Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Jak Polacy na Litwie oglądają rosyjską telewizję. "Niektórzy są uzależnieni od propagandy Kremla"

​Podczas gdy w Polsce kolejne organizacje przestrzegają przed fałszywą narracją rosyjskiej propagandy, ta bez większych przeszkód mogła się szerzyć wśród Polaków mieszkających na Litwie. Wszystko z powodu popularności rosyjskich oraz białoruskich kanałów telewizyjnych i radiowych. Bo że te przez Polaków mieszkających na Litwie są chętnie oglądane i słuchane, pokazują i badania, i doświadczenie naszych rozmówców. - Znam ludzi, którzy są przekonani, że to Ukraina napadła na Rosję i że Rosja się broni. Niektórzy Polacy niestety są absolutnie uzależnieni od kremlowskiej propagandy - mówi Interii Alina Obolewicz, historyczka i przewodniczka z Wilna.

Kijów rankiem 24 lutego, w dniu inwazji Rosji na Ukrainę
Kijów rankiem 24 lutego, w dniu inwazji Rosji na Ukrainę/Pierre Crom/Getty Images

Niedługo po tym, jak Rosja najechała Ukrainę wczesnym rankiem 24 lutego, litewska Komisja Radia i Telewizji ogłosiła, że blokuje sześć rosyjskich kanałów. I tak Planeta RTR, Rossija 24, Belarus 24, NTV Mir, RTR Planeta i Rossija 24 zastały zawieszone na pięć lat, a PBK i TVCI - na trzy lata. Powód? Szerzenie propagandy wojennej i podżegania do wojny. Prywatne litewskie firmy zapowiedziały z kolei, że przestaną retransmitować dziesiątki rosyjskich kanałów.

"Cenzura i akcja przeciw demokracji"

Rozwiązanie to nie spodobało się Waldemarowi Tomaszewskiemu, wieloletniemu działaczowi Związku Polaków na Litwie. Tomaszewski, dziś europoseł, wcześniej poseł w litewskim parlamencie, jest przewodniczącym Akcji Wyborczej Polaków na Litwie - Związku Chrześcijańskich Rodzin i Związku Polaków na Litwie.

Ta ostatnia organizacja w oświadczeniu wydanym 24 lutego potępiła inwazję zbrojną Rosji na Ukrainę, oficjalnie krytycznie o wojnie wypowiedział się także sam Tomaszewski. Jednak zablokowaniu rosyjskich kanałów na Litwie jest zdecydowanie przeciwny. "To przede wszystkim cenzura, to akcja przeciwko demokracji, przeciwko naszej wolności" - mówił Tomaszewski cytowany w depeszy litewskiej agencji informacyjnej ELTA.


W tej samej wypowiedzi stwierdził, że stosunek Litwy do nadawania kanałów rosyjskich stanowi zagrożenie dla narodu rosyjskiego i rosyjskiej mniejszości na Litwie i że takie działania "podsycają narodową niezgodę". Przyczyn wojny w Ukrainie upatrywał się - jak czytamy w depeszy - "nie tylko w wadliwością rosyjskiego reżimu, ale także w okolicznościach w Europie i Białorusi". Protesty na Białorusi w 2020 roku nazwał "sztucznym konfliktem".

Polacy na Litwie oglądają rosyjską telewizję

Dlaczego odłączenie rosyjskich kanałów telewizyjnych spotkało się na Litwie z tak żywą reakcją przedstawiciela Polaków? Bowiem dla dużej części Polaków mieszkających w tym kraju to ważne media i codzienne źródło rozrywki i informacji.

- Ostatnie dane na ten temat pochodzą sprzed pandemii, ale nie sądzę, żeby w czasie ostatnich lat nastąpiła drastyczna zmiana w tym zakresie. Z badań wykonanych przez Centrum Studiów Europy Wschodniej w 2017 roku wynikało, że 41,6 proc. Polaków na Litwie ogląda kremlowską telewizję codziennie, a 22,9 proc. kilka raz w tygodniu - mówi Interii Mariusz Antonowicz, doktor nauk politycznych na Uniwersytecie Wileńskim. Tymczasem - jak dodaje - polską telewizję codziennie oglądało 15,1 proc., a kilka raz w tygodniu - 18,1 proc.

Jak wskazuje Antonowicz, Litwini też sięgają po rosyjskie kanały. - Ale mowa tu o niewielkim odsetku, maksymalnie 20-25 proc. Litwinów, którzy od czasu do czasu oglądają rosyjską telewizję - mówi.

Z opublikowanych w 2017 roku przez wspomniane Centrum Studiów Europy Wschodniej badania wynikało też, że 64 proc. Polaków na Litwie darzy sympatią prezydenta Rosji Władimira Putina, a 40,5 proc. uważa aneksję Krymu za legalną. 

