Putin ruszył z planem B. Szuka nowej "bramy" do kluczowego regionu
Po upadku reżimu w Syrii Rosja ma nowy problem. Musi znaleźć miejsce, które zapewni jej stabilne połącznie lotnicze z kluczowym dla Moskwy regionem Sahelu. Choć koniec rządów Baszara al-Asada wydawał się zaskoczeniem, to - jak podkreśla w rozmowie z Interią profesor Radosław Fiedler - Rosja "nie była zupełnie ślepa i głucha". Putinowi mogą pomóc dwa państwa. W obu Kreml rozpoczął już działania.
Rosja poprosiła Turcję o pomoc w wycofaniu swojego kontyngentu wojskowego z Syrii - przekazała 9 grudnia CNN Turk.
- Rosja straciła na pewno, bo w Syrię zainwestowała. To pożyczki i wsparcie dla reżimu al-Asada. Nie jest pewne czy stracą bazy. W tej chwili się ewakuują, ale być może renegocjują warunki i będą próbowali wrócić - komentuje w rozmowie Interią profesor Radosław Fiedler, kierownik Zakładu Pozaeuropejskich Studiów Politycznych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Jednak, jeśli im się nie uda, Moskwa straci nie tylko wpływy w Syrii. Terytorium kontrolowane przez Baszara al-Asada było kluczowe dla rosyjskich interesów w Afryce, w wymiarze technicznym i politycznym.
Sahel. Wojny domowe i bogactwo ukryte w ziemi
Mówiąc wprost: Rosja od kilku lat intensyfikuje swoje działania w rejonie Sahelu - pasa na południe od Sahary. Chce czerpać z surowców naturalnych znajdujących się tam państw i przy ich pomocy omijać światowe sankcje.
By scenariusz się powiódł, Kreml musi mieć w rejonie Sahelu przychylne sobie rządy. Dlatego junty wojskowe tamtejszych państw mogą liczyć na wsparcie Korpusu Afrykańskiego - grupy najemniczej pod kontrolą Moskwy, która zastąpiła Grupę Wagnera. To wymiar polityczny.
Techniczny zaś dotyczy mostu powietrznego między Rosją i Sahelem. Podstawowy rosyjski transportowiec Ił-76, w pełni załadowany, ma zasięg poniżej 5000 kilometrów. Nie wystarczy, by bezpiecznie operować z Rosji do dowolnego punktu w Afryce Środkowej.
Dlatego po stracie wygodnego "przystanku" w Syrii rosyjskie samoloty potrzebują nowej bazy na drodze do Afryki.
Koniec obecności w Afryce. Francja "wymieniła się" z Rosją
Zanim przeanalizujemy, co może zrobić Władimir Putin, warto wskazać, czego potrzebuje. Sahel to bogate złoża od złota po uran. Dekadę temu w regionie dominowały europejskie firmy, wsparte obecnością wojskową przede wszystkim Francji, która w Afryce realizowała swoje tradycyjne interesy wywodzące się z jeszcze z czasów kolonialnych.
W 2014 roku Paryż rozpoczął operację Barkhane - interwencję wojskową w regionie, która miała powstrzymać powstania organizacji islamskich i terrorystycznych. Do 2022 częściowo osiągnięto cel, między innymi eliminując jednego z głównych przywódców Al-Kaidy. Mimo to, po zaangażowaniu kilku tysięcy żołnierzy i około miliarda euro, Francja i tak traci kontrolę nad regionem.
Rok 2022 - junta wojskowa w Mali nakazuje opuszczenie Francuzom terytorium kraju. W lutym 2023 Paryż wycofuje się z Burkina Faso. W lipcu tego samego roku dochodzi do zamachu stanu w Nigrze. Władzę przejmują wojskowi. Wydarzenia przyspieszyły jeszcze bardziej w ciągu ostatniego miesiąca. Pod koniec listopada 2024 Czad i Senegal zapowiedziały zerwanie porozumień wojskowych z Francją. Na początku grudnia junta w Nigrze przejęła kontrolę nad francuską kopalnią uranu, o czym poinformował koncern energetyczny Orano.
Jednocześnie we wszystkich tych państwach pojawia się Rosja i z nowymi władzami podpisuje porozumienia gospodarcze oraz militarne. - Francja, gdyby chciała, to byłaby w państwach afrykańskich. Ale nie chce, bo to są koszty. Przekalkulowano, że zbyt wysokie i zbyt ryzykowne. W tę próżnię próbuje wchodzić Rosja - komentuje profesor Fiedler.
- Francja zaczęła szukać interesów w innych miejscach, w Armenii, Azji Centralnej. Jest bardzo aktywna na obszarze byłego Związku Radzieckiego. Wymieniają się rolami z Rosją - dodaje rozmówca Interii.
