Łukasz Szpyrka, Interia: W kuluarach słychać, że w PO trzymają dla pani miejsce na liście wyborczej, gdyby zechciała pani wrócić. To możliwe? Joanna Mucha, Polska 2050: - Nie mam takiej wiedzy, ale nawet jeśli tak jest, to nie skorzystam. Nie wracam do Platformy, nie wybieram się tam. Moja decyzja o odejściu z Platformy była jednoznaczna. A może ta lista mimo wszystko będzie wspólna, na co od miesięcy namawia PO? Bartłomiej Sienkiewicz mówił w Polsat News, że "nadal wisi w powietrzu otwarta propozycja" dla Polski 2050 i PSL. Skorzystacie? - Maszerujemy oddzielnie, atakujemy razem. Jesteśmy głęboko przekonani, że taka strategia daje gwarancję wygranej z PiS-em. Metoda d'Hondta wcale nie działa w ten sposób, że wzmacnia partie największe. Ona jednocześnie promuje partie średnie. Biorąc pod uwagę wielkość polskich okręgów wyborczych i mechanizm przyznawania mandatów, jesteśmy przekonani, że partia średniej wielkości po opozycyjnej stronie jest gwarancją wygrania z PiS-em. "Partia średniej wielkości"? - To partia, które może liczyć na kilkunastoprocentowe poparcie. Wbrew informacjom, które się pojawiają w mediach, jestem przekonana, że właśnie taki wynik osiągniemy. Dla mnie sprawa jest prosta, niech każda partia opozycyjna robi swoje, niech zadba o swój elektorat i wygramy. Pytanie jednak, kto jest tą średnią partią, rzeczywistą trzecią siłą. W ostatnim czasie na podium zadomowiła się Konfederacja. - Konfederacja nie jest partią opozycyjną w tym sensie, jaki nadaję temu pojęciu. Bo opozycyjne są partie, które chcą powrotu do demokracji. A Konfederacja chce demokracji jeszcze mocniej skręcić kark. Ale jest dziś trzecią siłą w sondażach i na ten moment niewiele wskazuje, by Trzecia Droga czy Lewica miały ją wyprzedzić. - Konfederacja w ostatnim czasie się umocniła, nad czym ubolewam. Uważam, że to jest partia, której postulaty są niebezpieczne dla Polski. Jest antydemokratyczna, antyunijna, antykobieca i de facto wprowadza do polskiej polityki antywartości. Wszystkie partie opozycyjne powinny demaskować propozycje Konfederacji i odciągać wyborców od tej partii. Mam nadzieję, że damy temu odpowiedni priorytet, bo to niebezpieczna partia. Jak pani myśli, dlaczego wzrosło poparcie Konfederacji? - To efekt polaryzacji i licytacji. Polacy, którzy nie chcą uczestniczyć w tej licytacji, szukają alternatywy. I niestety często trafiają na Konfederację. Ubolewam, że my - Polska 2050 - nie zawsze potrafimy przebić się z informacją, że jesteśmy tą alternatywą, nie uczestniczymy w licytacji i nie będziemy tego robić. Nakręcanie licytacji to droga donikąd - to droga do Grecji. Wyborcy, którzy szukają alternatywy, nie zawsze są w stanie zapoznać się z naszą ofertą, która jest jednoznaczna - nie będziemy w tym uczestniczyć. Czyja to wina, że nie potraficie przebić się z informacją? - Tu nie ma niczyjej winy. Jesteśmy nową partią. Nie zdążyliśmy jeszcze zbudowanych kanałów komunikacyjnych wystarczająco silnych, by rzeczywiście z naszym przekazem dotrzeć do ludzi. Nie mamy też subwencji, co nie jest tu bez znaczenia. Tylko chyba po to połączyliście siły z PSL-em, by skorzystać z blisko 100 tys. członków tej formacji? - PSL ma swój odrębny elektorat, a to inna grupa, niż ta, do której my się zwracamy. Cały czas spotykam wyborców niezdecydowanych, którzy mówią np., że chcieliby zagłosować na partię gwarantującą realny rozdział państwa od Kościoła. Mówię wtedy, że tego dokładnie dotyczył pierwszy dokument programowy, który przedstawiliśmy. Kłopot w tym, że nie potrafiliśmy się wtedy z tym tematem przebić, więc ludzie o tym nie wiedzą. Zrobiliśmy badania wśród niezdecydowanych. Zapytaliśmy ich, czego oczekują od polityków. Okazało się, że większość postulatów tych osób to rzeczy, o których mówimy, które mamy w programie. Rozdział państwa i Kościoła, edukacja, opieka zdrowotna, komunikacja publiczna, itd. Naszym zadaniem jest więc dotrzeć z naszymi komunikatami do tej grupy. Sienkiewicz mówi jeszcze tak: "Spadają im sondaże, nie wiem, jak to się skończy, trochę się niepokoję o los ostatecznie demokratycznego ugrupowania, mam nadzieję, że przekroczą próg wyborczy". - Ostatnio sondaże odbiły w górę. Rzeczywiście spadek był wyraźny po marszu 4 czerwca, ale nie można zapominać, że przy spadku naszych sondażowych wyników spadł też całkowity wynik