W PiS od wielu tygodni trwa poszukiwanie kandydata na prezydenta, który miałby jak największe szanse na zwycięstwo. Partia wybierze go w oparciu o badania dotyczące oczekiwań, jakie Polacy mają wobec idealnego prezydenta i czynione na ich podstawie analizy. Jarosław Kaczyński utrzymuje, że PiS ma nadmiar dobrych kandydatów i nie będzie problemu z wyborem najlepszego. - Dysponujemy badaniami, które wskazują, jaki powinien być przyszły prezydent. Uważam, że w naszym środowisku jest wiele osób, które świetnie pełniłyby tę funkcję, ale najpierw trzeba wygrać wybory - stwierdził prezes PiS w poniedziałkowym wywiadzie, opublikowanym na stronie internetowej Radia Maryja. Wyliczył też cechy, które musi mieć kandydat na prezydenta i wykluczył zdecydowanie, by była to kobieta, uzasadniając to "czasem wojennym". Wybory prezydenckie 2025. Kto w PiS ma największe szanse na start - W tej chwili, w tym czasie wojennym, wydaje nam się, że kobieta nie miałaby wielkich szans. Trudno mi sobie wyobrazić nawet model tej Pani, która byłaby tą kandydatką. Z mężczyzną to wiadomo - musi być młody, wysoki, okazały, przystojny. Wyborcy te wymogi wizerunkowe stawiają wysoko. Musi mieć rodzinę. Musi znać bardzo dobrze język angielski. Najlepiej jakby znał dwa języki. Mamy kandydatów, którzy są doskonali i w angielskim, i francuskim. Tak jak ten prawdopodobny przeciwnik w drugiej turze. Musi być obyty międzynarodowo. To powinien być człowiek, dla którego świat nie jest czymś obcym, który bywał na konferencjach, wykładach - taki obraz kandydata PiS na prezydenta, który miałby szansę zwyciężyć z kandydatem Koalicji Obywatelskiej w drugiej turze wyborów prezydenckich, rysuje dziś Jarosław Kaczyński. Co ciekawe, jak wynika z informacji Interii, choć prezes wyklucza dziś kandydaturę kobiety, to do niedawna w prowadzonych przez partię badaniach kazał uwzględniać Beatę Szydło. Była premier jest jednak teraz u prezesa w niełasce, więc jej szanse jako kandydatki zmalały praktycznie do zera. Polityk z drugiego szeregu kandydatem PiS w wyborach prezydenckich 2025? Do obrazu, nakreślonego przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego pasuje przynajmniej kilku polityków PiS młodszego pokolenia. To w nich celuje dziś Kaczyński. Na medialnej giełdzie nazwisk funkcjonuje dziś kilka nazwisk, o części z nich pisaliśmy w Interii jako pierwsi już w lutym. Z naszych informacji wynika, że na czele peletonu są dziś Karol Nawrocki, obecny prezes IPN, Tobiasz Bocheński, były wojewoda mazowiecki, teraz europoseł, a także Zbigniew Bogucki, były wojewoda zachodniopomorski, obecnie poseł PiS. W badaniach uwzględniano także kilku innych posłów m.in. Piotra Müllera, Andrzeja Śliwkę czy prezydenta Stalowej Woli Lucjusza Nadbereżnego. Oni także nadal są w grze. - Każdy z nich ma mocne strony i wpisuje się w pewne oczekiwania wyborców, ale żaden z nich nie ma pełnego pakietu cech, które czyniłyby z niego pewniaka. Dlatego ostateczna decyzja będzie podyktowana intuicją i kalkulacją prezesa - zdradza nam jeden z polityków z Nowogrodzkiej. - Gdyby ze wszystkich tych nazwisk stworzyć jednego kandydata, to byłby ideał, ale tak dobrze to nie ma - śmieje się nasz rozmówca. I mówi, że nie wolno wykluczać scenariusza, w którym w ostatniej chwili prezes wyciągnie kogoś, kto w ogóle nie przewija się dotąd w medialnych publikacjach, bo tak właśnie było z Andrzejem Dudą, którego nominacja dla wszystkich była niespodzianką. Jednak największe obawy kierownictwa partii budzi dziś to, czy taki kandydat z drugiego szeregu wytrzyma kampanię wyborczą. PiS spodziewa się, że będzie to jedna z najostrzejszych kampanii, z atakami, hakami i oskarżeniami. - Jak ktoś nie jest zaprawiony w politycznych bojach, to