Od 21 lat Fundacja Happy Kids z Łodzi prowadzi 17 rodzinnych domów dziecka, w których schronienie znajduje 138 dzieci. Dziś jej prezes nie wie jednak jak długo zdołają dalej pomagać potrzebującym dzieciakom. Fundacja otrzymała właśnie rachunek za gaz, za ostatnie dwa miesiące. - Kwota do zapłaty to 93 447 zł. W tamtym roku za dokładnie te same dwa miesiące płaciliśmy 26 tys. zł. Liczba domów ta sama, dzieci w nich mieszkających też. Rok temu poszczególne rachunki na dwa, trzy tysiące. Dziś kolejne faktury na 7, 8 czy 11 tys. zł. Zużycie? Liczyłem. Na bardzo podobnym poziomie - mówi Aleksander Kartasiński i pokazuje Interii faktury za gaz z rodzinnych domów dziecka. Kartasiński nawet nie próbuje ukryć emocji. - Czuję ogromną złość i bezsilność. Bezsilność, która powoduje, że człowiek zaczyna wątpić w to co robi. Wydawałoby się, że są rzeczy, które dla wszystkich powinny być oczywiste, ale okazuje się, że chyba jednak nie są. Ktoś w pogoni za władzą, nagle zapomina, że gdzieś na dole są ludzie - mówi prezes Fundacji Happy Kids. "Jesteśmy traktowani jak przedsiębiorstwo odlewające żeliwo na czołgi" Skąd tak gigantyczne rachunki za gaz w domach dziecka? Bo organizacje pożytku publicznego mają stawki jak firmy prowadzące działalność gospodarczą. - Domy dziecka, domy samotnej matki, DPS-y, pogotowia opiekuńcze, organizacje funkcjonujące typowo non-profit potraktowane zostały przez system jako przedsiębiorstwo, które odlewa stal, produkuje czołgi czy karabiny - mówi Aleksander Kartasiński, prezes Fundacji Happy Kids. Kartasiński przekonuje, że nikt nie patrzy na to, iż fundacja nie prowadzi żadnej działalności gospodarczej i nie osiąga żadnych profitów. - Mamy regon i to wystarczy - tłumaczy. I dodaje: - Moją frustrację pogłębił chyba fakt, że gdzieś ostatnio wyczytałem, że przedsiębiorstwa takie jak piekarnie zostaną objęte 35 proc. obniżką, a my mamy płacić 100 proc. No to ręce opadają. To jest kraj absurdów, w którym przykryte pięknymi hasłami, kryją się tragedie ludzkie - dodaje prezes Happy Kids. "Taką macie umowę, tak płacicie" Rachunki na kilkadziesiąt tysięcy złotych są dla łódzkiej fundacji nie do przeskoczenia. Fundacja szukała pomocy u dostawcy gazu. - Dostałem pismo z PGNiG, w którym napisali, że takie umowy podpisywaliśmy, to tak mamy. Tylko, że kiedy podpisywaliśmy te umowy to nie oferowali nam żadnych innych możliwości, zmuszając stowarzyszenia i fundacje do podpisywania umów na zasadach dotyczących odbiorców nieindywidualnych - tłumaczy Aleksander Kartasiński. W ostatnich dniach Kartasiński dodatkowo wystąpił do koncernu z prośbą o zmianę formuły rozliczania. - Prosiłem: jeżeli wy traktujecie nas jak biznes to przepiszmy licznik na mnie, na Aleksandra Kartasińskiego, osobę fizyczną, ja będę wam opłacał rachunki naszych domów. Bo przecież tak naprawdę końcowymi odbiorcami tego gazu są osoby indywidualne: dzieci, rodzice prowadzący rodzinne domy dziecka, a nie jakaś firma, która bierze ten gaz do podgrzewania pieców hutniczych. "Nie, nie można". Tyle usłyszałem - opowiada prezes Fundacji Happy Kids. "Przetrwamy tydzień, może dwa" Tymczasem do fundacji spływają następne pięciocyfrowe rachunki. - Nie zamkniemy się w tych 94 tys. zł, bo już dostajemy kolejne faktury. Jeżeli my nie zapłacimy rachunków, nikt nie będzie miał skrupułów, żeby przyjść i obciąć nam rurę z gazem. Nikt nie będzie patrzył, że to jest dom dziecka, że tu mieszkają dzieci, że potrzebują mieć ugotowane, że potrzebują mieć ciepłe kaloryfery - mówi Paulina Sałek z Fundacji Happy Kids. Aleksander Kartasiński dodaje: - Wszystkie zapasy, kapitały żelazne, jakie mieliśmy, wszystko już zostało spożytkowane. Co będzie dalej? Nie wiem. Pewnie tydzień, dwa przetrwamy. A potem będzie katastrofa. Nie mamy szans. "Sercem dzieci nie ogrzejesz. Niech się władza zrzuci na te rachunki" I dlatego w akcie rozpaczy Kartasiński pisze list do prezydenta, premiera, ministrów, posłów i senatorów. A także do prezesów i dyrektorów spółek takich jak PGNiG, PGE czy PKN Orlen. Z prośbą, by zrzucili się na gigantyczne rachunki za gaz. "Do wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób uczestniczą w tym cyrku, nazywanym Polskim Ładem lub dżungli, którą można nazwać polską gospodarką. Wzywamy Was do przekazania darowizn na zbiórkę, której celem jest zapłata rachunków, które obecnie wystawiliście. Wpłat można dokonać na konto fundacji z dopiskiem 'ogrzejmy dzieci'" - czytamy w liście do decydentów. Kartasiński zarzuca rządzącym, że ci nie myślą o najsłabszych, którzy sami siebie obronić nie mogą. - Tutaj nie ma myślenia. Tutaj jest czysto populistyczna dominacja haseł i sloganów, bo fajnie jest mówić: "Robimy coś dla dzieci, pomagamy dzieciom", cyknąć sobie fotkę z dziećmi z domu dziecka, ale pamiętajmy, że prócz tego, żeby dziecko przytulić, to trzeba jeszcze je nakarmić. A jak mamy je karmić, jeśli nie mamy na czym ugotować obiadu? - zżyma się Kartasiński. - Tu niczym w filmie "Nie patrz w górę" wszyscy zamykają oczy i udają, że ich to nie dotyczy. A my się zderzamy ze ścianą - dodaje Paulina Sałek. Fundacja prócz apelu o zrzutkę na rachunek, proponuje także decydentom spotkanie z podopiecznymi rodzinnych domów dziecka. - Ja zapraszam tych wszystkich ludzi do naszych domów. Pana prezydenta, premiera, posłów, ministrów. Niech opowiedzą tym dzieciom na czym polega Polski Ład i co on im gotuje. A jeśli się okaże, ze nie chcecie lub nie możecie, to zróbcie to co do was należy: w trybie nadzwyczajnym zmieńcie to chore prawo. Jeśli politycy i samorządowcy zasługują na sięgające 100 proc. podwyżki wynagrodzeń, nasze dzieci zasługują na przetrwanie - podsumowuje Kartasiński.