"The Economist": Populista porywa tłumy i obiecuje zwalczenie 104-procentowej inflacji
Argentyna - kiedyś jedno z najbogatszych państw świata - czeka na cudotwórcę, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozwiązałby najważniejsze problemy gospodarcze. A wyzwań nie brakuje - inflacja przekroczyła już 100 proc. Do grona kandydatów na zbawcę pretenduje Javier Milei. Ten ultraliberał chce zostać prezydentem kraju i zapowiada ostre cięcia wydatków państwa - najlepiej piłą łańcuchową. Do tego szokuje wyborców. Opowiada się za nieograniczonym dostępem do broni oraz handlem ludzkimi organami do przeszczepów.
Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski "The Economist", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1843 r. i należy do najpopularniejszych na świecie magazynów poświęconych tematyce politycznej i biznesowej. Ma opinię jednego z bardziej wpływowych tytułów prasowych na świecie.
Nigdy za wiele dramatów w argentyńskiej polityce. W kraju, który co kilka lat przechodzi spektakularny kryzys, kończący się niewypłacalnością, bieżący rok zapowiada się szczególnie ekscytująco.
W październiku Argentyńczycy pójdą do urn, by wybrać nowy rząd i prezydenta. Przez wiele miesięcy za głównego pretendenta do objęcia władzy uchodził Horacio Rodríguez Larreta, burmistrz Buenos Aires, określany mianem technokraty.
Ale sytuacja w Argentynie jest poważna. Koszty życia w drugiej gospodarce Ameryki Południowej rosną w najszybszym tempie od hiperinflacyjnego szczytu sprzed ponad 30 lat. W marcu 2023 r. inflacja sięgnęła 104,3 proc.
Do tego uporczywa susza dotyka rozległe obszary wiejskie. Zbiory w kraju, który jest jednym z największych eksporterów zbóż i mięsa na świecie, mają być najmniejsze od 30 lat. Dlatego jasne staje się, że Argentyńczycy szukają radykalnej zmiany, zamiast delikatnej korekty obecnej polityki.
Dla wielu naturalną rywalką dla Larrety miała być centroprawicowa dawna minister bezpieczeństwa Patricia Bullrich.
Ale to Javier Milei, ultraliberał i prawicowiec, w przeszłości wykładowca ekonomii, obecnie deputowany Kongresu Narodowego, wydaje się najbardziej korzystać z gospodarczego chaosu.
Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata".
Przedwyborcze sondaże w Argentynie są, delikatnie mówiąc, niedokładne. Jednak 52-letni Milei, dla wielu polityczny outsider, notuje poparcie około 20 proc. głosujących, a według niektórych badań prowadzi i cieszy się największą sympatią m.in. wśród mężczyzn w wieku poniżej 30 lat. I chociaż nadal w większości badań suma poparcia dla Llarety oraz Bullrich jest większa niż dla Mileia, może on odegrać istotną rolę w wyborczej rozgrywce.
Ma czas do sierpnia, by przekonać do siebie Argentyńczyków. Wtedy odbędą się prawybory - specyficzna dla Argentyny forma głosowania - które wyłonią partie i kandydatów przed jesiennymi wyborami.
Milei wydaje się być oryginałem nawet jak na wyśrubowane standardy argentyńskiej polityki. Jest kawalerem, mieszka w domu z pięcioma mastifami, z których większość nosi imiona słynnych ekonomistów.
Na YouTube transmituje loterię, w której nagrodą jest jego... parlamentarna pensja.
Jest katolikiem, ale twierdzi, że mógłby przyjąć judaizm. Przyznał, że dwie najbliższe mu osoby to jego siostra (obecnie kieruje jego kampanią) oraz rabin.
Partia kontrowersyjnego deputowanego - Libertad Avanza - kręci się wokół niego, a sam Milei nie ma w zwyczaju gryźć się w język. I wydaje się, że jego antyestablishmentowa retoryka trafia w gusta części sfrustrowanych wyborców.
"Jest celebrytą" - twierdzi centroprawicowy deputowany z Kongresu Martín Tetaz. Jakby na potwierdzenie tych słów Milei regularnie jest gościem popularnych programów typu talk-show, ale jest także aktywny w mediach społecznościowych, gdzie gardłuje przeciwko zepsutej "kaście politycznej".
"Trafia do osób, które nie czują potrzeby uczestniczyć w normalnej debacie na argumenty" - dodaje Tetaz.
A jakie poglądy ma argentyński kandydat na zbawcę? Jest politycznym radykałem.
W 2022 r. zagłosował przeciwko umowie zawartej przez rząd z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW) w sprawie porozumienia dotyczącego spłaty długu sięgającego 44,5 mld dolarów.
Porozumienie przewiduje, że Argentyna obniży deficyt budżetowy do 1,9 proc. PKB z 2,3 proc. w 2022 r.
W rozmowie z "The Economist" Milei opisuje warunki związane z umową z MFW jako "niesamowicie luźne".
Polityk Libertad Avanza zapowiada potencjalnym wyborcom ostre cięcia wydatków publicznych i to cięcia piłą łańcuchową, bo tak nazywa swój program - "Chainsaw Plan".
- To, co planuję zrobić, idzie znacznie dalej (niż przewiduje umowa z MFW - red.) - dodaje. I obiecuje, że w przypadku wygrania wyborów w ciągu roku zredukuje rządowe wydatki o 10 proc. PKB.
A może podniesienie podatków? - Prędzej odciąłbym sobie rękę - deklaruje, dając do zrozumienia, że problemem państwa jest według niego przerośnięta biurokracja. A jako remedium na wiecznie słabą lokalną walutę - peso - widzi w przyjęciu amerykańskiego dolara, podobnie jak na początku XXI w. zrobił Ekwador.
Głoszenie cięć budżetowych rzadko pozwalało wygrywać wybory w Argentynie, a większość sondaży wskazuje, że dolaryzacja nie rozpala emocji wyborców - jeśli wierzyć jednemu z badań pomysł popiera mniej niż jedna trzecia respondentów.
Ale inne propozycje populistycznego polityka niepokoją część wyborców, jak wprowadzenie zakazu aborcji (prawo legalizujące aborcję bez ograniczeń do 14. tygodnia ciąży przyjęto pod koniec 2020 r. - red.), nieograniczony dostęp do broni czy zgoda na bezproblemowe kupno i sprzedaż ludzkich organów do przeszczepów.
Ale mimo tego w kraju, w którym lewicowy populizm jest na porządku dziennym od dziesięcioleci, popularność ekscentrycznego lidera ugrupowania Libertad Avanza rośnie.
"Ludzie mnie lubią, bo jestem jedyną osobą, która mówi bez ogródek" - podkreśla. I jak zapowiada, chociaż niektórzy nazywają go szaleńcem, "ten szaleniec będzie miał ostatecznie rację, a Argentyna znów będzie liberalna".
---
Tekst przetłumaczony z "The Economist"
© The Economist Newspaper Limited, London, 2023
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji