Donald Trump zmniejszy obecność wojsk w Europie? "Należało się tego spodziewać"
Jeśli oni nie będą płacić, ja nie będę ich chronił - powiedział Donald Trump, odnosząc się do swoich sojuszników w NATO. Rozmówcy Interii nie gryzą się w język, ale przyznają też, że brakowało instrumentów, żeby zmusić państwa członkowskie do zwiększenia nakładów na armię. - To nie są pomysły urzędującego prezydenta USA, tylko analityków, którzy zwracają uwagę na Bliski Wschód i Pacyfik - uważa gen. Leon Komornicki, były zastępca szefa Sztabu Generalnego WP.

Przynajmniej od czasu lutowej, 61. Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, politycy Starego Kontynentu zostali odarci ze złudzeń. Amerykanie, tak jak obiecywał w kampanii wyborczej Donald Trump, zamierzają jak najszybciej zakończyć konflikt rosyjsko-ukraiński. Diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach.
Jeśli zapowiedzi amerykańskiej administracji mielibyśmy brać jeden do jednego, przy stole negocjacyjnym z Moskwą zabraknie europejskich liderów, a Ukraina straci część własnych terytoriów. Obawy są jasne i dotyczą tego, co wydarzy się później.
Kreml zbroi się na potęgę i nic nie wskazuje na to, że kiedy złapie oddech po napaści na naszych wschodnich sąsiadów, zamierza się zatrzymać. Jedno jest pewne: kolejne wypowiedzi prezydenta USA wskazują, że bez zbudowania własnych zdolności obronnych, nie tylko Ukraina, ale i Europa będą skazane na konfrontację z Rosją.
Amerykańskie deklaracje o NATO. Komorowski: Nawet Putin potraktuje to jak dziwactwo
- Nie wiadomo: śmiać się czy płakać. Zmiany w Traktacie Waszyngtońskim, proponowane przez amerykańskiego prezydenta, nigdy nie przejdą - uważa Bronisław Komorowski, były Prezydent RP. - Pomijając więc absurd deklaracji, jest ona pozbawiona możliwości uzyskania podstaw prawnych - stwierdził rozmówca Interii.
Były prezydent jest przekonany, że Amerykanie nie mogą sprowadzać sojuszu militarno-politycznego do mechanizmów finansowo-handlowych.
- Na pewno wypowiedź amerykańskiego prezydenta nie umacnia przekonania, że NATO jest wewnętrznie spójne i działa jak jedna pięść. Sądzę, że nawet Władimir Putin potraktuje to jak dziwactwo Donalda Trumpa - podnosi Komorowski. Tyle były zwierzchnik Sił Zbrojnych RP. Polscy generałowie starają się oglądać medal z dwóch stron, choć też nie szczędzą gorzkich słów.
- Oczywiście potrzebne są pewne formy nacisku na państwa, które uchylają się od płacenia za własne bezpieczeństwo. Sam byłem za tym, żeby nacisnąć mocniej na Europę. Ale nie w taki sposób, żeby mogła to rozgrywać kremlowska propaganda - mówi gen. Roman Polko, były szef GROM.
Rozmówca Interii zwraca uwagę na deklaracje, które padają z ust europejskich przywódców. - Przecież Komisja Europejska zapowiada wydatki na poziomie 800 mld euro na zbrojenia. Zatem, kiedy Europa mocnym głosem deklaruje zwiększenie nakładów, następuje atak (prezydenta Stanów Zjednoczonych - red.), który w tej sytuacji jest zupełnie niezrozumiały - uważa gen. Polko.
Jak przekazał nam wojskowy, wewnętrzne spory w Sojuszu Północnoatlantyckim powinny być załatwiane w kuluarach. Chociażby dlatego, że publiczne kłótnie to prezent dla Kremla. - Kiedy ktoś ma czarną owcę w domu, próbuje na nią wpłynąć w domowym zaciszu, a nie prać brudy przy wszystkich - uważa Polko. - Wypowiedź Trumpa zabrzmiała trochę tak, jak zachęcanie Rosji do ataku na kraje, które nie płacą. To straszna polityka. Nie tak dyplomatycznie załatwia się tego typu sprawy - powiedział nam generał.
Donald Trump porzuca Europę. "NATO bez USA nie istnieje"
Jeszcze zanim Donald Trump po raz kolejny objął urząd prezydent Stanów Zjednoczonych, Łukasz Rogojsz zwracał uwagę w Interii na przyszłe kierunki amerykańskiej polityki. Jak pisaliśmy, niezależnie od barw partyjnych, USA skupiają się na Bliskim Wschodzie oraz basenie Indopacyfiku.
- W tej chwili strategicznym założeniem Stanów Zjednoczonych jest to, że Amerykanie muszą poważnie przygotować się do konfliktu z Chinami i odbudować swój potencjał odstraszania - podnosił dr Marcin Terlikowski z PISM.
Wojskowi mają tego świadomość. Dlatego gen. Leon Komornicki uważa, że "należało się spodziewać" częściowego wycofania amerykańskich sił ze Starego Kontynentu. Jak mówi, nie oznacza to jednak pozostawienia Europy samej sobie.
- USA nawołują, aby wydawać pieniądze na podniesienie zdolności bojowych, wypełniając tym samym art. 3 Traktatu Waszyngtońskiego. Jeśli popatrzymy na "starych" członków sojuszu, w tym Polskę, one nie zbudowały dostatecznego potencjału obronnego, który jest gotowy do obrony własnych państw i tym samym zrównoważenia zdolności sojuszu z wkładem Stanów Zjednoczonych. NATO to w 80 proc. zdolności Stanów Zjednoczonych, 20 proc. to Europa. Bez USA sojusz nie istnieje - podnosi były wiceszef Sztabu Wojska Generalnego Wojska Polskiego.
Z punktu widzenia wojskowości, nie ma już powrotu do czasów Układu Warszawskiego i hegemonii Stanów Zjednoczonych. Chociaż Amerykanie zmniejszyli nakłady finansowe na własne wojska, wciąż są w stanie reagować. Tylko nie na trzech lub czterech kierunkach strategicznych.
- Dlatego Stany Zjednoczone, od czasów pierwszej prezydentury Donalda Trumpa, nawoływały do zwiększenia nakładów przez Europę w kontekście rosnących zagrożeń ze strony Chin i Rosji - mówi gen. Komornicki. - To nie są pomysły urzędującego prezydenta, tylko analityków, którzy zwracają uwagę na Bliski Wschód i Pacyfik. Tam zagrożone są interesy strategiczne USA - podkreśla.

Donald Trump obudził Europę. Teraz trzeba wstać
Były zastępca szefa Sztabu Generalnego WP jest zdania, że deklaracje europejskich przywódców dotyczące nakładów na obronność to dopiero pierwszy krok. Niezbędne są strategia i potencjał, które pozwolą odstraszyć Rosję bez udziału Stanów Zjednoczonych. - To wyjście naprzeciw oczekiwań strategicznego sojusznika, czyli USA. Stary Kontynent nie może mieć wyłącznie oczekiwań, musi pokazać własną siłę - mówi gen. Komornicki.
Fakty są takie, że obecnie na Starym Kontynencie brakuje sił, by oprzeć się ewentualnej rosyjskiej agresji. Zresztą, politycy powtarzają jak mantrę, że nie jesteśmy na nią gotowi. Jak wyliczał dla Interii dr Tomasz Pawluszko, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego ze Stowarzyszenia Studiów Strategicznych dozbrojenie Europy, to perspektywa sięgająca końca lat 20. XXI w. I to przy założeniu, że poszczególne państwa członkowskie zaczną przeznaczać 3 proc. PKB na obronność.
Biorąc pod uwagę zdolności europejskie oraz sytuację wojenną za naszą wschodnią granicą, samodzielna pomoc dla Ukrainy wydaje się niemożliwa.
- Politycy zagłuszają wydarzenia na froncie rosyjsko-ukraińskim. Aktualnie nie ma środków na prowadzenie tej wojny. Gdzie produkować amunicję i sprzęt wojskowy? Co z liniami produkcyjnymi? Ile czasu potrzebujemy na wyszkolenie sił zbrojnych? Ilu ludzi potrzeba w wojsku? Skąd wziąć żołnierzy w starzejącej się Europie? Pytań jest mnóstwo - podkreśla generał. - Ukraina nie ma szans na wygraną z Rosją, wyzwolenie okupowanych terytoriów. Dlatego wojnę trzeba zakończyć i wynegocjować pokój, nawet jeśli będzie niekorzystny dla Kijowa. Celem jest zapewnienie bezpieczeństwa na kolejne lata i zyskania na czasie - uważa Komornicki.
W rozmowie z Interią wojskowy kreśli też potencjalne scenariusze po znacznym obniżeniu obecności Amerykanów na Starym Kontynencie. Generał nie wyklucza, że przy braku Amerykanów Niemcy zwrócą się w kierunku Kremla. Jak mówi, trudno przewidzieć zachowania państw Zachodu, które mogą być jednoznacznie niekorzystne dla Polski. I w tej sytuacji można się jednak doszukiwać rozwiązań korzystnych dla Rzeczpospolitej.
- Jeżeli USA przystąpią do realizacji swojej polityki wycofania się z Europy, będą poszukiwać strategicznego sojusznika w regionie. Mamy dużą szansę, żeby nim zostać. Jako Polacy powinniśmy utrzymywać dobre relacje z Unią Europejską, ale i Amerykanami - uważa wojskowy. - Powinniśmy być moderatorem i pośrednikiem. Oczywiście to, co mówi Donald Trump jest oburzające i bolesne, ale z drugiej strony, Stany Zjednoczone nie mają innego wyjścia - stwierdził.
Jakub Szczepański
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!