A przecież powinno być tak pięknie. Prawda jest taka, że Prawo i Sprawiedliwość samo zaskoczone jest własnym sukcesem. Nie ma większości sejmików, ale jest ich więcej niż się spodziewano. W powiatach niedyskutowalny sukces. Walka o Warszawę została przegrana z kretesem, ale nawet ona nie zniszczyła kandydata PiS. Tobiasz Bocheński wychodzi z niej jako młoda (jak na standardy) i lubiana przez prawicowy elektorat nowa twarz w pierwszoligowej polityce. Uczciwie mówiąc, w Warszawie otrzymał tyle, ile kandydat prawicy otrzymać może. Aresztowania, pomstowania, naparzanka medialna teraz już także w "odzyskanej" TVP, nic nie zmieniły w notowaniach. Nie ruszyły elektoratu. Jest baza by budować. By wygrać kolejne wybory, sięgając po elektorat centrowy zniechęcony rządami i oczywistym drwieniem z prawdy przez premiera Tuska. Tyle, że wątpliwe by się to ziściło. Niestety, zdjęcia z wieczoru wyborczego i to, co się działo po nim, więcej mówią o kondycji tej formacji niż wynik wyborczy. Ściemniany dogmatyzm Na zdjęciach stara gwardia, najmocniejsze nazwiska i część z tych polityków, którzy, reklamując się przed prezesem jako "najbardziej bezkompromisowi", byli najbardziej wyspecjalizowani w wewnętrznej intrydze, także przeciwko wyżej wymienionemu. Nie brzydzili się jakoś - w tym swoim dogmatyzmie - latami biegać po najbardziej "liberalnych", czyli proplatformerskich mediach ze swoimi wrzutkami, a te media w swojej odrazie do PiS nie wahały się tymi plotkami, informacjami od "anonimowych informatorów" z PiS żywić. A przecież arsenał nie kończy się na opiniach. Dochodzą kompromaty. W dzisiejszym PiS rośnie w siłę koteria intryg i straszenia, przede wszystkim, jak na każdym wypełnionym intrygami dworze, tymi, którzy rzekomo chcą zdetronizować króla. Koteria nie potrafiąca chwalić się realnymi sukcesami, czyli bezprecedensową modernizacją Polski w ostatnich latach, ogromnymi transferami społecznymi, przejściem przez dwa globalne kryzysy. Tylko dlatego, że firmuje je nazwisko zwalczanego przez ową koterię nazwisko byłego premiera. Za to koteria chętnie odwołująca się do własnej propagandy i rozmaitych awantur związanych z angażowaniem się w tematy aborcji i tym podobne, które m.in. były przyczyną utraty władzy w 2023 roku. Reprezentanci tej koterii zawsze uwodzą szefostwo i twardy elektorat, strosząc się w piórka jastrzębi - najtwardszych zawodników, tytanów bezkompromisowości. I tylko nieliczni zauważają prostą rzecz, że dogmatyzm i radykalizm bywają równie często domeną ideowców, co skrajnych cyników gotowych w walce o władzę przyjąć każdy pogląd. Oferta czy propaganda? Problem jest i nie da się przed nim uciec. Najważniejszą formację prawicową dziś czeka albo zwycięstwo "jastrzębi" i izolacja w wygodnej niszy "hard prawicy", z kilkoma liderami wygodnie umoszczonymi w Europarlamencie albo nieustanna wyniszczająca wewnętrzna walka, szukanie kompromatów, bieganie ze skargami do prezesa i mediów oraz listami uderzającymi w cały własny gospodarczy i modernizacyjny dorobek. Czyli negowanie lub przemilczanie największego sukcesu życiowego nurtu politycznego, wiedzionego przez Jarosława Kaczyńskiego przy... jego akceptacji dla tego negowania. Życie lubi paradoksy. A z perspektywy elektoratu prawicy pozostaje pytanie, czy dostanie kiedyś w ofercie nowoczesny, ale odbiegający od liberalno-lewicowej utopii, program reform czy propagandę, antyunijne pohukiwania i nieustanne straszenie wrogiem wewnętrznym. To ostatnie zresztą obecna władza robi równie skutecznie. Wiktor Świetlik