W sumie już nie wiem nawet, czy jest to pojmowanie komentowania polityki zagranicznej tylko jako funkcji polityki krajowej, czy też wrodzony serwilizm wobec rozmaitych ośrodków zagranicznych. Zresztą nie ma to większego znaczenia. Krytykowanie Andrzeja Dudy za to, że planuje spotkać się z Donaldem Trumpem podczas zaczynającej się wizyty w USA, jak czyni to część krajowych publicystycznych naganiaczy, pokazuje jedno i drugie. Do prezydenta można byłoby mieć pretensje, gdyby z Trumpem się nie spotkał albo wręcz psuł z nim relacje. Tak jak niestety robi to dziś premier i kpiąc, że prezydent spotka się z Trumpem po "jego wyjściu z sali sądowej". Próby - dość nieudolnego zresztą - poniżania faceta, który może decydować przez kilka lat o globalnym bezpieczeństwie nie są moim zdaniem modelowym reprezentowaniem polskiej racji stanu. Mają się do niej jak pięść do nosa. Ciekawe, że to czego nie jest w stanie pojąć część naszych mediów, doskonale rozumie rzecznik Departamentu Stanu USA Matthew Miller, który zwrócił uwagę, że Amerykanie też podtrzymują kontakty z opozycją w Izraelu czy Wielkiej Brytanii. Trump podpadł Niemcom W sondażach przed amerykańskimi wyborami jest łeb w łeb i istnieje spore prawdopodobieństwo, że Trump będzie prezydentem. Czy dobrym dla nas, czy złym, to wielka niewiadoma. Dziś przeciwnicy Trumpa straszą znowu jego rzekomą prorosyjskością, a on sam w sprawie wojny na Ukrainie zachowuje się ambiwalentnie. Jednak przed jego poprzednią prezydenturą stworzoną całą narrację, z której miało wynikać, że Trump jest rosyjską matrioszką. Przeczytałem kilkanaście najważniejszych amerykańskich książek, które wyszły w ostatnim czasie, a były poświęcone Putinowi, czy relacjom Putina z USA. We wszystkich były passusy o Trumpie i jego potencjalnym uzależnieniu od rosyjskiego dyktatora. Tyle, że poprzednia prezydentura Trumpa dowodziła czegoś dokładnie odwrotnego. Wściekał się on na Niemców za gazociąg Nordstream, który zaczął skutecznie blokować, krytykował i do dziś krytykuje kraje, które nie wypełniają swoich zobowiązań odnośnie budżetu NATO. To ich dotyczyły niedawne złośliwe uwagi, by "broniły się same". Putin podbój Ukrainy zaczął w 2014 roku za Obamy zajmując Krym i zaczynając wojnę w Ługańsku i Doniecku, a potem nastąpiła kilkuletnia przerwa w rosyjskiej ekspansji przypadająca na prezydenturę Trumpa. Do inwazji powrócono po tym jak Demokraci odzyskali prezydenturę. Trump dziś w kontekście pomocy dla Ukrainy zachowuje się nieraz dwuznacznie, ale tego chce część elektoratu. Przede wszystkim unika twardych deklaracji - jakby nie chciał odwrócić od siebie tej części wyborców. Poza tym to biznesmen. Wcześniejsze twarde deklaracje psują przyszłą pozycję negocjacyjną. A Trump będzie negocjował ze wszystkimi. Nie czas na kompleksy Bez względu jednak na to, czy Donald Trump jest cool, czy "be", nasz prezydent powinien się z nim spotykać. Jaki by nie był potencjalny przyszły prezydent USA, my powinniśmy mieć z nim dobre kontakty. Także osobiste, które w polityce z Ameryką są bardzo ważne. Podobnie jak powinniśmy dbać o relacje z Demokratami jeśli Trump dojdzie do władzy. Andrzeja Dudę poparł w tej sprawie Paweł Zalewski, wiceszef MON - godny pochwały rozsądek. Szkoda, że nie prezentuje go nasz szef rządu urażony przez Trumpa rozmaitymi afrontami z czasów kiedy Donald Tusk był szefem Rady Europejskiej. Zdaje się, że nowojorski biznesmen-prezydent po prostu do końca nie wiedział, kto to jest. Polityka nie powinna służyć jednak odreagowywaniu kompleksów, a drwiny Tuska z "Trumpa wychodzącego z sądu", jako żywo przypominają poniżanie krajowych przeciwników przez polskiego premiera poprzez określanie ich jako "kryminalistów". Trump wie za to kim jest żona obecnego szefa polskiej dyplomacji, czyli amerykańska dziennikarka bardzo ostro krytykująca Trumpa w czasach jego prezydentury, także za zbliżenie z Polską. Na tym tle, dobrze, że choć do 2025 ktoś będzie w stanie budować nowe-stare relacje w Waszyngtonie. Nowe-stare relacje Donald Trump ma na pewno dwie cechy. Po pierwsze bywa sentymentalny i lubi być miło traktowany. Pokazywał to jego wyjątkowy stosunek do Polski w czasach jego prezydentury. Druga cecha jest przeciwna, Trump to pragmatyczny biznesmen. Wielokrotnie pokazywał, że politykę traktuje jako stół negocjacyjny. Może rodzić to nadzieje i obawy, także w kontekście najważniejszej dla nas sprawy - konfliktu na Wschodzie. Ale na pewno, ignorowanie czy tym bardziej obrażanie poważnego kandydata na prezydenta USA nie jest dla Polski, ani pożyteczne, ani rozsądne. Dobrze więc, że jest ktoś, kto ten rozsądek zachowuje.