Stan gry wygląda więc tak, że Moskwa ma otwartą drogę do eksploatacji Sahelu. Tylko potrzebuje stabilnego połączenia z regionem. Dotychczas tę rolę spełniała baza lotnicza Humajmim w Syrii. Skoro przynajmniej na razie jej wykorzystanie nie jest możliwe, Kreml jest zmuszony do realizacji planu B. Amerykański Instytut Studiów nad Wojną wskazuje dwie możliwości.
Rosja płaci za wojnę. Obu stronom konfliktu
Opcją numer jeden jest Sudan. Rosjanie próbowali zbudować tam swoją bazę w 2017 roku, ale projekt nie został sfinalizowany przez niestabilność polityczną kraju. Od kwietnia 2023 państwo zmaga się z konfliktem wewnętrznym pomiędzy armią i siłami rebelianckimi.
Dla Rosji Sudan jest ważny ze względu na złoża złota. Jak wskazuje ISW, Korpus Afrykański odpowiada za nielegalny przemyt surowca do Rosji, co Moskwie zapewnia twardą walutę. Według informacji CNN z lipca 2022 roku wartość rosyjskiego przemytu złota z Sudanu to 13 mld dolarów rocznie.
Oprócz złota Sudan mógłby stać się przystanią dla transportowców. Problem w tym, że kraj pozostaje niestabilny politycznie. Moskwa stara się utrzymać przy sobie obie strony. Wspiera armię, realizuje kontrakty zbrojeniowe. Jednocześnie Korpus Afrykański zaopatruje rebeliantów. Putin w kwestii Sudanu czeka na rozwój wypadków. Natomiast upadek reżimu w Syrii zmienia sytuację i sprawia, że dalej czekać nie może.
Ropa, lotniska i stary generał. Plan Władimira Putina
Drugą opcją na stole jest Libia. - To też nie jest łatwe, bo w Libii trwa konflikt wewnętrzny. Poza tym stała obecność Rosji wiąże się z koniecznością inwestycji - wskazuje Fiedler i dodaje, że to inwestycja ryzykowna. Tak samo jak kosztowna operacja utrzymania reżimu al-Asada zakończyła się porażką.
Libia pozostaje niestabilna politycznie od upadku rządów Muammara Kadafiego w 2011 roku. W kraju rządzą frakcje - uznawany na arenie międzynarodowej rząd jedności narodowej oraz bliższa Rosji Libijska Armia Narodowa, której przewodzi 81-letni generał Chalifa Haftar.
Moskwa liczy nie tylko na obecność wojskową, ale również udział w wydobyciu libijskiej ropy, co mogłoby się przełożyć na zakłócenie dostaw surowca do Europy.
Co więcej, według ostatnich informacji Rosja przez ostatnie miesiące zintensyfikowała działania w północnoafrykańskim kraju. W 2024 roku rozwinęła obecność lotniczą w trzech bazach lotniczych pozostających pod kontrolą Haftara - opisał w grudniu "Daily Thelegraph", powołując się na zdjęcia satelitarne firmy Maxar. Widać na nich nie tylko samoloty transportowe, ale też myśliwce i bombowce Su-25. Moskwa miała też wyremontować pasy startowe.
- To nie jest tak, że Rosja nagle coś buduje. To proces, który trwa. Na pewno przewidywali pewne scenariusze - mówi profesor Fiedler, wskazując na ostatnie wydarzenia w Syrii.
- To nie jest tak, że oni byli zupełnie ślepi i głusi - dodaje nasz rozmówca. - Tylko trzeba pamiętać, że umowa z Syrią była na bardzo dobrych warunkach. Związek Radziecki udzielał Asadom wielomiliardowych pożyczek. Rosja to kontynuowała, umorzyła część zadłużenia w zamian za ekskluzywną obecność wojskową - wyjaśnia profesor.
Profesor podkreśla, że trwała współpraca z Libią będzie wymagała od Rosji poważnych nakładów w gospodarkę i nie jest jasne, w jakim zakresie Kreml może realizować taką politykę. - Problem Rosji polega na tym, że bardzo zaangażowała się w Ukrainie i na tym skupia się jej główna uwaga. Przez to nie ma możliwości na pełną projekcję siły w Afryce, która polega nie tylko na obecności militarnej, ale przede wszystkim inwestycjach - wyjaśnia Fiedler.
Wybór Libii jako nowego partnera i swego rodzaju "bramy" do Sahelu miałby jeszcze jedną zaletę dla Rosji. Po upadku reżimu al-Asada Moskwa traci nie tylko bazy lotnicze, ale też bazę morską w syryjskim Tartusie. Utworzenie nowej bazy dla marynarki w Libii pozwalałoby Rosji zachować wpływ na Morze Śródziemne.
Jakub Krzywiecki
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!