Spór o ustawę uznającą śląską "godkę" za język regionalny, i o jej zawetowanie przez prezydenta Andrzeja Dudę, to jedna z tych spraw, wobec której staję bezradny. Umysł dyktuje jedno, serce coś innego, a kolejne argumenty znoszą się nawzajem i podważają. Po obu stronach barykady widzę ludzi kierujących się dobrą wolą. Z tej ich dobrej woli nie wynika jednak nadzieja na kompromis. Krowa, czyli koń Oczywiście najłatwiej się komentuje użycie tego tematu do politycznej bitki. "Powiedziałbym po śląsku, Panie Prezydencie, co myślę o Pańskim wecie, ale publicznie nie wypada" - napisał Donald Tusk na platformie X. Nowa koalicja traktowała ten akt jako symbol swojej otwartej, inkluzywnej polityki. Przeciwstawianej PiS-owskiemu centralizmowi i niechęci do różnorodności - wciąż pokutuje pamięć o "śląskości jako zakamuflowanej opcji niemieckiej" Jarosława Kaczyńskiego. Skoro "PiS-owiec Duda" zablokował prezent dla Śląska i Ślązaków, można tym grać. Ale przecież na początku stajemy wobec pytania o czysto merytoryczną podstawę decyzji o "śląskim języku". Większość językoznawców ją kwestionuje jako dekretowanie fikcji. W necie hula powielany cytat z wypowiedzi popularnego językoznawcy, można by rzec językoznawczego celebryty, prof. Jana Miodka. "Proszę ode mnie nie wymagać udowodnienia, że może śląszczyzna jest odrębnym językiem, nie żądać jej kodyfikacji, bo to jest nonsens. Naiwność połączona z fanatyzmem". Politycy, którzy głosowali za takim rozstrzygnięciem, nabierają w świetle takich wypowiedzi cech samozwańczych demiurgów. Mają przed sobą krowę, ale jeśli wpiszą do księgi praw, że jest ona koniem, stanie się nim. Mniej dyskutantów zwraca uwagę na dalszy ciąg wypowiedzi prof. Miodka. "Kapitałem dialektu śląskiego jest jego mozaikowość. Na ten dialekt śląski składa się kilkadziesiąt gwar. Próba kodyfikacji będzie zawsze z krzywdą dla którejś z tych gwar. Nie dajmy się zwariować". Jeśli przykładowo chciałoby się nauczać śląskiej gwary czy dialektu w szkole, pojawia się pytanie o literacką wersję godki, na której można by takie nauczanie oprzeć. Nie ma jej. Można naturalnie wybrać którąś z wersji do napisania książki czy piosenki - to się już zdarza. Z nauczaniem byłoby jednak gorzej, trudniej. Byłoby to nie tyle odkrywanie co kreowanie rzeczywistości. Czy warte studiów, pisania podręczników, pobierania na ten cel dotacji? Pewien znajomy dziennikarz, spierając się ze mną, dowodził, że powstawanie nowych języków bywało kwestią decyzji politycznej. Ot, choćby język macedoński, został sztucznie oddzielony od bułgarskiego. A język ukraiński, czy języki narodów bałtyckich kształtowane w wieku XIX? Konstruowano je, zapewne komasując różne odmiany. Pytanie o separatyzm No tak, tylko że tam celem było tworzenie oddzielnej wspólnoty narodowej, a z czasem i państwowej. Potwierdzałoby to więc obawy tych, którzy powtarzają, że nie potrzeba nam na Śląsku tendencji odśrodkowych. Że to jest ich podsycanie, kreowanie, wychodzące naprzeciw tradycyjnemu poczuciu rozżalenia części Ślązaków na polski centralizm czy na lekceważenie. W tekście prezydenckiego weta po argumentach językoznawców znalazło się odwołanie do takiego zagrożenia. "Prezydent [...] uważa, że nie można zaaprobować żądań o objęcie określonych dialektów językowych przepisami ustawy [...], zwłaszcza w bieżącej sytuacji społecznej i geopolitycznej. Niedające się wykluczyć działania hybrydowe, jakie mogą być podjęte w stosunku do Rzeczypospolitej Polskiej, związane z prowadzoną wojną za wschodnią granicą, nakazują szczególną dbałość o zachowanie tożsamości narodowej". Obrońcy tej ustawy starali się te obawy zminimalizować. Widać to w liście napisanym przez pisarza Szczepana Twardocha. W przeszłości ogłaszał on, że nie jest Polakiem, a Ślązakiem. Na jeden z sądowych werdyktów na niekorzyść śląskiej tożsamości reagował wulgarnym: "Pi... się, Polsko". Teraz jednak wręcz sugerował, że śląskość może być częścią różnorodnej polskości, przynajmniej państwowej. "Szczególnie w czasie rosnących zagrożeń zewnętrznych Rzeczpospolita Polska, odwołując się do swoich świetnych tradycji wielokulturowego i wielojęzycznego społeczeństwa, powinna więc stać się opiekunką i strażniczką całego swojego kulturowego bogactwa, na jakie składają się również śląski język i śląska tożsamość". List podpisała masa znanych osób - od Olgi Tokarczuk po Roberta Makłowicza. Znalazła się tam przestroga: co roku ginie kilka języków, a wraz z nimi giną światy z tym językiem związane. Pojawił się przykład Wielkiej Brytanii opiekującej się zanikającym językiem walijskim. To kompletnie inna historia: walijski należy do innej grupy językowej niż angielski. Jest reliktem celtyckiej przeszłości wysp brytyjskich. Niemniej ton apelu był wstrzemięźliwy. Czy wobec tego obawy są uzasadnione? Podczas spisu powszechnego w 2021 roku narodowość śląską zadeklarowało blisko 600 tys. osób, przy czym ponad 187 tys. jako jedyną. Używanie języka śląskiego w domu potwierdziło blisko 470 tys. osób, jako jedynego - niemal 55 tys. z nich. Są to liczby mniejsze niż w poprzednim spisie - stąd teza o umieraniu. Zarazem Ruch Autonomii Śląska, choć słabnący, nie był urojeniem. Nie ma tu pełnej analogii do języka kaszubskiego, który nigdy się z politycznymi postulatami nie wiązał. Kiedy politycy prawicy widzą mocne zaangażowanie radykalnych ludzi lewicy na rzecz "języka śląskiego", mogą podejrzewać, że chodzi im nie o podtrzymanie tradycji, a o roztopienie polskiej tożsamości w różnorodnościach i regionalizmach. Mogłoby to przyspieszyć proces osłabiania państw narodowych. Ten temat jest na czasie - w obliczu projektu federalizacji Unii Europejskiej. Konserwatysta za śląskością No tak, tyle że obóz zwolenników zawetowanej ostatecznie decyzji nie jest jednorodny. Konserwatyści zostali zaskoczeni podpisem prof. Andrzeja Nowaka pod listem Szczepana Twardocha. Jemu trudno przypisać zamiar osłabiania polskości. Tak się tłumaczył, mocno i brzydko atakowany w mediach społecznościowych, pytany o swój podpis przez "Rzeczpospolitą": "Oczywiście, że separatyzmy regionalne są możliwe. Pytanie tylko, czy drogą do rozwiązania problemu nieufności, niechęci do polskiego państwa, jest przykręcanie śruby, wzmacnianie zakazów lub też konsekwentne odmawianie próśb, postulatów grupy regionalnej, która chce chronić swój język. Czy przeciwnie - jest okazaniem wiary w siłę polskiego państwa, kultury polskiej, języka polskiego uznanie, że ochrona języka regionalnego, którym mówi kilkadziesiąt tys. czy choćby 100 tys. osób w trzydziestoparomilionowym narodzie, nie stanowi śmiertelnego zagrożenia ani dla Polski, ani dla polskiej kultury". Czyli okażmy wielkoduszność i wiarę w siłę polskości. Profesor odwołuje się do innego konserwatyzmu: śląskość to kwestia długiej tradycji. Mógłby też powiedzieć, że większym problemem dzisiejszych czasów jest zatrata wszelkich narodowych tożsamości. Oba obozy nie były skądinąd jednorodne. Na przykład do weta wzywał Dudę poprzedni prezydent Bronisław Komorowski, wbrew swojej partii. Nie wiem, kto ma w tym sporze rację. Narracja prof. Nowaka budzi moją sympatię. Z jednej strony poeta śląski Michał Muszalik, związany z Klubem Jagiellońskim, przyjmuje decyzję prezydenta z rozczarowaniem. Twierdząc, że wielu Ślązaków głosowało jednak na PiS jako na ugrupowanie tradycyjnej wiary i obyczajów. I może się to skończyć. Z drugiej Twardoch zapowiada radykalizację postulatów "strony śląskiej". Teraz stawką ma być uzyskanie dla Ślązaków statusu mniejszości etnicznej. Ma się udać po odejściu z urzędu prezydenta Dudy. Czy z tej perspektywy weto nie podsyca takich tendencji? A może przeciwnie, prezydent trafnie rozpoznał ukryte zagrożenie? Piotr Zaremba