Marsz opozycji imponował frekwencją, pokazał determinację wyborców, z pewnością zaskoczył władzę swoim rozmachem, ale dopiero najbliższe tygodnie pokażą, czy rozbudzone emocje znajdą odzwierciedlenie w działaniach i sondażach. O ile PiS zaczął ostatnio potykać się o własne nogi, a Zjednoczona Prawica jest zjednoczona tylko z nazwy, o tyle cała opozycja pokazała dawno nieobecną jedność, która jest - obok liczebności - największym sukcesem antyrządowej demonstracji. Pytanie, czy liderzy będą w stanie wyciągnąć z tego wnioski i natychmiast wrócą do rozmów o jednej liście, co podpowiadałaby logika. A jeśli nie o jednej, to czy Donald Tusk zaproponuje koalicję wyborczą Włodzimierzowi Czarzastemu, by opozycja poszła do wyborów na dwóch listach, co znacząco zwiększyłoby jej szanse na zwycięstwo. Władzy zajrzał strach w oczy nie tylko z powodu masywnego protestu w Warszawie, ale też dlatego, że opozycja odzyskała głos i sterowność, choć do zdecydowanej wiary w zwycięstwo jeszcze daleka droga. Marsz Tuska - jak pisze się o wydarzeniu z 4 czerwca w mediach - był też marszem Czarzastego, Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza, ale przede wszystkim wyborców wszystkich opozycyjnych partii, dla których wspólnota protestu ma większe znaczenie, niż partyjne kalkulacje. Uwierzą w sukces, gdy zobaczą, że liderzy nie walczą między sobą i potrafią współpracować. Jeśli Hołowni i Kosiniakowi-Kamyszowi udało się zbudować porozumienie, które zaowocowało poparciem na poziomie kilkunastu procent, to nie ma żadnej merytorycznej przeszkody, by nie udało się taktyczne zjednoczenie Tuska z Czarzastym, których w zasadzie nie dzielą sprawy światopoglądowe. Czytaj też: 4 czerwca nie tylko w Warszawie. Tłumy w Krakowie, marsze także poza Polską Tegoroczna kampania wyborcza, która de facto już trwa, będzie zapewne najbrutalniejszą rozgrywką w historii demokratycznej Polski. Należy spodziewać się co najmniej kamiennych lawin polaryzujących słów i ciosów poniżej pasa. Ale bezwzględność nie zawsze łączy się ze skutecznością, o czym przekonał się ostatnio PiS. Przepychając przez Sejm antykonstytucyjną komisję do ścigania opozycji i uzyskując natychmiastowy podpis prezydenta, Jarosław Kaczyński nie spodziewał się, że po naciskach cywilizowanego świata, a przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, Andrzej Duda zaprzeczy sam sobie i złoży głęboką nowelizację ustawy, za podpisanie której sam siebie publicznie chwalił. To wyraz jaskrawej niekonsekwencji i politycznej impotencji obozu władzy. Nie dość, że wyborcy PiS nie rozumieją, gdzie uleciał rewolucyjny zapał, to jeszcze przeciwnicy polityczni zyskali paliwo i nową energię. Marsz 4 czerwca. Jaki efekt? Jeśli PiS nadal będzie popełniał tego typu błędy, efekt marszu opozycji rozciągnie się w czasie. Jeśli jednak obóz władzy przystąpi do skutecznej kontrofensywy, opozycyjne nadzieje zostaną wystawione na próbę. Nie da się bowiem abstrahować od faktu, że dzisiejsza polityka jest światem zamkniętych baniek, które są niespotykanie odporne na pęknięcia i deformacje. Przepływy elektoratów między zradykalizowanymi stronami zdarzają się rzadko, emigranci wewnętrzni budzą się niechętnie, a gonitwa informacyjna sprawia, że największe skandale i najsilniejsze ekscytacje potrafią zgasnąć w okamgnieniu. Doświadczyli tego uczestnicy protestu Strajku Kobiet, po którym nie ma dziś śladu w znaczącej polityce, doświadcza tego PiS, które z powodzeniem podnosi się po największych wpadkach, doświadcza też tego Koalicja Obywatelska, która nie może przebić pułapu poparcia z wyborów 2019 roku. Do rozstrzygnięcia wyborczego jeszcze kilka miesięcy. PiS ma propagandę, kluczowe instytucje i sztab ludzi, dla których utrata władzy będzie oznaczać katastrofę. Ale nie ma wyczucia i traci zdolność rozumienia polityki. Jeśli uczestników gigantycznego pokojowego marszu wyzywa się od agentów i nienawistników, to wzmacnia się ich siłę i determinację. Ale gdy siła i determinacja nie będzie mieć paliwa, wkrótce może rozpłynąć się w wakacyjnym lenistwie. Jeśli rzeczywiście właśnie wieje wiatr historii, to - trawestując Gałczyńskiego - wszystko rozbije się o to, komu urosną skrzydła, a komu będą trząść się portki. Przemysław Szubartowicz Czytaj też: Sienkiewicz: Marsz nie został rozwiązany wczoraj, on się dopiero zaczyna