dla opozycji liczony w mandatach. Każdej rozsądnej osobie, która naprawdę chce zwycięstwa nad PiS, właśnie ten fakt powinien dać najwięcej do myślenia. Bartkowi Sienkiewiczowi dziękuję za troskę o nas, ale jeśli każda partia opozycyjna będzie robiła swoje, to naprawdę damy radę. Żadnego rodzaju uszczypliwości nie są potrzebne, bo niczemu nie służą. Rozważacie start z komitetu wyłącznie Polskiego Stronnictwa Ludowego, by obniżyć próg do 5 proc.? - Nie ma takich pomysłów. Nasze sondaże są wyraźnie powyżej 8 proc., więc naprawdę nie boimy się, że coś złego może się wydarzyć. Zawsze środowisko PSL było niedoszacowane. Myślę, że PSL razem z nami też ma tę charakterystykę. W jednym z wywiadów powiedziała pani, że między Polską 2050 a PSL nie ma miłości. Już się pojawiła? - Pewne alianse i koalicje są potrzebne. Zdecydowanie potrzebna jest ta koalicja, bo moglibyśmy przegrać wybory dokładnie o tę liczbę głosów, która zostałaby stracona pod progiem, gdyby PSL go nie przekroczył. Ta konieczność wydobycia PSL spod progu wyborczego była strategicznie niezbędna. Jeśli dobrze rozumiem - wyciągnęliście rękę do PSL, żeby wydobyć tę partię spod progu? Nie odwrotnie? - Nie. Kiedy tworzyliśmy tę koalicję, to nasze sondaże były lepsze. Jesteśmy odrębnymi partiami, mamy możliwości tworzenia wspólnych propozycji, ale są między nami też różnice, których nie będziemy ukrywać. Nie przewiduję, że kiedyś zlejemy się w jeden organizm. Po wyborach każdy pójdzie w swoją stronę? - Jesteśmy partią centrową, a bardzo lubię określenie "radykalne centrum". Chcemy być centrum, które jest buzujące, żywe, gorące ideami dobrej demokracji. PSL też jest zdecydowanie bardziej na prawo od lewicującej PO i Lewicy. Ta wspólna centrowa propozycja na polskiej scenie politycznej jest wypełnieniem ewidentnej luki. Jak wygląda codzienna współpraca? - Dość często spotykają się liderzy, ale też zespoły, które rozmawiają ze sobą o najróżniejszych kwestiach. Między kilkoma wyznaczonymi osobami jest też stały operacyjny kontakt. Jako środowisko parlamentarne też zacieśniamy współpracę. Dziś spotykamy się na wspólnym posiedzeniu klubu i koła. Jest pani w 100 proc. pewna, że do wyborów już nic się nie zmieni i wystartujecie właśnie w takiej formule? - Jeśli jakaś niepewność we mnie pozostaje, to jest ona związana wyłącznie z tym, że PiS może nam w jakiś sposób zmienić warunki gry na finiszu kampanii. Trzeba to brać pod uwagę. To jedyna ewentualność, która wymusiłaby jakieś zmiany. Udział liderów w marszu 4 czerwca był błędem? - Od początku mówiliśmy, że nasi ludzie na marszu będą. Kiedy na etapie organizacji wydarzenia nie otrzymaliśmy zaproszenia jako partia, postanowiliśmy nie pojawiać się tam z partyjną identyfikacją. Plan był taki, abyśmy tam byli po prostu jako obywatele, którzy chcą uczestniczyć w marszu. A liderzy? - Mieli jakieś wcześniejsze zobowiązania, więc czuli się w obowiązku, by je zrealizować. Tak robią ludzie, którzy odpowiadają za swoje słowa. Podobały się pani filmy Donalda Tuska dotyczące polityki migracyjnej? - To nie jest dobra metoda, byśmy jako podmioty opozycji wzajemnie komentowali swoje działania. Każdy ma swój elektorat, do którego chce dobrze. Kwestionowanie działań innych polityków nie będzie robiło dobrze całej opozycji. Jan Grabiec w WP przekonywał, że nie można mówić językiem salonu, kiedy walczy się z populistami. To prawda? - Jest taka teza, że z populistami wygrywa się populizmem. Nie jestem jej zwolenniczką. Uważam, że z populistami zwycięża się dobrą alternatywą, dobrą ofertą. Na pewno taką bronią będę chciała wygrać, ale niech każdy z nas robi to, co uważa za słuszne. Kiedy rozmawialiśmy kilka lat temu mówiła pani, że "Tusk umiał uwodzić, w dzisiejszej PO nikt tego nie potrafi". Po jego powrocie do polskiej polityki uważa pani, że Tusk wciąż potrafi to robić? - Wyniki PO wskazują, że oczywiście tak, ale swój elektorat. Naszą ofertę kierujemy natomiast do innego elektoratu, na który ten czar nie działa. Tylko że nie o uwodzenie tutaj chodzi. W tamtej kampanii wyborczej dokładnie mówiłam o tym, że "totalioza"- bycie totalną opozycją - jest błędem. Proponowałam, żebyśmy zaoferowali ludziom alternatywną wizję państwa. To najlepsza broń, jakiej możemy użyć w walce z populizmem. I nadal tego oręża chcę używać. Rozmawiał Łukasz Szpyrka