Owszem, systemy wojskowe działają prawidłowo, deklaracje są mocne, ale polska codzienność polityczna nadal przypomina przedszkole. Najwyraźniej wygodnie zajmować się sprawami mniejszej wagi, łatwo bawić się w problemy zastępcze, niż mierzyć z nieuchronnością geopolityki. Powstaje wrażenie, że nawet powaga jest na niby. Jeśli politycy chcą, by opinia publiczna poważnie traktowała ich przekaz o narastającej grozie "czasów przedwojennych", sami muszą we własne słowa uwierzyć i postępować w zgodzie z nimi. Władza, która beztrosko trwoni czas, poparcie i energię na wewnętrzne kłótnie o to, czy debata o liberalizacji prawa aborcyjnego odbędzie się w marcu, czy w kwietniu, albo o to, czy składka zdrowotna to ukłon w stronę przedsiębiorców, czy zamach na pracowników etatowych, zapomina, że prawdziwym wyzwaniem jest dziś utrzymanie proeuropejskiego kursu Polski, który wciąż jest zagrożony. Każdy zgrzyt w koalicji rządzącej cieszy wyłącznie Jarosława Kaczyńskiego, który doskonale wie, że jego szanse na powrót do władzy wciąż nie zostały przekreślone. Autokratyczne zagrożenie nie minęło Politycy rządzącej koalicji, którzy z jednej strony opowiadają o nadzwyczajnej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska, a z drugiej na ostrzu noża stawiają sprawy drugorzędne albo łatwe do rozwiązania przy użyciu dobrej woli i kompromisu, zbyt łatwo zapominają, że dzisiejsza opozycja przez lata karmiła ludzi antyzachodnimi obsesjami. Szukała sojuszy z proputinowskimi siłami w Europie, fascynowała się Viktorem Orbánem, fetowała w Warszawie Marine Le Pen, mówiła ustami prezydenta o wyimaginowanej wspólnocie, a dziś nawet legitymizuje skandaliczne słowa Donalda Trumpa, który tylko czeka, by po prawdopodobnym wyborczym zwycięstwie wpaść w ramiona rosyjskiego dyktatora. Tymczasem nie ma żadnego powodu, by puszczać to w niepamięć, zwłaszcza że PiS nie określił jeszcze nowego kierunku ideowego, w jakim chce iść. Władimir Putin dąży do maksymalnego rozbicia Zachodu, kibicuje nacjonalistycznej prawicy, czeka na upadek Joe Bidena, a każdy gest, który osłabia demokratyczne rządy w krajach Unii Europejskiej i NATO, daje mu tlen. Dlatego filarem naszego bezpieczeństwa jest przede wszystkim głęboka integracja europejska i poszerzanie sojuszy, a nie tylko zbrojenia. Kaczyński nie może zapominać, że osiem lat jego rządów doprowadziło nas na skraj polexitu (brexit też wydawał się kiedyś abstrakcją), a Donald Tusk, Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz i Włodzimierz Czarzasty z opozycyjnym wobec rządu Adrianem Zandbergiem powinni pamiętać, że autokratyczne zagrożenie nie minęło. Jeśli były pisowski ambasador RP w Niemczech Andrzej Przyłębski zachęca dziś PiS do sojuszu z AfD w europarlamencie, można sądzić, że na opozycji silna jest opcja skrajnie prawicowej radykalizacji. Prawdziwa polityka nie wybacza krótkowzroczności Oczywiście wszystko można tłumaczyć kampanią wyborczą - i wulgarną odzywkę po przesunięciu o kilka tygodni sejmowej debaty w sprawie aborcji, i wyzywanie rządzących od kapitalistycznych krwiopijców, bo chcą ulżyć przedsiębiorcom - jednak prawdziwa polityka nigdy nie wybacza krótkowzroczności. Gdy Rafał Trzaskowski, jeden z liderów władzy, przypomina swoim kolegom, że wybory parlamentarne były tylko początkiem zmian, a równie ważne są kolejne elekcje, nie jest przez wszystkich słuchany, bo w obozie władzy dominuje wiara, że wszystko jest już rozstrzygnięte. Tymczasem ta iluzja już dziś mści się na na koalicji rządzącej, której poparcie nadmiernie nie rośnie, a w niektórych sondażach nawet spada, a fala wysokiej frekwencji może zamienić się w tsunami rozczarowania. Ludzie głosowali na zmianę, bo widzieli w proeuropejskich siłach remedium na politykę samotnej wyspy między Rosją a Zachodem. Kaczyński nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a Zjednoczona Prawica wciąż ma poparcie społeczne, choć dziś stoi na ideowym rozdrożu, co paradoksalnie może być szansą dla tej formacji. Skoro państwa europejskie potrafią trzeźwieć z fantazji, że można Rosję wciągać w orbitę cywilizacji zachodniej, to partie takie jak PiS w obliczu realnego zagrożenia mogą podjąć próbę przewartościowania własnych wartości. Dziś jasne jest, że postawy antyeuropejskie i przeciwne silnej integracji należą do katalogu agendy rosyjskiej, więc każdy akt zrywający z taką polityką jest działaniem na rzecz bezpieczeństwa. Jeśli jednak zwycięży alt-right, a radykalizm straci granice, obecna opozycja zapisze się na trwałe do antydemokratycznej międzynarodówki, choć mogłaby z niej wyjść w kierunku nowoczesnej chadecji. A realny wybór polityczny w tej części świata zawęził się do jednego pytania: jesteś za putinowskim Wschodem czy za demokratycznym Zachodem? Przemysław Szubartowicz