- Rozmawiałem z Erdoganem i pogratulowałem mu zwycięstwa - powiedział dziennikarzom Joe Biden 29 maja. Na konferencji prasowej w Białym Domu prezydent Stanów Zjednoczonych dodał, że jego turecki odpowiednik "nadal chce pracować nad umową dotyczącą F-16". - Odpowiedziałem mu, że my chcemy pracować nad akcesją Szwecji do NATO, więc zróbmy to. Będziemy ze sobą w kontakcie - zakończył Biden. Zdążyć na Wilno Czasu na ten kontakt wiele jednak nie zostało. Poza Turcją i Węgrami wszystkim państwom członkowskim NATO niezmiernie zależało, żeby na nadchodzącym szczycie Sojuszu w Wilnie - odbędzie się w dniach 11-12 lipca - Finlandia i Szwecja wystąpiły już w roli oficjalnych członków NATO. Jeszcze pod koniec 2022 roku dyplomaci, z którymi rozmawiała Interia, byli przekonani, że to realny termin. Mówił o tym chociażby Tomasz Szatkowski, stały przedstawiciel Polski przy NATO. Cel został zrealizowany połowicznie. Mimo problemów, które państwom nordyckim sprawiały Turcja i Węgry, Finlandia ostatecznie zyskała ich akceptację i na początku kwietnia oficjalnie została 31. członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. Szwecja - mówiąc obrazowo - nadal siedzi w poczekalni. Turcy mnożą trudności przed Sztokholmem, domagając się m.in. zmian w szwedzkim prawie ułatwiających walkę z kurdyjskim terroryzmem. Z kolei Węgrzy buntują się dla zasady - pisaliśmy o tym na łamach Interii - argumentując, że Szwecja podważa demokratyczny charakter rządów Viktora Orbana. - Sojusznicy powinni wywierać presję na Turcję, żeby decyzja w sprawie Szwecji zapadła jeszcze przed szczytem w Wilnie - mówi w rozmowie z Interią Mateusz Piotrowski, analityk ds. polityki wewnętrznej, zagranicznej i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM). - Najbardziej pożądanym dla NATO efektem byłoby, gdyby jeszcze przed szczytem można mówić o Szwecji jako nowym, pełnoprawnym członku Sojuszu, ale na to zostało już naprawdę mało czasu - dodaje nasz rozmówca. Jego zdaniem "wiele zależy też od tego, ile ugrać w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi będzie chciał Erdogan, wzmocniony dopiero co odnowionym mandatem wyborczym". Erdogan chce czynów, nie słów Jeszcze przed "wyborami stulecia" cel Erdogana wydawał się jasny - zdobyć kontrakt na zakup myśliwców F-16 od Stanów Zjednoczonych. - Ceną za to jest de facto akcesja Szwecji do NATO. Dopóki ktoś tutaj nie wykona jako pierwszy gestu, jakiegoś ruchu, nie widzę szans na przerwanie obecnego pata - nie ma wątpliwości Adam Michalski, analityk ds. Turcji z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW). - Erdogan ma w swoim ręku wszystkie karty. Kiedy tylko powie "tak", sprawa będzie załatwiona, a drzwi do NATO dla Szwecji otwarte - podkreśla rozmówca Interii. Rzecz w tym, że zakończone 28 maja wybory zmieniły układ sił na tureckiej scenie politycznej. W teorii wszystko wygląda tak samo - Erdogan oraz jego Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) utrzymali władzę - ale praktyka to już zupełnie inny świat. Zarówno w pierwszej, jak i drugiej turze wyborów prezydenckich kluczowe okazały się głosy tureckich nacjonalistów. Wiele wskazuje też na to, że Erdogan zechce rozbić sojusz opozycji, przeciągając na swoją stronę nacjonalistyczną Dobrą Partię. Rosnąca pozycja polityczna radykałów istotnie wpływa zaś na pole manewru Erdogana i jego rządu. - Tureccy nacjonaliści stali się swego rodzaju języczkiem u wagi pomiędzy koalicją rządzącą a zjednoczoną opozycją. Oni są zachwyceni, że Erdogan walczy z Kurdami, że podnosi kwestię kurdyjskiego terroryzmu na arenie międzynarodowej, że twardo domaga się od Zachodu działania. Nie odpuszczą tego, będą chcieli, by Erdogan dalej grał tą kartą względem Sojuszu - wyjaśnia w rozmowie z Interią Adam Michalski z OSW. Chociaż podwójne wybory w Turcji to już historia, za rok Turcy znów pójdą do urn - tym razem wybierać władze w wyborach lokalnych. "Sułtan", jak nazywany jest turecki prezydent, chce za wszelką cenę odbić z rąk opozycji kluczowe metropolie - Stambuł, Ankarę, Izmir i Antalyę. A żeby to zrobić, znów będzie potrzebować głosów nacjonalistów. Nie może więc