał. Morze Kaspijskie opadało od lat 30. do 70. XX w., a następnie ponownie jego poziom podnosił się do połowy lat 90. Niektórzy naukowcy uważają, że mamy do czynienia z naturalnym cyklem.
Na początku lat 90., by uniknąć zalania domów, część rodzin przeniesiono dalej od wybrzeża, do "nowego" Żanbaju, miejscowości położonej 25 kilometrów na zachód, wzdłuż linii kolejowej do Rosji. Mieszkańcy żyją tam głównie z hodowli wielbłądów, na skraju pustynnego obszaru nazywanego "Dubajem".
- Jesteśmy smutni, że morze się cofa. Z powodu tego zjawiska wiatr niesie ze sobą słony pył, który jest bardzo szkodliwy dla zwierząt - ubolewa 68-letni Ibragim Bozakajew z nowego Żanbaju. W ogrodzie mężczyzny rośnie kilka drzew morelowych, odpornych na suchy klimat.
Ale cofające się morze to również kwestia zdrowia publicznego. - Latem często występują burze piaskowe. Czasami są tak silne, że nie widać ogrodu. Jestem uczulona na kurz i jest to dla mnie trudny okres - mówi synowa Bozakajewa Asel Szerujenowa. Zanim 26-latka przeprowadziła się do nowego Żanbaju po ślubie, mieszkała w mieście Atyrau, położonym w pobliżu ujścia rzeki Ural.
Syzyfowe prace przy pogłębianiu
Atyrau to duży ośrodek przemysłowy. Mieszka w nim 350 tys. osób. Panoramę miasta tworzą duże osiedla mieszkaniowe, w tym bloki z epoki Nikity Chruszczowa. Dla lokalnej gospodarki kluczowy jest dostęp do Morza Kaspijskiego. Dlatego władze miasta przeznaczają znaczne środki na utrzymanie żeglowności kanału.
Przemierzamy asfaltową drogę, biegnącą wzdłuż Uralu. Na jej końcu znajduje się farma rybna Pesznoj. Przy niewielkim kiosku widać grupkę młodych ludzi, w wieku około 20-30 lat. Zajadają się lokalnymi przysmakami: grillowanym karpiem i szaszłykami z kaczki. Rozmawiamy, siedząc przy niskim stole, jakich pełno w Kazachstanie.
- Co roku kopiemy, ale morze wciąż się cofa - mówi jeden z mężczyzn w wieku około 20-kilku lat. Nieustanne prace pogłębiarskie podejmowane przez gminę powinny umożliwić łodziom dotarcie do otwartego morza, ale także rybom spływ w górę rzeki. I rzeczywiście u ujścia rzeki Ural widać dwie duże koparki, pogłębiające morskie dno. Celem jest utworzenie kanału o głębokości 2,5 metra i szerokości 40 metrów. To syzyfowa praca, zwłaszcza że dno morskie w tym miejscu ma zaledwie 20 do 30 centymetrów głębokości. Dlatego łodzie rybaków czasami grzęzną. By uwolnić je z błota, należy je wypchnąć.
Poziom morza ma spaść o 9-18 metrów do końca XXI w., co doprowadzi do całkowitego zniknięcia północnego basenu Morza Kaspijskiego - wynika z artykułu opublikowanego w 2020 r. w czasopiśmie "Communications Earth & Environment" (stowarzyszonym z "Nature").
Katastrofa transgraniczna. Morze Kaspijskie jak Jezioro Aralskie?
- Wydaje się, że Morze Kaspijskie czeka ten sam los, co Jezioro Aralskie (prawie całkowicie zniknęło - red.) - mówi ze smutkiem 20-latek. Jego zdaniem rozwiązanie problemu jest wyłącznie polityczne, dlatego może być nieosiągalne.
Jego znajomi pochodzą z Damba. Dorastali na brzegach rzeki Ural.
- Starzy ludzie nadal jeżdżą nad morze z nostalgii, młodzi już nie tak bardzo, z powodu braku ryb - podkreśla 28-letni Mejrambek. Mówiąc to, bierze łyk kumysu - lokalnego przysmaku, tradycyjnego mlecznego wina, który powstaje na bazie mleka kobylego.
