Łukasz Szpyrka, Interia: Po co Platforma Obywatelska reaktywowała Instytut Obywatelski? Jarosław Makowski, Instytut Obywatelski: - Bo potrzebne jest miejsce, gdzie przeprowadza się analizy i tworzy idee. Takie miejsce jest potrzebne nawet bardziej, gdy jesteś w opozycji, niż gdy rządzisz. Dlatego szkoda, że w pewnym momencie IO został zamrożony. Borys Budka, gdy został szefem PO uznał, że trzeba - używając ważnego na Śląsku słowa - zrewitalizować IO. Zaprosić do współpracy różne środowiska i brać aktywny udział w debacie publicznej sącząc raporty, analizy i wizje wypracowane w IO. I nad tym pracujemy. Długo do pana stanowiska przymierzana była Joanna Mucha. Ostatecznie to pan, ponownie, został dyrektorem Instytutu. - Nie znam kulisów, co sprawiło, że ostatecznie Joanna wybrała inną drogę. Spotkaliśmy się wcześniej i umówiliśmy, że będziemy współpracować. Miało to działać też w drugą stronę - gdyby to Joanna zarządzała dziś IO, mogłaby liczyć na moją pomoc. W jakiej roli ją pan widzi? - Dziś zajmuje ją kwestia spraw związanych z klimatem i ekologią, a z drugiej strony gospodarką. To obszary dziś ściśle ze sobą związane, gdy myślimy o zielonej gospodarce. Dziś nie stać nas na luksus, by marnować potencjał tych wszystkich mądrych i doświadczonych ludzi. To moment, że łączymy siły i pracujemy, a nie dzielimy. Czuje się pan trochę jak syn marnotrawny? - Mówi się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale mam poczucie, że w PO następują zmiany. Po pierwsze widoczna jest zmiana pokoleniowa, bo do głosu doszli 40-latkowie. Wśród nich to ja jestem "dziadersem". Po drugie, kończy nam się pewien obraz świata, który znaliśmy. Covid całkowicie zmienia naszą rzeczywistość i nie ma powrotu do świata, który znaliśmy. Od nowa trzeba w tym nieprzewidywalnym świecie przemyśleć państwo, które nieustannie poddawane jest presji przez rozbite kryzysy. Czy da się zbudować państwo elastyczne i odporne na kolejne kryzysy? Bo przecież początek XXI wiek to nieustanne kryzysy - od gospodarczego, poprzez migracyjny, a na pandemicznym kończąc. Trzecia rzecz to próba zszycia głęboko podzielonej Polski. Nawet jeśli PiS odejdzie, to pisizim zostanie. Trzeba odpowiedzieć na pytanie, co zrobić, by zszyć rozdartą ojczyznę. Ośrodki analityczne mogą budować taką platformę porozumienia. To dlatego reaktywowano Instytut Obywatelski? - Jakość życia politycznego, dyskurs obecny dziś w życiu społecznym i politycznym wymaga, by dodać mu powagi. Reaktywacja Instytutu Obywatelskiego jest więc próbą sprofesjonalizowania i zracjonalizowania życia politycznego i partyjnego. Ludzie bez idei są bezsilni, a idee bez ludzi ślepe. By zmienić świat, potrzeba jednego i drugiego. Dziś brakuje nam myślenia w dłuższej perspektywie. Próba odbudowania ośrodków analitycznych, nie tylko przy Platformie Obywatelskiej, wydaje mi się potrzebna i pożądana. Dobrze by było, gdyby też polskie prawo w sposób kompleksowy tę kwestię uporządkowało. Ma pan gotową receptę na "zszycie rozdartej Polski na nowo"? - Recepty tworzą się w działaniu. Dobrym pomysłem jest próba nakreślenia Polski wielu prędkości. Jestem radnym Katowic, gdzie wyraźnie widać, że przy dobrych projektach możemy współpracować również na linii KO-PiS. W regionach jest inaczej niż w Sejmie. Polska wielu prędkości to Polska mocno samorządowa, zdecentralizowana. Polska