Przesiąknięci prokremlowską propagandą

Media są dla Kremla jednym z głównym oręży w informacyjnej wojnie i tworzeniu swojej własnej narracji. Olena, uchodźczyni z Charkowa, która schronienie znalazła w Polsce, opowiadała w rozmowie z dziennikarką Interii: "Nad naszymi głowami leciały bomby, a mieszkająca w Rosji siostra mówiła mi: nie chowaj się, wyjdź na ulicę. Wojny nie ma". Tak działa rosyjska propaganda.

-  Efekt wieloletniego oglądania rosyjskiej czy białoruskiej telewizji przez część Polaków na Litwie jest taki, że przesiąkli prokremlowskim przekazem - komentuje Alina Obolewicz, Polka mieszkająca w Wilnie, historyczka, przewodniczka i lokalna aktywistka. 

Polacy na Litwie są najliczniejszą mniejszością narodową, stanowią około 6-7 proc., czyli niecałe 200 tysięcy. Mieszkają głównie w Wilnie i okolicach.

- Około 16 proc. mieszkańców Wilna to Polacy. Na Wileńszczyźnie, czyli w promieniu 20-30 km od stolicy, do 25-30 proc. mieszkańców jest Polakami - wylicza Alina Obolewicz. Jak wskazuje, są jednak miejscowości, jak leżące przy białoruskiej granicy Soleczniki, Taboryszki czy Ejszyszki, gdzie ponad 80 proc. mieszkańców stanowią Polacy.

Obolewicz zwraca uwagę na pewien aspekt. - Polacy mieszkający w tych miejscowościach deklarują się jako Polacy, ale wyraźna część z nich nie zna języka polskiego albo zna bardzo gwarowy, potoczny polski, będący raczej mieszaniną rosyjskiego i białoruskiego z dodatkiem polskich słów - tłumaczy.

Jak wyjaśnia, "takie osoby litewskojęzycznych mediów oglądać nie chcą, bo niejednokrotnie słabo znają litewski, dostępne polskojęzyczne kanały nie są dla nich atrakcyjne, dlatego włączają rosyjskie czy białoruskie media".

"Sygnał da się złapać"

Wstrzymanie transmisji sześciu prokremlowskich kanałów przez litewski rząd po wybuchu wojny dla osób mieszkających kilka kilometrów od granicy z Białorusią nie stanowi problemu. - Sygnał da się "złapać". Znam też przypadki, gdy ludzie "na lewo" montowali anteny, żeby nadal mieć dostęp do rosyjskiej telewizji czy radia - mówi Interii Alina Obolewicz.

- Gdy w 2020 roku zaczynała się rewolucja na Białorusi, znaczna część tych teoretycznie typowo polskich terenów zamiast kategorycznie potępić, wspierała agresywne działania Łukaszenki wobec obywateli Białorusi, którzy protestowali przeciwko sfałszowanym wynikom wyborów prezydenckich. I dzisiaj pokrywa się to z byciem proputinowskim - dodaje.

Poglądy zgodne z kremlowską narracją uwidaczniały się znacznie wcześniej, w 2014 roku, gdy Rosja nielegalnie anektowała Krym i wybuchała wojna o Donbas i Ługańsk.

Dr Mariusz Antonowicz zaznacza, że od tego czasu nastąpiły zmiany w mediach. - W 2014 roku rzeczywistość medialna była inna. Głównymi źródłami informacji wciąż były telewizja, radio, gazety. Dzisiaj mamy internet, media społecznościowe, YouTube, podcasty. Dlatego obecnie obraz odbiorców mediów jest bardziej skomplikowany, nie jest to do końca odzwierciedlone w badaniach - zaznacza.

- W 2014 roku przejawy rosyjskiej narracji rzeczywiście były szczególnie widoczne wśród Polaków na Litwie. Wtedy też Waldemar Tomaszewski podczas uroczystości 9 maja nosił wpiętą wstążkę georigijewską. Dziś już jej nie wpina - mówi Antonowicz.

Pomarańczowo-czarna wstążka georgijewska, nazywana też wstęgą św. Jerzego noszona jest w Rosji w Dniu Zwycięstwa 9 maja. Litewski parlament rozważa zakaz demonstrowania tego znaku na równi z symbolem "Z" i "V". Według Tomaszewskiego - wstążka św. Jerzego to symbol rycerskości, walki dobra ze złem i zwycięstwa nad faszyzmem niemieckim. Mówił o tym w marcu tego roku.