W Damba mieszkania mają niewiele okien i są otoczone płotami. Powód jest prozaiczny. Ma to je chronić przed wiatrem i upałem. Rybacka wioska zanotowała w ostatnim czasie wzrost liczby ludności i to pomimo kryzysu w rybołóstwie. Wielu mieszkańców uciekło przed chronicznym zanieczyszczeniem w mieście Atyrau. Często spowija je gęsta, toksyczna mgła. Obrońcy środowiska wskazują na ogromną rafinerię, ale istnieje wiele źródeł zanieczyszczeń: ruch samochodowy, odpady z elektrociepłowni i cementowni, a także infrastruktura do przechowywania i transportu gazu ziemnego i ropy naftowej.
Wielka woda zalała Kazachstan. Wskazują na działania Rosji
W Atyrau rzeka Ural - o łącznej długości 2428 kilometrów - wije się przez centrum miasta. Miejskie bulwary to ulubione miejsce spacerów dla mieszkańców. Pod koniec czerwca poziom rzeki w mieście był bardzo wysoki. Lewy dopływ Uralu - rzeka Or - przekroczyła niebezpiecznie poziomy alarmowe. Obawiano się zalania miasta. Służby ułożyły mnóstwo worków z piaskiem. Ostatecznie nie doszło do zalania Atyrau, ale między marcem a majem wiele miast w zachodnim Kazachstanie nie miało tyle szczęścia. Ewakuowano dziesiątki tysięcy mieszkańców. Zginęło co najmniej siedem osób. Wielka woda spowodowała duże straty materialne.
Powódź sprowokował gwałtowny wzrost temperatury po bardzo niskich temperaturach i obfitych opadach śniegu. Gdy śnieg stopniał, poziom rzek wzrósł, a stepy rozmarzły. Wiosenna powódź, będąca regularnym zjawiskiem, w tym roku przerodziła się w transgraniczny kataklizm. Prezydent Kazachstanu mówił o "najgorszej klęsce żywiołowej od 80 lat", ale wielu lokalnych urzędników zwróciło uwagę przede wszystkim na zaniedbania Moskwy.
- Przez 20 lat Rosja odcięła nam dopływ wody, zatrzymując ją w zbiorniku Irklińskim, co doprowadziło do tegorocznych powodzi - ubolewa Mustafa.
Na co dzień pracuje jako ochroniarz. Spotkaliśmy go podczas łowienia ryb na zakolu Uralu. Pomimo ostrzeżeń w marcu władze rosyjskiej prowincji Orenburg nie zwiększyły zrzutów ze zbiornika Irklińskiego w celu ochrony przed powodzią. Zbiornik szybko się zapełnił i nie był w stanie przyjąć napływu wody. W efekcie 5 kwietnia gwałtowny wzrost poziomu Uralu doprowadził do przerwania głównej zapory w Orsku w obwodzie orenburskim w Rosji, położonym przy granicy z Kazachstanem, pogarszając i tak już niebezpieczną sytuację.
Ropa i gaz. Wielkie korporacje liczą na zyski
Rząd Kazachstanu był krytykowany za sposób, w jaki poradził sobie z kryzysem. Niemniej w lipcu ogłoszono jeden pozytywny skutek katastrofy: podniesienie się poziomu Morza Kaspijskiego w obwodzie atyrauskim o 119 centymetrów.
- Poziom wody mógł podnieść się na krótki czas, ale dziś już niewiele z tego zostało - wyjaśnia Arman Kajrullin, aktywista ekologiczny, wybrany jako niezależny deputowany do regionalnego parlamentu w Atyrau. - Powódź nie może być trwałym rozwiązaniem problemu Morza Kaspijskiego - dodaje.
40-letni Kajrullin jest pesymistą. - To poważny kryzys ekologiczny i w tej chwili nie ma wyjścia. Morze jest zarządzane przez międzynarodowe korporacje, które chcą osiągnąć natychmiastowy zysk - podkreśla.
