Dwa lata, które zaskoczyły Donalda Tuska i Polskę
Nic nie jest dane na zawsze, polityka jest nieprzewidywalna, a nieszczęścia nie chodzą parami, a - jak u Hamleta - batalionami. To chyba najkrótszy rachunek, jaki obecna władza mogłaby wystawić ostatnim dwóm latom. Jedno z nieszczęść wynikło z największego błędu w całej politycznej karierze Donalda Tuska.

Od czasu kiedy obóz Donalda Tuska doszedł do władzy, zaszły ogromne zmiany na globalnej i krajowej szachownicy. Podjęto istotne decyzje, a także pewnych decyzji nie podjęto, co ma przemożny wpływ na wskaźniki rozwojowe i przyszłość polskiej modernizacji czy bezpieczeństwa.
Autor niniejszego tekstu nie musi udowadniać (ani nie może ukryć) swojego krytycznego stosunku do dokonań władzy, bo wystarczy minutowa kwerenda w internecie. Tym razem chciałbym jednak zwrócić uwagę na kluczową zmianę, do której doszło. W obszarze, który leży u podstaw dzisiejszej polityki i o niego tak naprawdę walczą przede wszystkim obozy polityczne, a także powiązane z nimi obozy medialne. O emocje.
Relacje z imiennikiem mogą okazać się najpoważniejszym błędem Donalda Tuska w jego politycznej karierze
Szymon Hołownia w kinie
Przecież 15 października 2023 roku mogło się wydawać, że jest już posprzątane. Tworzenie 14-dniowego trzeciego rządu Morawieckiego było skazane na klęskę, opowieści o przekabaceniu Władysława Kosiniaka-Kamysza na stronę PiS brzmiały jak marzenia ściętej głowy.
Ustępujący obóz władzy wciąż zachowywał silne poparcie społeczne, ale wydawało się ono topnieć. W końcu zaraz miał gwałtownie stracić zmitologizowane, jak się okazało, narzędzie propagandy. Już wcześniej całkowicie stracił resztki młodzieży. Donald Tusk miał po swojej stronie nie tylko media, ale solidarne poparcie całego Zachodu, włączając w to Stany Zjednoczone. Dopiero po czasie okaże się, jak ważnym ono było także dla wyborów sprzed dwóch lat.
Za chwilę miała zabłysnąć nieprawdopodobnym światłem gwiazda (jak się okazało krótkotrwała supernowa) Szymona Hołowni. Tak, tak, to było tylko niecałe dwa lata temu, kiedy to w szkołach i kinach puszczano transmisje z obrad sejmowych prowadzonych przez pana marszałka!
Generalnie perspektywa pokazywała, że może być, owszem, trudno, ale władza ma carte blanche - wolną rękę. Nie przeszkodzi zagranica, a ulica ściągnie co najwyżej oddanych zwolenników PiS, którzy nawet jeśli liczni, nie przyciągną na swoją stronę nikogo więcej i pozostaną potężną, ale topniejącą mniejszością.
Pierwsze działania - przejęcie mediów publicznych, rozprawa z dwoma starymi wrogami Donalda Tuska z CBA (Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik - przyp. red.) połączona z poniżeniem prezydenta Dudy, potem przejęcie prokuratury, dokładnie potwierdzały taki rozwój wypadków.
Wydawało się, że władza może domykać system. Być może nawet przełamując rotacyjność i zmienność wyborów oraz woli politycznej Polaków, która nigdy nie pozwoliła nikomu sprawować władzy dłużej niż osiem lat z rzędu. Teraz mogło być inaczej. Ale by tak było, trzeba po pierwsze zapewnić sobie trwałą władzę nad emocjami większości głosujących Polaków. Jak to zrobić? Jak się okazuje, tego klucza jeszcze nikt w Polsce nie znalazł.
Skok przez płot Poli Matysiak
Pierwszy sygnał został początkowo przez ekipę Tuska zignorowany. To była sprawa CPK. Okazało się, że nawet część tych Polaków, którzy powiedzieli "nie" PiS-owi, niekoniecznie popiera rozprawę z każdym projektem modernizacyjnym przez tę formację firmowanym. To był moment ważny, bo wtedy zaczęła być przełamywana ta PiS-owska bańka krytyki wobec władzy.