"Nawet po miesiącu wojny niektórym klapki z oczu nie spadły"

- Byłam niedawno w Solecznikach. To miejscowość 50 km od Wilna i 4 kilometry od białoruskiej granicy. Oficjalnie około 80 proc. mieszkańców deklaruje swoją polskość - opowiada Alina Obolewicz. - Mam tam przyjaciół wśród przedstawicieli różnych narodowości i podkreślam, że nie wolno generalizować i wskazywać, że każdy tamtejszy mieszkaniec ma prorosyjskie poglądy, bo to nieprawda. Jednak rzeczywistość jest taka, że tam lepiej głośno nie wypowiadać się za Ukrainą, bo można nawet po głowie dostać - mówi. Z jej obserwacji - a jako przewodniczka dużo podróżowała po kraju - wynika, że odsetek osób o prokremlowskich poglądach w tych polskich miejscowościach na Litwie naprawdę wysoki. - Jestem zszokowana, że nawet po miesiącu wojny niektórym klapki z oczu nie spadły - dodaje.

- To, że ktoś chodzi do polskiej szkoły czy nazywa się Polakiem, wcale nie znaczy, że nie jest zupełnie zrusyfikowany. To nie są gdzieś zasłyszane informacje, osobiście tego doświadczyłam. Najsmutniejsze jest to, że są to osoby, które nawet nie dopuszczają do siebie innej wersji zdarzeń niż ta przedstawiana przez Putina. Znam ludzi, którzy są przekonani, że to Ukraina napadła na Rosję i że Rosja się broni. Niektórzy Polacy niestety są absolutnie uzależnieni od kremlowskiej propagandy - mówi.

Zapytaliśmy Waldemara Tomaszewskiego o jego sprzeciw wobec wstrzymania nadawania rosyjskich i białoruskich kanałów informacyjnych na Litwie, a także o jego poglądy na temat wojny w Ukrainie. Europoseł przez telefon nie chciał jednak rozmawiać, wskazując, że ma ważniejsze sprawy na głowie niż wojna. Na sms ani maila póki co nie odpowiedział.

*** 


Po publikacji artykułu otrzymaliśmy odpowiedzi od Waldemara Tomaszewskiego. Publikujemy je w całości:


- Dlaczego sprzeciwiał się Pan zablokowaniu rosyjskich i białoruskich kanałów telewizyjnych i radiowych na Litwie?

Pytanie powiela dezinformację litewskich mediów. A ja powiedziałem wyraźnie, że wojna rządzi się własnymi prawami, o ile zrozumiałe jest wstrzymanie emisji kanałów informacyjnych, o tyle zawieszenie nadawania wszystkich kanałów białoruskich i rosyjskich, w tym rozrywkowych, sportowych i kulturalnych wyrządzi więcej krzywdy niż przyniesie korzyści. Skrzywdzi zwłaszcza Bogu ducha winnych naszych obywateli litewskich narodowości białoruskiej i rosyjskiej. Takie działanie stworzy przesłanki do rozniecania waśni narodowościowych na Litwie. Już mamy do czynienia z aktami przemocy na tle narodowościowym. Niedawno pobito na Litwie nawet kilku Ukraińców, bo...rozmawiali między sobą po rosyjsku. Dochodzimy do niebezpiecznych absurdów. Dlatego też należy oddzielić politykę od sportu i kultury.

- Czy były to kanały istotne dla Polaków mieszkających na Litwie? Czy wiele osób je oglądało?

To były kanały istotne dla innych mniejszości narodowych na Litwie, tak jak dla nas Polaków istotna jest TVP Wilno. Pamiętajmy, że prawie 16% obywateli Litwy to osoby należące do mniejszości narodowych, które zgodnie z konwencjami międzynarodowymi mają prawo do posługiwania się swoim językiem ojczystym. Nie może być obywateli pierwszej i drugiej kategorii, lepszych i gorszych ze względu na narodowość, bo byłaby to dyskryminacja.  Za chwilę będziemy żyć jak w świecie orwellowskim, w którym władza będzie decydować za człowieka co ma oglądać a czego nie, to powrót do komuny. Ludzie są wolni i potrafią sami odróżnić ziarno od plew. Nawet w czasach sowieckich, gdy byliśmy zniewoleni walczyliśmy o prawdę. Jeszcze w wczasach szkolnych podniosłem sprawę Katynia, za co ja i moja rodzina byliśmy prześladowani. Dlatego jako człowiek wolny podniosłem tę sprawę.

- Jakie jest Pana stanowisko wobec wojny w Ukrainie?

Od samego początku niezmienne, wraz ze Związkiem Polaków na Litwie, którego jestem prezesem, w oficjalnym oświadczeniu wydanym już 24 lutego potępiliśmy działania Putina i Kremla. Zaapelowaliśmy również o modlitwę w intencji pokoju w Europie i na całym świecie. Wojna nigdy nie była i nie będzie metodą rozwiązywania konfliktów i nie ma dla niej usprawiedliwienia nawet w sytuacji troski o prawa swych rodaków w innych państwach. Jest to nie do przyjęcia, w XXI wieku należy rozmawiać, nie zaś wszczynać wojnę.

"Nie potrzebujemy cara". Ukraińskie patrole znajdują codziennie ciała rosyjskich żołnierzy/UKRAINIAN ARMY / AFP/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także