Spójrzcie na ostatni tylko przekaz premiera w serwisie X. "Rozliczanie PiS postępuje wolniej, bo nie wszyscy w Koalicji zrozumieli, że bez rozliczenia nie będzie naprawy Rzeczpospolitej. I jeśli się wreszcie nie ogarną, sami zostaną przez ludzi rozliczeni" - napisał tam polski premier. Trudno nie zadać sobie ważkiego pytania - do kogo właściwie ta mowa? Do koalicjantów z Polski 2050 i Lewicy? Ale przecież oni bynajmniej nie kładli się w minionych miesiącach Rejtanem i nie mówili "Donaldzie, nie tędy droga!" Albo "Hola, hola! Polując na PiS, niszczysz spójność polskiego społeczeństwa, podsycasz wojnę polsko-polską i rozwalasz państwo! My się na to nie piszemy!". Słyszeliście takie głosy ze strony wicepremierów Gawkowskiego albo Kosiniaka? A może Szymon Hołownia dał się poznać jako sprawiedliwy marszałek Sejmu, który nie ma względu na barwy partyjne i wobec wszystkich stosuje tę samą miarę? Nie, nic takiego nie nastąpiło. Hołownia nie przepuścił żadnej okazji, by pokazać opozycji, że teraz to on tutaj rządzi. A Gawkowski i Kosiniak-Kamysz lojalnie firmowali wszystkie uderzenia w największą partię polskiej opozycji. A kto nie wierzy, niech sobie sprawdzi, jak PiS (było nie było partię popieraną przez 30 proc. wyborców) pozbawiono najpierw wicemarszałków obu izb parlamentu, potem zaczęto nieznany w tej skali proceder uchylania immunitetów legalnie wybranym posłom formacji, a wreszcie zabrano największemu nierządowemu ugrupowaniu w polskim Sejmie pieniądze na trzy lata działalności, wywalając (na dłuższą metę) w kosmos polski system finansowania partii politycznych. I nikt z wyżej wymienionych koalicjantów Tuska szczególnie nie zmartwił się faktem, że oto w Polsce dzieje się coś złego. Nie mówiąc już o jakimś przeciwstawianiu się Tuskowi i jego ludziom w tym antydemokratycznym procederze, który się na naszych oczach od roku rozgrywa. A może Tusk swój apel, by ("śmielej, "śmielej") niszczyć opozycję kieruje w stronę własnego ugrupowania? W końcu papież antyPiSizmu Roman Giertych i do takich sugestii się czasem posuwa, że oto wróg zagnieździć się może wszędzie. Także we własnych szeregach "Polski uśmiechniętej". Tyle że przecież resorty odpowiedzialne za rozliczenia (śmieją się niektórzy, że to w tym rządzie osobny i najważniejszy gabinet równoległy) obsadzone są w całości zaufanymi premiera. Adam Bodnar ma resort sprawiedliwości oraz prokuraturę. I - jak to się kiedyś mówiło - nie zawaha się jej użyć, kiedy szef zapragnie. Tomasz Siemoniak jest koordynatorem ds. służb specjalnych, MSW także spoczywa pewnie w rękach tego ostatniego, a wcześniej było kierowane przez Marcina Kierwińskiego. Doprawdy trudno tych ludzi nazwać ukrytą opcją kryptoPiSowską, która przeszkadza w rozpędzeniu się machiny ds. rozliczenia PiS, sypiąc nocą - jak już wszyscy pójdą do domu - piach w tej dobrze naoliwione tryby. Trick na Putina i Łukaszenkę Może więc Tusk nie apeluje do swojego obozu, licząc na faktyczne przyspieszenie działań. Może to po prostu zasłona. Za którą premier rozpoczyna swój ulubiony manewr asekuracyjny, który ma go zabezpieczyć przed zarzutami o nieudolność czy nieskuteczność. "Trick na Putina i Łukaszenkę" - nazwał tę metodę już kilka miesięcy temu publicysta Jacek Żakowski. Chodzi o to, że Tusk na swoim obecnym etapie politycznego żywota wyspecjalizował się w ucieczce od "rządzenia" w "panowanie". On nie rozdaje zadań, nie określa ścieżek dojścia, ani nie kłopocze się żmudnym monitoringiem postępów prac. On jest ponad to. Ważne, żeby było kogo obsztorcować - a gdy trzeba to i rzucić na pożarcie - w razie jakiejś wtopy. Tak było w minionych miesiącach przy okazji powodzi albo w sprawie skandalu z zatrzymaniem żołnierzy na granicy wschodniej. Ale apel Tuska o "przyspieszenie rozliczeń" mówi nam jeszcze coś. I to jest chyba najważniejsze. Te słowa należy czytać jako wyraz bezsilności oraz narastającej paniki. Oto mamy sytuację, w której rozliczenia Tuskowi ewidentnie nie idą. On to wie i opinia publiczna też to wie. Komisje śledcze ds. polowania na PiS-owskie czarownice są farsą, a rzuceni na ten odcinek uśmiechnięci inkwizytorzy przegrywają bitwę za bitwą. I nie chodzi tylko o to, że posłanka Sroka i posłowie Zembaczyński albo Trela są intelektualnie słabi, a w konsekwencji regularnie ośmieszani przez Kaczyńskiego i spółkę. Rozliczającym brakuje też tego najważniejszego - czyli podstaw (tak faktycznych jak i prawnych), do tego by rozliczyć opozycję. Bo nie ma ich ani za co rozliczyć ani jak rozliczyć. Minister Bodnar z kolei chyba pogodził się już z myślą, że wejście w rolę wykonawcy tuskowych rozkazów spaliło za nim wszystkie mosty. Z dawnego obrońcy praw człowieka zostało już tylko wspomnienie. Jak dawne migawki z innego życia. Dziś Bodnar z "białego kapelusza" zmienił się w "szwarccharakter". I to na dodatek nieskuteczny, bo głębokie zmiany w wymiarze sprawiedliwości to chyba powoli staje się polski odpowiednik "wyprawy na Moskwę", na czym zęby połamało sobie wielu "silnych ludzi". Oczywiście jeśli Tusk się uprze i będzie chciał mieć głowy Kaczyńskiego i Ziobry podanych na srebrnej tacy w porze lunchu, to... będzie je miał. W końcu stoi na czele państwa wyposażonego w aparat przemocy. A jakiś pretekst do zniszczenia przeciwnika zawsze się znajdzie. Bo kto zabroni uśmiechniętym wsadzenia Kaczyńskiego do mamra za przechodzenie na czerwonym świetle? No kto? W krótkim okresie oczywiście nikt. Ale idąc tą drogą Tusk, wejdzie w końcu na stromą ścieżkę, z której nie ma już powrotu. Przegnie ostatecznie, a ludzie będą to widzieli. Wtedy zostanie mu już tylko przemoc. A na czystej przemocy władzy utrzymać się zwyczajnie nie da. Miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli tego sprawdzać. Rafał Woś ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!