Kim jest ten Pietrzak? Ktoś z młodszych rodaków może wzruszy ramionami, pytając: "a kim jest w ogóle ten starszy pan?". Niesłusznie. Trajektoria zawodowa satyryka jest materiałem na pasjonujący film. Pomijam zawirowania rodzinne, pouczające na tle historii Polski. Otóż w latach 70. oraz 80. XX wieku Jan Pietrzak to była żywa legenda kabaretu. W 1981 roku podczas festiwalu piosenki w Opolu wykonanie piosenki "Żeby Polska była Polską" było wstrząsające. W czasie "Solidarności" słuchaczy jednocześnie przechodziły ciarki po plecach i wzruszenie. Słowa i muzyka nie nastrajały do śmiechu. Patos jednak był adekwatny do momentu dziejowego. Prowadzony przez Pietrzaka Kabaret pod Egidą był przystanią oddechu dla osób nieakceptujących rzeczywistości PRL-u. Na pirackich kasetach słuchano mieszanki polityki i humoru, w której zawsze było "coś na serio". Po 1989 roku drogi dawnych opozycjonistów się rozeszły m.in. na tle sporu o lustrację. Pietrzak podryfował towarzysko i ideowo w stronę, która z czasem skonsolidowała się w postaci dzisiejszej prawicy narodowej. Nie obyło się bez zaskoczeń. Choćby wtedy, gdy przypomniano, że satyryk sam był członkiem PZPR. Żarty w zasadzie ustępowały zajmowaniu stanowiska w sprawach bieżącej polityki. Po przejęciu władzy przez PiS w 2015 zwykle słowami wspierał podejmowane przez tę partie działania, a krytykował opozycję. Poczucie humoru politycznego, które dla zachowania "vis comica" wymaga równego dystansu do wszystkich, ulotniło się na dobre. W grudniu 2023 konsekwentnie, wraz z prowadzącymi programy, powędrował do prywatnej telewizji prawicowej. Żart, ale nie żart Żeby nie było nieporozumień, zacytujmy dokładnie ów "żart" Pietrzaka, który mówił o Niemcach: "Mam okrutny żart z imigrantami. Oni liczą na to, że Polacy są przygotowani, bo mamy baraki. Mamy baraki dla imigrantów: w Auschwitz, w Majdanku, w Treblince. Mamy dużo baraków zbudowanych przez Niemców i tam będziemy zatrzymywać tych imigrantów wpychanych nam nielegalnie przez Niemców. Nielegalni nie są ci ludzie, którzy uciekają do lepszego świata, nielegalne są te władze, które ich wpuszczają, czyli nielegalni są Niemcy". Teoretycznie wolność słowa nie powinna być ograniczona. Jednak w naszym regionie doświadczenie dwóch totalitaryzmów przekonało nas, że pewien rodzaj śmiechu jest jak igranie z ogniem. Jedną sprawą jest śmiech, który przynosi ozdrowieńcze wrażenie katharsis. Inną sprawą jest śmiech, który podsyca negatywne stereotypy czy wręcz nienawiść wobec grup innych osób (nie znam rodaka, który beztrosko chichotał z amerykańskich czy niemieckich "Polish jokes"). Hitleryzm i stalinizm wyposażone były w swoje "poczucie humoru", związane z odczłowieczającym, okrutnym szyderstwem z kolejno wskazywanych politycznie grup ludzi. Oczywiście, słowa Pietrzaka nie padają w kontekście totalitarnym. I tu dotykamy sedna sprawy. Po pierwsze, wypowiedź Pietrzaka trudno zaklasyfikować jako żart. Znamienne, że prowadząca audycję w studio w ogóle nie wybuchła śmiechem. Pośpiesznie próbowała zareagować na osobliwy wywód Pietrzaka. Zatem trudno uciekać się tutaj do profesjonalnej tarczy "bycia satyrykiem", zatem do traktowania każdej wypowiedzi satyryka jako żart, nawet jeśli on tak mówi. Po drugie, na drodze prawnej raczej nie karałbym Pietrzaka za wypowiedziane słowa. Uważam je za godne potępienia. Na tle tragicznej historii, która przetoczyła się na naszych ziemiach, one w ogóle nie powinny paść. Zupełnie tak, jak gdyby Jan Pietrzak na moment utracił rozumienie, czym były obozy koncentracyjne i w jakim kontekście funkcjonowały. Niech zatem ochłonie od partyjnego zacietrzewienie i wróci do lektury opowiadań Tadeusza Borowskiego. Może wizyta w jednym z obozów na ziemiach polskich schłodziłaby jego polemiczne namiętności. Na razie można powiedzieć, że palnął głupotę więcej niż godną pożałowania, albowiem głupotę szkodliwą - bo relatywizującą ludzkie tragedie. Jarosław Kuisz