W weekend nuncjatura apostolska ogłosiła, że arcybiskup Andrzej Dzięga zrezygnował z pełnienia urzędu. Papież Franciszek rezygnację 71-letniego hierarchy przyjął. Za językiem dyplomacji kryje się ponura rzeczywistość polskiego Kościoła. Wedle ujawnianych od dawna wiadomości prawdopodobnie wymuszona decyzja hierarchy wiąże się z tuszowaniem spraw wykorzystywania małoletnich przez księży. Zlecenie z Watykanu Z Watykanu zlecono wyjaśnienie ponurych spraw. Ujawniona prawda musiała być porażająca, skoro niemłody hierarcha został w zasadzie publicznie upokorzony - wymuszoną w końcu dymisją. Jedną ze spraw, która zresztą wystarczyłaby do znacznie surowszej kary, była sprawa księdza Andrzeja Dymera - duchownego, który niedawno zmarł, a który w ciągu dekad złamał życie wielu młodych katolików. Dla wielu osób interesujących się sprawami Kościoła to w sumie nic nowego. Tym bardziej frapujące wydaje się zjawisko wyciszania spraw już ujawnionych i udokumentowanych. Można odnieść wrażenie, że wciąż na tym polu w Polsce odnosi się niemałe sukcesy, niestety. Wielu katolików o ponurej działalności księdza Dymera pewnie w ogóle nie słyszało. Nie-rozdział Kościoła od państwa To zwraca naszą uwagę na szerszy problem. Część wyborców obecnej koalicji rządowej liczyła na zdecydowane podjęcie tematu rozdziału Kościoła od państwa. Tymczasem kolejne miesiące mijają. A sprawa, najogólniej rzecz biorąc, nie jest traktowana priorytetowo. Pierwszym przykładem jest oczywiście sprawa zmiany przepisów aborcyjnych. Okazuje się, że PiS stracił władzę, ale nowymi hamulcowymi czy też osobami występującymi obiektywnie w interesie Kościoła stali się marszałek Sejmu, Szymon Hołownia i prezes PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz. Niby zaskoczeń nie ma, ale rodzi się pokusa, by stwierdzić, że u władzy partie się zmieniają, ale w zasadniczych sprawach to i tak Kościół rozdaje karty. Zbyt dużo się zmieniło, zbyt wiele skandali ujawniono, zbyt mocno naciska Watykan, aby zupełnie nic nie robić. Natomiast można utknąć w pozorowaniu działań. Rozciągnąć prace w czasie. W końcu rozmyć. Albo produkować kwiatki do kożucha. Złudzenia i parawany Na przykład likwidacja Funduszu Kościelnego. Powołano międzyresortowy zespół, który ma pracować nad zmianą systemu finansowania Kościoła. Wydawałoby się po kampanii wyborczej, że stosowne rozwiązania znajdują się w szufladach niedawnej opozycji. I tylko należy je wydobyć. Nic bardziej błędnego. Oczywiste jest przecież to, że rozpocznie się brnięcie przez paragrafy, które nie jest wcale obojętne dla naszych kieszeni. Zaglądamy na strony rządowe i proszę bardzo: "w projekcie ustawy budżetowej na rok 2024 zaplanowano 11.000.000,00 zł". Im dłużej zatem trwają prace, tym dłużej bajońskie sumy wychodzą z naszych kieszeni. Podobnie wydaje się grzęznąć sprawa zredukowania lekcji religii w szkołach. Samo przesunięcie zajęć na pierwszą lub ostatnią godzinę w planach lekcji budzi kontrowersje, jakby zmian dokonywano w drodze konsultacji z obywatelami. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Od 1989 roku stosowano w tych sprawach rozmaite podstępy, tricki na poziomie centralnym i lokalnym, tryb pół- lub niejawnego wywierania wpływu na polityków. Może chociaż oceny z katechezy znikną ze szkolnych świadectw. Na razie cała zmiana ogranicza się do finansowania zabiegów in vitro z budżetu państwa, którą zresztą poparła część posłów PiS. Warto o tym przypominać, albowiem część polityków koalicji rządzącej chyba tkwi w błędnym przekonaniu, że hierarchowie odkleją się od PiS i z czasem opowiedzą po stronie nowej władzy. To nieporozumienie. Albo polityczna naiwność. Dość zwrócić uwagę, jak dopiero co abp. Stanisław Gądecki grzmiał przeciwko Unii Europejskiej. Panie i Panowie z obecnej koalicji rządowej, liczenie na przychylność hierarchów to polityczne złudzenia. Kościół w Polsce, zresztą z różnych powodów, od ideologicznych do strukturalnych, będzie lgnął raczej w stronę mocnej, endeckiej agendy. Nic tam nie ugracie. Jarosław Kuisz