okazać słabości w realizacji narodowych interesów Turcji na arenie międzynarodowej. - Musi nadal grać twardo w sprawie Szwecji - przekonuje Adam Michalski. Oznacza to, że Erdogan nie poprzestanie na kontrakcie na zakup myśliwców F-16 od Amerykanów. Będzie chciał mocno podnieść na wokandzie NATO sprawę kurdyjskiego terroryzmu i zmusić sekretarza generalnego Sojuszu do uznania Partii Pracujących Kurdystanu (PPK) za organizację terrorystyczną, którą członkowie NATO będą pomagali zwalczać. Na tym jednak nie koniec planów Erdogana. Duże oczekiwania turecki prezydent ma też wobec Szwecji. Będzie chciał wydalenia kurdyjskich działaczy, których rząd w Ankarze planuje osądzić. Na pewno zechce też przymusić Sztokholm do zmiany konstytucji w celu ułatwienia walki z kurdyjskim terroryzmem. - Wtedy będzie mógł powiedzieć swoim wyborcom i sojusznikom: patrzcie, tak wpływamy na Zachód, tak narzucamy agendę, tak nam ustępują. O to chodzi Erdoganowi. On chce działań, a nie słów - przewiduje Adam Michalski. Szwecja wypowiada wojnę terroryzmowi Pierwszym sprawdzianem celów i intencji Erdogana będzie reakcja Stambułu na nowe antyterrorystyczne prawo, które 1 czerwca weszło w życie w Szwecji. To bezpośrednia odpowiedź na oskarżenia podnoszone przez rząd Erdogana o to, że Szwecja daje schronienie i pomaga terrorystom. Władze w Sztokholmie chcą tym samym wytrącić Turkom koronny argument, którym ci podpierali swój brak zgody na akcesję Szwecji do NATO. Nowe prawo diametralnie zmienia cały krajobraz walki z terroryzmem. Po pierwsze, zakazuje nie tylko działalności terrorystycznej, ale także aktywnego wspierania - np. poprzez pomoc logistyczną czy finansową - oraz promocji organizacji terrorystycznych. Odtąd zakazana w Szwecji jest nie tylko przynależność do organizacji terrorystycznych, ale także prowadzenie rekrutacji do tego rodzaju podmiotów czy zachęcanie do zasilenia ich szeregów. Pod lupą organów ścigania znajdzie się też "turystyka terrorystyczna" poza granicami Szwecji. Po drugie, kary za przestępstwa związane z terroryzmem zostały zaostrzone. "Standardem" stała się kara czterech lat więzienia. Najpoważniejsze przestępstwa mogą skutkować wyrokiem ośmiu lat za kratkami. Jeszcze surowiej karani będą przywódcy ugrupowań terrorystycznych. Ci, w uzasadnionych przypadkach, do więzienia mogą trafić nawet na resztę życia. Po trzecie, nowe szwedzkie prawo duży nacisk kładzie na współpracę międzynarodową, której celem będzie przeciwdziałanie i zwalczanie terroryzmu. To oczywisty ukłon w stronę Turcji, ale także Unii Europejskiej i NATO. Sztokholm chce raz na zawsze zerwać z "łatką" bezpiecznej przystani dla wszelkiej maści terrorystów. Pokazać siłę NATO Mateusz Piotrowski z PISM podkreśla, że po ruchu, który właśnie wykonali Szwedzi, kluczowa będzie aktywność Stanów Zjednoczonych. Amerykanie to największy orędownik przyjęcia Szwedów do NATO. - Ten proces musi zostać zdynamizowany i to trzeba Turcji jasno zakomunikować - tłumaczy Interii Piotrowski. I dodaje: - Nie można procesu akcesji Szwecji mocno rozciągać w czasie. Przecież sytuacja, która skłoniła Finlandię i Szwecję do porzucenia neutralności i akcesję do Sojuszu, wcale się nie zmieniła. Sytuacja bezpieczeństwa w Europie i na świecie jest dzisiaj kompletnie inna niż jeszcze 15 miesięcy temu. Powrotu do tego, co było już nie ma. Według Piotrowskiego Rosja nie stała się mniej groźna, więc NATO nie może pozwolić sobie na długotrwałą zwłokę w kwestii akcesji Szwecji. Byłby to fatalny sygnał wysłany w stronę Kremla - oznaka słabości i wewnętrznych podziałów, które Moskwa z pewnością chciałaby rozgrywać i eksponować. - NATO musi pokazać, że jest wola polityczna do rozszerzenia Sojuszu i że to rozszerzenie rychło stanie się faktem, nawet jeśli niektórych członków trzeba nieco siłą do wyrażenia tej woli przekonać - ocenia analityk PISM. Kiedy więc Szwecja może zostać 32. państwem członkowskim NATO? - Zgoda na akcesję Szwecji to, w mojej ocenie, tygodnie. W wersji pesymistycznej miesiące. Jednak nie wyobrażam sobie, żeby jeszcze w tym roku Szwecja nie została nowym, pełnoprawnym członkiem NATO - przewiduje.