Secesja polityczna, albo jak nazywają to niektórzy - zdrada, Poli Matysiak, tak naprawdę była symbolem szerszego zjawiska. Problemem z jedną posłanką nie było wówczas to, że inaczej głosuje, krytykuje premiera, idzie swoją drogą. Matysiak przerwała kordon, którym Tusk próbował otoczyć cały aparat polityczny wroga. Zamknąć przeciwnika za politycznym murem, za którym będzie go tępił, przy poparciu dla tych działań bądź obojętności wszystkich poza twardym elektoratem Kaczyńskiego.
To dobrze szło, ale w pewnym momencie się zepsuło. Z popierającego działania premiera chóru zaczęły wyłamywać się niektóre mające mu wtórować media. Do tego w obszarze streamingu video rozwinęły się nowe potężne kanały. Nieobliczalne, kierowane do tych, do których nie trafiała ani TVP PiS, ani TVP PO, ale krytyczne wobec rządzącej ekipy. Zmieniały wektor mody i… hejtu.
Nakładał się na to narastający konflikt w obozie władzy - także stały element polskiej polityki, który przynajmniej rząd Millera wykończył i doprowadził do reorganizacji polskiej sceny politycznej.
To wszystko na początku się tliło, potem paliło gdzieś w ukryciu, w końcu wybuchało. Potem z politycznego nieba spadły gromy tak wielkie, jak tylko mogą stamtąd spaść.
Cios za ciosem
Pierwszym z problemów dla koalicji były wybory amerykańskie jesienią 2024 roku. Ekipa PO postawiła wyłącznie na demokratów, a relacje z imiennikiem mogą okazać się najpoważniejszym błędem Donalda Tuska w jego politycznej karierze.
Początek 2025 roku, gdy Donald Trump zaczął obejmować władzę, pokazał, że nic nie będzie, jak było. Ekipa Trumpa otwarcie deklarowała wsparcie i sympatię dla obozu polskiej prawicy. Szybko zaczęły się też zmiany w globalnym systemie zarządzania ludzkimi emocjami.
Już wcześniej Elon Musk przejął Twittera, który przemienił w X, tworząc z niego silne narzędzie konserwatywnej komunikacji i likwidując algorytmiczne i ludzkie ograniczenia związane z klimatyczną, dżenderową czy innymi agendami tematycznymi. Po wyborach w jego ślady poszedł Mark Zuckerberg, właściciel Facebooka i Instagrama.
Zasięgi zwiększyła chińska sieć TikTok, która co prawda zawarła pakt o nieagresji i kontroli treści z szefową Komisji Europejskiej, ale już z kolei nie miała żadnych zobowiązań, by kogokolwiek oszczędzać nad Wisłą. Przewaga władzy w posiadaniu narzędzi zarządzania masowymi emocjami zaczęła topnieć.
W niedzielę 1 czerwca ostatecznie zapieczętowała się kolejna drastyczna zmiana. Kandydat wystawiony przez lidera PiS, związany z tą formacją, przyciągnął ponad połowę wyborców w wyborach, w których wzięło udział najwięcej Polaków do tej pory. Widmo utraty władzy od tej pory patrzy obecnej ekipie nieustannie w oczy, a Andrzej Duda może być przez nią wspominany jako postać niemal neutralna.
Zadyszka przeciwników Tuska
Nałożyły się na to konflikty w samym obozie władzy, już nie tylko w koalicji, ale wewnątrz KO, czy ściśle dawnej PO, rozgrywane także przy pomocy influencerów przekonujących, że Tusk się zużył i przydałby się nowy premier o imieniu Radosław. Nie zmienia to faktu, że sondaże dają tej ekipie małe szanse na zwycięstwo.
Ale tym razem i przeciwnicy Donalda Tuska dostali zadyszki. Liderzy Konfederacji i PiS rzucili się sobie do gardeł, a i partia Jarosława Kaczyńskiego jest osłabiana wewnętrzną walką. W dodatku wiek odciskający się na decyzjach "naczelnika" staje się coraz bardziej widoczny.
Choćby jego personalna decyzja o holowaniu ze sobą Łukasza Mejzy odbija się dziś czkawką. Sobotnia demonstracja została propagandowo ograna przez władzę i związane z nią media (zapomnijmy w tej sprawie o prawdzie obiektywnej). Mówiąc krótko - wszyscy mają pod górę, ale wiatr wieje w plecy opozycji, a nie władzy.
Piłka wciąż w grze, ale na zupełnie innym boisku niż to, które wyobrażała sobie ekipa Tuska dwa lata temu. Na boisku, które nieraz przypomina kowieński stadion i wypełniają je często podobne, choć szczęśliwie łagodniej wyrażane, emocje.
Wiktor Świetlik















