Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

"Igrzyska bez chleba". Polityczna gra Słowacji o tranzyt gazu

Robert Fico postanowił szantażować Ukrainę w sprawie tranzytu gazu, ale może okazać się największym przegranym swojej strategii. Jeśli zrealizuje groźbę wstrzymania dostaw prądu dla Kijowa, jego kraj straci kolejne środki. W polityce zagranicznej Fico używa "argumentów godnościowych na zasadzie igrzysk, które zastępują chleb" - mówi Interii dr Krzysztof Dębiec z OSW.

Wołodymyr Zełenski i Robert Fico
Wołodymyr Zełenski i Robert Fico/Djordje Kojadinovic / Reuters / Ukraine Presidency/Ukrainian Pre / Zuma Press / Forum / OMAR ZAGHLOUL / ANADOLU / Anadolu via AFP /

Polska w nowym roku rozpoczęła prezydencję w Unii Europejskiej i już na starcie Wspólnota musi zmierzyć się z nowym konfliktem wewnętrznym. Ukraina zablokowała Rosji możliwość eksportu gazu do Europy. Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski określił ruch jako "kolejne zwycięstwo" po dołączeniu Szwecji i Finlandii do NATO.

Według wyliczeń BBC tranzyt gazu do krajów Europy Wschodniej przynosił Moskwie około pięciu miliardów euro rocznie. Wołodymyr Zełenski podkreślił, że Ukraina nie pozwoli Rosjanom dalej zarabiać miliardów "na naszej krwi".

Kijów świadomie podjął decyzję o blokadzie tranzytu gazu. Ukraina pozbawiła się korzyści finansowych za pośrednictwo w przesyle, ale wychodzi z założenia, że przede wszystkim odcięła źródło dochodu Moskwie.

Polska na pomoc Ukrainie

Problem w tym, że w samej Unii nie wszyscy są zadowoleni z takiego obrotu spraw, z premierem Słowacji na czele. W odpowiedzi na ruch Kijowa Robert Fico oświadczył, że rozważa wstrzymanie dostaw energii dla Ukrainy. Jak donosi Bloomberg, Ukraina w takiej sytuacji może liczyć na pomoc Warszawy. Polska ma być przygotowana do zwiększenia dostaw prądu dla wschodniego sąsiada.

Sudża do niedawna była ostatnim punktem w Ukrainie, przez który Rosja mogła eksportować gaz do Europy
Sudża do niedawna była ostatnim punktem w Ukrainie, przez który Rosja mogła eksportować gaz do Europy/OMAR ZAGHLOUL / ANADOLU / Anadolu via AFP/AFP

Czy różne stanowiska Polski i Słowacji zagrożą wzajemnym relacjom obu państw? - Nie mam takich obaw. My jesteśmy sąsiadami, nie wypiszemy się z geografii. Musimy ze sobą rozmawiać - uspokaja w rozmowie z Interią dr Krzysztof Dębiec, główny specjalista Zespołu Środkowoeuropejskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich.

Tym bardziej, że groźba słowackiego premiera jest ryzykowna dla jego własnego państwa. Jeśli ją zrealizuje, Bratysława straci jeszcze więcej niż do tej pory.

Słowacja traci pieniądze

Rzeczywiście, na blokadzie tranzytu Słowacja straciła. Główna spółka gazowa w kraju SPP szacuje, że w 2025 zakup gazu z innych źródeł będzie kosztował dodatkowe 90 mln euro. Tymczasem Fico stwierdził, że decyzja Kijowa uderza w Unię Europejską, a jego kraj straci kilkaset milionów euro.

Skąd rozbieżność? Wspomniane 90 milionów to dla Słowaków mniejszy problemem. SPP dostarcza gaz do 2/3 odbiorców w kraju i zapewnia, że dysponuje kontraktami na 150 proc. potrzeb swoich klientów.

Natomiast blokada tranzytu przez Ukrainę jest dla Słowacji nie tylko dodatkowym kosztem, ale też pozbawia kraj pokaźnego źródła dochodu. - Słowacja poprzez swoje położenie zarabiała przez lata krocie na dochodach z tranzytu wielokrotnie większego, niż potrzeby samej Słowacji - wyjaśnia Krzysztof Dębiec.

Jako przykład podaje dane z 2019 roku. Wówczas tranzyt gazu przez Słowację był na poziomie 69 miliardów metrów sześciennych. Tymczasem potrzeby samej Słowacji wynosiły 5,6 miliarda metrów sześciennych.

- Słowacja traci lukratywne dochody i znaczenie strategiczne państwa przesyłu. Jak to się mówi w żargonie energetycznym, z państwa na początku rury stała się państwem na jej końcu - podkreśla analityk OSW.

Podsumowując, Słowacja poniesie teraz koszty w operacji, której przez lata była beneficjentem. To transport gazu, rezerwacja slotów w terminalach LNG, regazyfikacja i opłaty za transport przez inne państwa. Wszystko to wpłynie na cenę surowca w kraju.

- Dlatego Słowacja nie chce przyznać, że Rosja sięga po energetykę jako broń. Władza w Bratysławie liczy, że pozwalając sobie na "drobne" w ich ocenie gesty przyjaźni wobec Moskwy, Rosja nie wykorzysta energetyki przeciwko Słowacji - wskazuje nasz rozmówca.

To jednak nie wszystko. Determinacja premiera Ficy w sprawie tranzytu ma również podłoże potrzeb jego wewnętrznej polityki.

Tranzyt gazu zablokowany. Fico organizuje "igrzyska bez chleba"

- Słowacja jest różna od Polski czy Czech w tym sensie, że tam nastroje antyrosyjskie nie są tak silne. Społeczeństwo jest mocno podzielone. Bratysława jest mocno prozachodnia, ale im dalej od stolicy i im dalej na wschód, to nastroje są bardziej przychylne Rosji - mówi dr Dębiec.

Dodaje, że wynika to z zależności historycznych i aktywnej działalności rosyjskich służb na Słowacji, które identyfikują sąsiada Polski jako "słabe ogniwo" w Unii. Ponadto elektorat na wschodzie kraju to w znacznej mierze wyborcy obecnej koalicji rządzącej.

- Robert Fico poprzez wizytę w Rosji ze swojego punktu widzenia wysyła potencjalnie cenny sygnał swoim wyborcom, że prowadzi niezależną politykę zagraniczną, spotyka się z wielkimi, negocjuje rzekomo wielkie układy pokojowe. Mimo, że jest premierem relatywnie małego kraju - zaznacza Dębiec.

Sondaże przynajmniej na razie wykazują ciągłe poparcie dla rządu premiera, więc Fico wychodzi z założenia, że jego strategia jest słuszna. Poparcie i akceptacja społeczeństwa są mu bardzo potrzebne, bo jak wskazuje nasz rozmówca, premier realizuje niepopularny projekt zaciskania pasa.

Robert Fico potrzebuje czegoś, co odwróci uwagę społeczeństwa. Argumentów godnościowych na zasadzie igrzysk, które zastępują chleb

~ dr Krzysztof Dębiec.

Słowacja walczy z wysokim deficytem budżetowym, który odziedziczyła jeszcze po poprzednim rządzie centroprawicy. Fico próbuje też odbudować wiarygodność finansową kraju w Brukseli. - Chce pokazać, że jest przewidywalnym partnerem i przewidywalnym członkiem strefy euro - tłumaczy analityk OSW.

Tyle, że polityka zaciskania pasa będzie mieć wpływ na obniżenie poziomu życia. Projekt premiera zakłada między innymi podwyżkę podatku VAT z 20 do 23 proc. i podwyżkę CIT. - Fico zaczyna tracić w sondażach i potrzebuje czegoś, co odwróci uwagę społeczeństwa - mówi Dębiec, tłumacząc politykę zagraniczną premiera Słowacji.

Fico ma świadomość, że znalazł się w politycznym potrzasku i stara się na to przygotować. Potrzebuje zaufania władz unijnych, ale to wiąże się z reformami gospodarczymi i spadkiem poparcia. Jednocześnie obiecał ludziom zamrożenie cen prądu i gazu na poziomie z ubiegłego roku. Zobowiązał się do poważnego wydatku, a przez blokadę tranzytu właśnie stracił dobre źródło dochodu. Dostał natomiast dodatkowe koszty za import surowca.

Dlatego premier stara się wymusić zmianę decyzji w sprawie tranzytu przez Ukrainę. Zapowiedź wstrzymania dostaw energii dla Ukrainy jest jednak problematyczna i jeszcze bardziej osłabi finanse kraju.

Strategia szantażu

- Gdyby Słowacja zastosowała takie rozwiązanie, to byłoby de facto zaprzeczenie całej logiki Ficy. Dostawy energii to nie jest żadna działalność charytatywna. To oczywiście dobre dla Ukrainy, że funkcjonują dostawy komercyjne i awaryjne prądu, ale to wszystko jest realizowane na zasadzie odpłatności. Rezygnacja z tych wpływów byłaby zaprzeczeniem argumentacji w sprawach gazowych - podkreśla Krzysztof Dębiec.

Analityk groźbę wstrzymania dostaw określa jako strategię negocjacyjną, charakterystyczną dla Roberta Ficy. - Nie waha się sięgać po mocne argumenty i swego rodzaju szantaż, jeśli uzna, że jest to potrzebne do realizacji celu. Jednak niewiele przykładów z przeszłości, które pokazywałyby, że za słowem poszły czyny - tłumaczy rozmówca Interii.

Dębiec wskazuje na napięte negocjacje rządu i związkowców lekarskich w ostatnich tygodniach. Medycy protestowali przeciwko zapowiedzi ograniczenia wzrostu płac. Połowa lekarzy szpitalnych złożyła wypowiedzenia, które miały zacząć obowiązywać od 1 stycznia. Fico prowadził negocjacje do ostatniej chwili. Doprowadził do przyjęcia ustawy, która zakładała, że jeśli na danym obszarze jest zbyt mało lekarzy, medycy mają obowiązek pracy. W przypadku odmowy groziłaby im kara pozbawienia wolności do roku.

Tak się jednak nie stanie. 20 grudnia zawarto porozumienie ze związkowcami. W publicznych szpitalach wynagrodzenia mają rosnąć na starych zasadach, a rząd zobowiązał się do wycofania kontrowersyjnej ustawy.

Jakub Krzywiecki

Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl

-----

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Bosak w "Graffiti": Ważne, żeby wygrał ktokolwiek, byle nie Trzaskowski/Polsat News/Polsat News
INTERIA.PL

Zobacz także