może nie wytrzymać ciśnienia. Zresztą druga strona będzie w to celować, więc prowokacje będą na porządku dziennym i prezes ma tego świadomość - mówi nam jeden ze współpracowników prezesa Kaczyńskiego. Kandydat, którego trudno zaatakować, czyli nie Morawiecki Mimo tego ryzyka, kalkulacje Nowogrodzkiej są dziś jasne - priorytetem jest wybór takiego kandydata, na którego w drugiej turze mogliby zagłosować także wyborcy, którzy normalnie na PiS nie głosują. Musi to być ktoś, kto się z PiS nie do końca kojarzy, nie jest uosobieniem cech klasycznego PiS-owca, ale też nie ma bagażu doświadczeń z okresu rządów PiS. Dlatego Jarosław Kaczyński, jak mówi, odrzuca dziś możliwość kandydowania Mateusza Morawieckiego, mimo że dostrzega jego polityczną wartość. - Mateusz Morawiecki ma bardzo silną pozycję w partii i na pewno szerokie poparcie wśród pewnej części działaczy, którzy się do niego przyzwyczaili. Na swoją pozycję w PiS były premier mocno zapracował. Jednak jest tym kandydatem, którego bardzo łatwo zaatakować - powiedział Kaczyński. Nie dodał jednak, że Morawiecki nie może być kandydatem z jeszcze jednego powodu - wywołałoby to wewnątrz partii emocje i konflikty, które mocno utrudniłyby prowadzenie kampanii wyborczej. Wiadomo, że na Morawieckiego nie zgodziłoby się ani środowisko Beaty Szydło, ani otoczenie Jacka Sasina, ani ziobryści z Patrykiem Jakim na czele. Nasi rozmówcy z PiS nie wykluczają, że start Morawieckiego mógłby oznaczać, że przeciwko niemu wystartują jeszcze inni prawicowi kandydaci. Kilku kandydatów po prawej stronie to czarny sen PiS Zresztą takie ryzyko istnieje i przy wyborze innego kandydata. W PiS jest realna obawa, że jeśli Kaczyński wystawi słabego, a więc mało rozpoznawalnego polityka, w którego szanse partia nie uwierzy, to pojawią się inne kandydatury, które mogą odbierać poparcie kandydatowi PiS. - Tak, wiem, zawsze pada przykład roku 2015 i Andrzeja Dudy, w którego też nikt nie wierzył i też był mało rozpoznawalny. Ale mamy rok 2024, a nie 2015, to jest inny czas, inny PiS, inni ludzie w PiS. Nie ma co liczyć na to, że ten sam cud może się wydarzyć dwa razy. A my trochę zaklinamy rzeczywistość i myślimy, że będzie jak wtedy - narzeka jeden z partyjnych sceptyków. W tle wyłaniania kandydata na prezydenta jest jeszcze kwestia pieniędzy. Bo jeśli PKW wyda negatywną decyzją dotyczącą zwrotu pieniędzy za kampanię parlamentarną, PiS w przededniu ogłoszenia kandydata będzie bez funduszy na kampanię prezydencką. Bank, w którym partia ma kredyt, domaga się dziś jego spłaty i blokuje konta partii (o czym informował Jacek Gądek w "Newsweeku"), nierealne jest więc, że ktokolwiek udzieli PiS kolejnego kredytu. - Jak się okaże, że nie ma za co robić kampanii, to może to realnie pokrzyżować plany prezesowi PiS. Także jeśli chodzi o nazwisko kandydata. Wtedy bezpieczniej będzie postawić na kogoś już sprawdzonego, kogo nie trzeba promować niż na kogoś, kto wymaga kosztownej prekampanii budującej popularność - mówi nam jeden z polityków PiS. I rzuca na szybko dwa nazwiska: - Prezes może się wtedy przeprosić z Morawieckim, który jest w stanie sam sobie sfinansować kampanię. Druga osoba, która się sama nasuwa to Przemek Czarnek, który z kolei byłby dobrze odebrany przez partię, a którego też nikomu nie trzeba przedstawiać - wylicza nasz rozmówca. - Ale tu wracamy do pierwotnej kalkulacji. Wtedy PiS wchodzi do drugiej tury i to by było na tyle, bo żaden z nich pewnie z Trzaskowskim nie wygra. Chyba że to jednak będzie Tusk, wtedy wszystko możliwe - dodaje. PiS planuje oficjalnie ogłosić swojego kandydata na prezydenta jesienią, najpóźniej w okolicach 11 listopada. Kamila Baranowska --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!