jest różna. Inne są choćby źródła bezrobocia na Śląsku, a inne na Podkarpaciu. Nie ma powodu, by nie oddać narzędzi rządzenia regionom, by to one same kształtowały szereg polityk regionalnych. Piszemy właśnie raport, z którego wynika, że samorządy lepiej dają sobie radę z pandemią. Zwrot w tym kierunku jest dla mnie oczywisty. Proponujemy Polskę wyraźnie zdecentralizowaną, samorządową, opierającą się na zasadzie pomocniczości. Wpiszecie to deklaracji ideowej? - Tak. Stąd też nasze częste spotkania w regionach. Próbujemy budować od dołu nowy pomysł na politykę. Chcemy znaleźć rozwiązania efektywne. W kontekście deklaracji ideowej widzę jednak dwa niebezpieczeństwa. Pierwszym jest uśrednienie pomysłów, bo Platforma jest różna, co widać choćby przy sporze o aborcję - w PO pojawiają się konserwatywne, ale też bardzo liberalne głosy. Przestrzegam przed wpisaniem do deklaracji czegoś pośredniego, co byłoby kompletnie nijakie. Właśnie "nijaka" była Platforma przez ostatnie lata. - Dokładnie - i czas z tym skończyć. Możemy napisać deklarację kompletnie nijaką, która nie zaskoczy ani wyborców, ani mediów, ani członków PO. Dobra deklaracja musi mieć w sobie element zaskoczenia - w pierwszej kolejności nas samych. Druga rzecz to język nadziei i przyszłości. Nie ma partii, która mówiłaby wyłącznie językiem przeszłości i wygrywała wybory. Nie ma powrotu do tego, co było. Nie warto wspominać nieustannie ośmiu lat rządów. To, co trzeba dziś zrobić, to odpowiedzieć na wyzwania przyszłości i opowiedzieć ją językiem nadziei. Tylko tak da się zdobyć serca Polek i Polaków. Jeśli dobrze rozumiem - drugi punkt to odcięcie się od dorobku Donalda Tuska? - Niekoniecznie, bo Donald Tusk jest założycielem PO i wciąż aktywnym politykiem. Myślę o powiedzeniu wprost, że w tym czasie też popełniliśmy błędy. Świat Donalda Tuska, w którym on formułował swoje odpowiedzi na rzeczywistość, właśnie odszedł do lamusa. Dziś potrzebujemy zupełnie innych odpowiedzi. Paradoksalnie wyjazd Tuska, w moim odczuciu, czyni go człowiekiem, który porzucił przeszłość, by znów patrzeć w przyszłość. Podejrzewam, że sam by powiedział, że jego wypowiedzi z 2011 czy 2013 roku kompletnie nie pasują do dzisiejszej rzeczywistości. Co miałoby być efektem zaskoczenia w deklaracji ideowej? - Dziś mogę mówić o własnych przekonaniach. Kształt nowej PO kreślony jest właśnie w tej otwartej dyskusji, którą teraz prowadzimy. Kluczowe, by sama Platforma określiła się nie przez etykietę, ale sposoby rozwiązywania problemów. Musi pokazać, jak chce odpowiedzieć na bunt młodych. Jak chce odpowiedzieć na sekularyzację. Jak chce budować państwo i jego instytucje, które byłyby odporne na nepotyzmy. Jak chce odpowiedzieć na kryzys klimatyczny, który jest jedną z najważniejszych kwestii, którą podnoszą nasze dzieci i wnuki. W końcu - jak chce opowiedzieć tę historię zupełnie nowym językiem, który zresztą został niedawno uwolniony. By mówić językiem ulicznych protestów? - Nie myślę o przekleństwach, ale o trendzie, który pokazuje wyraźnie, że musimy znaleźć inny język. Słowo na "W" jest powiedzeniem wprost, że takiej polityki, jaka jest dziś obecna, już nie chcemy. Ani tego starego języka. Jeżeli chcesz, żeby jakaś wspólnota na ciebie głosowała, musisz sprawić, że zacznie ona mówić twoim językiem. Rewolucja PiS nie wzięła się tylko z powodu wygranych wyborów. Wzięła się również z tego, że przejęli dyskurs patriotyczny, narodowy, mesjanistyczny, cierpiętniczy, lękowy. Dziś widać, że on już nie wystarcza, bo Covid to radykalnie obnaża. Nie znaczy to jednak, że można wrócić do języka ciepłej wody w kranie. Platforma jest dziś przygotowana do rządzenia? - Moja odpowiedź jest bardzo prosta - jeśli pan chce zobaczyć, jak rządzi PO, to zapraszam do Łodzi i Hanny Zdanowskiej, by pokazać, jak robi się skuteczną rewitalizację. Do Poznania i Jacka Jaśkowiaka, by pokazać, jak wykorzystać potencjał ruchów miejskich. To pomysł Polski samorządnej, zdecentralizowanej, w ramach idei Polski wielu prędkości, o której rozmawiałem też ostatnio z prof. Anną Wojciuk. To również sposób, by uciec od tej przeklętej wojny kulturowej, którą fundują nam ci, którzy chcieliby, żeby wszystko rozstrzygało się przez boje na ul. Wiejskiej. A stawiając kropkę nad "i": nie ma powodu, by wszystkie ministerstwa były w Warszawie. Szczególnie teraz, kiedy duża część naszego życia przeniosła się do strefy online, ułatwiając nam komunikację. Kto panu pomaga w Instytucie? - Mam na pokładzie stały zespół składający się z sześciu osób. Chcę jednak, by to była konstrukcja, jeśli mogę tak powiedzieć, lekka, i do poszczególnych projektów prosimy o współpracę ekspertów, analityków czy społeczników. Stworzyliśmy np. zespół zajmujący się edukacją, a są w nim m.in. także parlamentarzyści - Halina Bieda, Kinga Gajewska, Urszula Augustyn, Katarzyna Lubnauer. Siedzimy teraz nad reformą edukacji, a Instytut stara się spiąć te prace. Zależy mi, żeby nasze projekty były efektem dyskusji, ścierania się racji. Tworzymy też np. zespół związany z konsekwencjami zmian klimatycznych. Co chwila przedstawiamy kolejne raporty. W nowym roku startuje Akademia Myślenia Politycznego - program dla młodych ludzi, chcących angażować się w życie społeczne. I nasz kwartalnik: Instytut Idei. Pismo, które założyłem, i którego byłem redaktorem naczelnym. Reaktywacja IO jest też odpowiedzią na to, co robi Szymon Hołownia i jego Strategie 2050? - Instytut Obywatelski powstał w 2010 roku, choć przez pewien czas był - niestety - wygaszony. Nie chciałbym tego traktować w kategoriach konkurencji, ale zdrowej rywalizacji. Jeżeli powstaje nowa partia i chce mieć ośrodek analityczny, to bardzo dobrze. Nie ma we mnie poczucia, że będziemy ze sobą walczyć. Chodzi mi o to, żeby w Polsce powstało mocne społeczeństwo obywatelskie, bo wtedy będziemy mieli silne i sprawne państwo. Jeżeli ktokolwiek chce przyłożyć do tego cegiełkę, to należy trzymać kciuki. Partie mają dziś w ogóle szansę powodzenia, jeśli nie mają zaplecza eksperckiego? - Oczywiście mają szanse istnienia. Pytanie jest inne - czy bez think-tanku partia ma szansę wygrywania wyborów i robienia skutecznej polityki. Uważam, że nie. Rozmawiał Łukasz Szpyrka Jarosław Makowski - filozof, teolog, publicysta, szef Instytutu Obywatelskiego, think-tanku Platformy Obywatelskiej, samorządowiec, radny miasta Katowice, były radny Sejmu Śląskiego, miejski aktywista, pomysłodawca katowickiego stowarzyszenia BoMiasto, założyciel i redaktor kwartalnika "Instytut Idei". Autor między innymi: "Wariacje Tischnerowskie" (2012), "Pobudka Kościele" (2017). Obecnie kończy pracę nad nową książką: "Kościół w czasach dobrej zmiany" (wydawnictwo Liberte!).