Przewidywalne reakcje Zgodnie z kluczem politycznym, jedni się oburzyli, inni pochwalili. Masa innych rodaków pewnie w ogóle nie odnotowała, że w Stawiskach takie słowa padły. Przypomnijmy zatem, że właśnie tam odbył się duży piknik polityczny, podczas którego Jarosław Kaczyński miał przemówienie. Powiedział, że... A tu zacytujmy dokładnie: "Donald Tusk to prawdziwy wróg naszego narodu. On nie powinien rządzić Polską, czas to wyraźnie powiedzieć. Niech idzie do swoich Niemiec i tam rządzi". Upadek Zachodu, czyli "dobrze im tak!" To na pewno nikogo nie zaskoczyło. Jednak Jarosław Kaczyński powiedział także o opozycji do niego: "Oni nam proponują nienawiść. Wojnę. Wojnę domową. Niszczenie katolików. Język polityki, który jest jakimś językiem z jamy bandyckiej, a nie normalnym, kulturalnym językiem. I to wszystko jest w gruncie rzeczy jeden człowiek: on się nazywa Donald Tusk". Wreszcie w otoczeniu zwolenników pozwolił sobie na werbalną familiarność na zakończenie: "Pamiętajcie o tym ryżym. Pamiętajcie. On jest największym zagrożeniem dla Polski". Może warto odnotować, że podczas spotkania istotnie dominowała luźna atmosfera. Po słowach "o ryżym", spikerzy nawoływali do uśmiechów, powiewania biało-czerwonymi flagami. Konsekwencje żargonu Najwyraźniej słowa lidera PiS o jego oponencie jako "o ryżym", który powinien wyjechać z kraju, mieszczą się w ramach "normalnego, kulturalnego języka". Być może tak jest. W końcu zawsze podczas pikniku można też użyć wulgaryzmów pod adresem konkurenta. Niejednego zwolennika danej partii ucieszy, że nasz lider "oj, taki jest niegrzeczny". Polska radość z zamieszek we Francji, czyli kto się będzie śmiał ostatni Wyjątkowo żenujące są jednak usprawiedliwienia politycznego chamstwa, które z wielką łatwością kolonizuje umysły naszej klasy politycznej od prawa do lewa. Na ogół pojawia się wówczas kluczowy argument - usprawiedliwienie: "ten drugi też tak robił". Skoro jeden wyzywa, ten drugi też może. Skoro jeden kradnie, ten drugi też może. I tak dalej. Widzą Państwo sami, do czego to prowadzi. Jednak degeneracja języka polityki przynosi i inne konsekwencje. W ostatnich latach ukształtował się wręcz pewien żargon polityczny z dwuwartościową skalą ocen. Nie konkurent do stanowisk w państwie, lecz wróg. Można odnieść wrażenie, że do pewnego momentu czyniono to "półserio". Teraz jednak rzecz wymknęła się spod kontroli. Otóż w komunikacji z wyborcami niemal programowo unika się rzeczowych wiadomości o faktach. Dlaczego? Komunikowanie soczystych ocen osób i zdarzeń zastępuje rzetelny opis. Epitety są o wiele łatwiejsze niż przygotowywanie do merytorycznej debaty. Tyle że wyzwiska szybko wietrzeją. Pojawia się zatem potrzeba ich piętrzenia. Kiedyś w PRL-u modne było tworzenie przezwisk z nazw osobowych. Nazwisko pisane małą literą i w liczbie mnogiej stawało się objawem pogardy. Teraz mamy na pikniku atak na "ryżego". Współcześnie mamy jeszcze jeden element w tej układance. Algorytmy wzmacniają negatywny przekaz oraz zwykłe kłamstwa, albowiem to budzi zainteresowanie naszych mózgów. Owa degeneracja języka polskiej polityki jest zatem tylko częściowo przejawem woli. Częściowo dostosowaniem się do środowiska politycznego, które współtworzą nowe technologie spoza naszego kraju. Puenta? Cóż, czekają nas zwykłe, wulgarne wyzwiska z towarzyszeniem braw i rechotu zwolenników danego polityka. Nie wiadomo, dlaczego ktoś miałby się ograniczać. W teorii w Polsce nie będzie żadnej zmiany politycznych standardów, jeśli na tej równi pochyłej ktoś jako pierwszy się nie opanuje. Stwierdzi publicznie, że nie będzie postępował, jak krytykowani poprzednicy. Pomyśli o dawaniu przykładu następnym pokoleniom Polaków. Po czym dotrzyma słowa. Zgroza! To zadanie zaiste herkulesowe. Niektórzy znawcy kuchni politycznej twierdzą, że to po prostu gruszki na nadwiślańskiej wierzbie. Do świata politycznego w naszym kraju od dawna lgną specyficznie uformowane charaktery, raczej podtrzymują i wzmacniają istniejące tam negatywne trendy. Jaką zmianę na lepsze zapowiada obecnie ten młody człowiek, który ledwo trzyma się na nogach? Kto się boi rozpadu Rosji? Najwięksi idealiści na wejściu trafiają do takiej wyżymaczki parlamentarnej, że raz-dwa przychodzi wypalenie się. W takim środowisku dominuje oderwanie od rzeczywistości prostych uczuć oraz darwinizm klasy premium. Oczywiście, wiemy także, iż to nonkonformiści trwale zmieniają politykę. W tej chwili jednak mamy raczej czas płynięcia liderów z prądem oczekiwań. Na zmiany w języku polityki zatem się nie zanosi. Czekamy zatem na wylew wulgaryzmów na piknikach. Do tej pory to były marne uwertury.