Obwód atyrauski obejmuje gigantyczne pole naftowe Tengiz (obsługiwane przez Chevron, ExxonMobil i kazachską spółkę narodową KazMunayGas) oraz podmorskie pole Kaszagan (obsługiwane przez Total, Eni, KazMunayGas, Shell, ExxonMobil, China National Petroleum Corporation i Inpex), ogromną inwestycję w północnym basenie Morza Kaspijskiego. Mieszkańcy z całego regionu pracują na polach naftowych. Niektórzy przyjeżdżają z oddalonej o setki kilometrów granicy z Rosją, jak 43-letni Satti Boldi.
Mężczyzna pracuje w sektorze węglowodorów, ale przez resztę czasu mieszka w Kurmangazy, głównym kazachskim mieście w delcie Wołgi.
- Nie mógłbym mieszkać na pustyni, nawet jeśli moja praca znajdowałaby się daleko od domu - wyjaśnia. - Tutaj, w delcie, jest zielono i sielankowo - dodaje. Ale zaznacza, że w tym roku nie ma wystarczającej ilości wody.
- Minęło pięć lat, odkąd poziom wody spadł, a błoto gromadzi się w kanałach - ubolewa.
Satti Boldi uwielbia podróżować po regionie, łowić ryby, obserwować florę i faunę tego unikalnego i delikatnego ekosystemu.
Rosja nie przejmuje się problemami sąsiadów
Przyszłość Morza Kaspijskiego jest ściśle związana ze stanem Wołgi. Rzeka odpowiada za 80 proc. napływu słodkiej wody do akwenu.
Największa rzeka Europy jest w złym stanie. W czasach ZSRR została silnie zanieczyszczona. Sowieci zbudowali 11 ogromnych zapór wzdłuż jej biegu i głównego dopływu.
Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Wołga dusi się. Międzynarodowy Komitet Hydrometeorologii Strefy Kaspijskiej w maju br. wyraził zaniepokojenie zmniejszeniem przepływu rosyjskiej rzeki, która ma być "główną przyczyną ciągłego spadku poziomu morza".
Wołga jest niezbędna do produkcji energii, rolnictwa i zaopatrzenia w wodę Moskwy i innych dużych miast. Ma strategiczne znaczenie dla rosyjskiego rządu.
- Pomimo chęci przedyskutowania problemów Uralu i Wołgi Rosjanie nie podejmują żadnych konkretnych działań - wskazuje prezes Kazachskiego Stowarzyszenia Ekologów Laura Malikowa. - Kierują się tylko swoim narodowym interesem, nie myśląc o innych krajach. Nie chcą ponosić żadnych strat ekonomicznych, uwalniając więcej wody do Kazachstanu - dodaje.
Kończy się czas na działanie
Los Morza Kaspijskiego może znaleźć się w programie konferencji klimatycznej COP29, która odbędzie się w stolicy Azerbejdżanu, Baku, w dniach 11-22 listopada. Z kolei wraz z Francją prezydent Kasym-Żomart Tokajew ma zorganizować szczyt w Nowym Jorku, na którym omówione zostaną wyzwania związane z sytuacją hydrologiczną w Azji Środkowej.
Kończy się czas na podjęcie decyzji, które odwrócą tendencję spadkową Morza Kaspijskiego i wyczerpywanie się obszarów przybrzeżnych.
- Nikogo nie obchodzi, jak tu jest - ubolewa Irlan Kabdulah. Mężczyzna jest rolnikiem, hoduje około 30 zwierząt w miejscowości Kaspi, niedaleko Kurmangazy. Mieszka w domu z cegły, wokół widać ślady suszy, a ogromne nieużywane budynki gospodarcze świadczą o dawnej obecności kołchozu rybackiego.
By zapewnić połączenie z Wołgą, wykopano kilometrowy kanał. Niegdyś żeglowny, obecnie służy jako miejsce do pojenia wielbłądów, kóz i owiec. Od upadku ZSRR mieszkańcy Kaspi wegetują. Ale jeśli przepływ rzeki będzie nadal spadał, działalność pasterska również zniknie. - Bez wody z kanału trudno będzie się utrzymać - wzdycha Irlan Kabdulah.
-----
-----
Artykuł przetłumaczony z "Le Monde". Autor: Clément Girardot
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
-----