H jak Hołownia, H jak Humanum
Przeciąganie pod kilem marszałka Sejmu właśnie się zaczęło. Mógł sobie spokojnie wyłączać PiS-owcom mikrofony w sejmie. Ale jemu się prezydentury zachciało.
Hu, hu, hu!!! Coraz ciekawiej wokół Collegium Humanum - uczelni specjalizującej się w ekspresowym wydawaniu dyplomów potrzebnych do zasiadania w radach nadzorczych. Początkowo - jeszcze za poprzedniej władzy - afera miała być jednym z krążowników użytecznych do zatapiania PiS-u.
Wielu gorliwym liberalnym komentatorom wszystko się już tak pięknie układało. Collegium Humanum, czyli PiS-owska kuźnia kadr. Szemrana szkółka potrzebna głupim i leniwym politykom prawicy do uzyskania kluczyka do publicznych fruktów z tytułu zasiadania w organach statutowych spółek komunalnych albo skarbu.
Szymon Hołownia i typowy slalom gigant
Ale kto mieczem wojuje... Bo w międzyczasie im bardziej zaczęto zaglądać do szaf z indeksami Humanum, tym bardziej zaczynały z niej wypadać nazwiska polityków bynajmniej nie PiS-owskich. Tylko wręcz przeciwnie. Popierany przez PO prezydent Wrocławia Jacek Sutryk to do wczoraj najgłośniejsze z nich.
Ale dziś już wcale nie najgłośniejsze. Bo od wczorajszej publikacji "Newsweeka" w kontekście studiów na Humanum pojawił się przecież sam Szymon Hołownia - marszałek Sejmu, lider koalicyjnej Trzeciej Drogi i kandydat na prezydenta RP.
Na razie mamy grę w zaprzeczanie. Typowy slalom gigant, który przerabiamy w takich przypadkach zawsze. Hołownia mówi, że na Humanum nie studiował. Nie wie nawet, gdzie się ta uczelnia znajduje. Ale jednocześnie przyznaje, że kilka lat temu złożył podanie o przyjęcie na studia w... Humanum. Czyli ma się rozumieć, że nie wiedział, gdzie się mieści uczelnia, do której zgłosił akces.
A może - mrukną złośliwcy - Hołownia właśnie mówi prawdę. Bo przecież w studiowaniu na Humanum chodziło - jak wiadomo - właśnie o to, żeby do niej... nie chodzić. Zaś dyplom miał się zrobić sam. Po czym - by tak rzec - na własnych łapkach przyjść do zapracowanego profesjonalisty. Znany ze swojego upodobania do przyłapywania przeciwników politycznych na nieścisłościach marszałek mówi jeszcze coś innego.
Powiada, że po tym jak złożył podanie o przyjęcie na studia w Humanum, to rozeznał się w opiniach na temat szkoły. A że opinie były kiepskie, to on studiów jednak nie podjął. To ciekawe, prawda? Też tak robicie, że najpierw zapisujecie się na jakieś studia, kursy albo do dentysty, a dopiero potem sprawdzacie, czy te studia to nie jest jakaś ściema, a dentysta nie jest przypadkiem weterynarzem?
Jednocześnie Hołownia kontratakuje. Wie, że niekorzystne dla jego prezydenckiej kampanii nagłówki trzeba przykryć czymś innym. Grozi więc "kryzysem zaufania w koalicji". Mówi o nawet o wykorzystywaniu prokuratury i służb do celów politycznych.
Zaraz, zaraz, czy to nie jest przypadkiem dokładnie ten sam zarzut, jaki od roku podnoszą politycy PiS wobec ministra sprawiedliwości Adama Bodnara i premiera Donalda Tuska? Czyżby ich własny koalicjant potwierdzał właśnie to, że rząd któremu poparcie Trzeciej Drogi zapewnia polityczny byt, posuwa się do takich niedemokratycznych chwytów?
No to jak to jest? Hołowni granie prokuraturą i służbami (które miały być po przegnaniu złych PiS-owców już wreszcie profesjonalne i apolityczne) przeszkadza tylko wtedy, gdy ktoś jemu - Szymonowi Hołowni - robi kuku? A jak kuku robione jest opozycji, to wszystko ładnie pięknie i śpijcie, drodzy rodacy, słodko w przeświadczeniu, że wszystko w uśmiechniętej Polsce idzie ku dobremu? Suwerenni w swych opiniach komentatorzy polskiej polityki wiedzieli oczywiście, że tak to wszystko działa. Ale pierwszy raz na tę skalę przyznał to swoimi własnymi słowami jeden z trzech najważniejszych ludzi w obecnym układzie władzy.
Rysa na wizerunku
Sprawa jest oczywiście rozwojowa. Nie wiemy ciągle, jak na wieści o "rotacyjnych studiach" marszałka Sejmu zareagują jego wyborcy. Może nie będzie im to wcale przeszkadzało. Tak jak nie przeszkadzało wyborcom Aleksandra Kwaśniewskiego, że "miał wyższe wykształcenie, chociaż nie studiów nie skończył".
Możliwe. Możliwe, że Hołownia jest tak doceniany za swoje inne polityczne walory, że ludzie machną na to ręką. Umówmy się, że przecież do wyłączania posłom opozycji mikrofonów, albo wzruszania się nad konstytucją RP żadnych studiów nikomu nie potrzeba.
Ale możliwe jest też, że to będzie jednak przykra rysa na politycznym projekcie Szymona Hołowni. Marszałek bardzo lubi się przecież stroić w szaty moralisty. Lubi pouczać i wytykać małość, albo brak profesjonalizmu, standardów albo formatu.
Do tego potrzeba jednak - jak mówią anglosasi - bardzo czystej kamizelki. Żeby dawać wykłady, trzeba samemu sprawiać wrażenie, że się jest poza wszelkim podejrzeniem. Należy być ponad codzienne geszefciarstwo. I lepiej już nie mieć wyższego wykształcenia. Niż czynić podchody do zrobienia go na szemranym Humanum.
Jest jeszcze sprawa stabilności koalicji. Choć tu akurat Hołownia - poza straszeniem - zrobić może niewiele. Podobnie jak koalicjanci z Lewicy tak samo Polska 2050 jest na totalnej łasce i niełasce Donalda Tuska. Brak im bowiem jakiegokolwiek środka nacisku na dużych misiów z KO.
Hołownia - w przeciwieństwie do PSL-u - nie może przecież nagle ogłosić, że (dla dobra ojczyzny oczywiście) poprze np. rząd techniczny z udziałem PiS. Jedyne co mogą zrobić, to zerwać koalicję i próbować wymusić wcześniejsze wybory. Wybory, w których Tusk (przy pomocy słusznych mediów) zrobi im totalną polityczną masakrę. Wiedzą to wszyscy. Łącznie z Hołownią. I dlatego poza paroma gniewnymi gestami lider Polski 2050 nie zrobić nic.
Czekając aż sprawa Humanum przyschnie. Aż do następnego pocisku, który koalicjanci w przededniu wyborów prezydenckich w Hołownię znowu odpalą. A że odpalą - to pewne jak amen w pacierzu.
Rafał Woś