Narada w Wiedniu odbywa się w przeddzień spotkania w Brukseli unijnych ministrów spraw wewnętrznych, którego głównym tematem będzie kryzys migracyjny. Do rozmów zaproszono przedstawicieli Albanii, Bośni i Hercegowiny, Bułgarii, Chorwacji, Kosowa, Macedonii, Czarnogóry, Serbii, oraz Słowenii. Rząd w Atenach inicjatywę Austrii określił mianem "nieprzyjaznego gestu". - Nie dziwię się reakcji Grecji. To ona powinna być kluczowym graczem w kwestii migracji, bo jest krajem, do którego przemytnicy ludzi masowo przywożą migrantów i uchodźców w Turcji. Nie do końca rozumiem logikę Austrii i Niemiec, czyli głównego zarządzającego w tym kryzysie - komentuje dla Interii Tomasz Żornaczuk, analityk w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. - Mam nadzieję, że za wszelkimi ustaleniami nie stoi następujące przekonanie: jeżeli Ateny postawimy przed tzw. faktem dokonanym, że migranci i uchodźcy nie będą w stanie wyjechać poza greckie granice, to nagle zrobi się ich tylu, że Grecja zacznie ograniczać ich wpuszczanie. Wszyscy przecież wiemy, że to wpuszczanie nie polega na podniesienie szlabanu na polnej granicy, tylko często - mówiąc brutalnie - wyławianiu ludzi z morza - zaznacza ekspert. Żornaczuk wątpi, że uchodźcy i migranci masowo zmienią szlak, na taki który prowadzi przez Polskę. - A dokąd oni będą szli? Na Litwę? Myślę, że jednak nie - mówi. I wylicza: "Do naszych wschodnich sąsiadów kierować się nie będą. Na północ? Przez Polskę raczej nie jest po drodze". Jak przypomina ekspert, nasz kraj nie jest też głównym celem migrantów. - Dla tych, którzy są faktycznie uchodźcami, uciekają od bomb i nieszczęścia wojny, nie powinno mieć znaczenia, w którym z bezpiecznych europejskich państw się znajdą. Przynajmniej teoretycznie. Chyba, że w grę wchodzi kwestia łączenia rodzin - podkreśla. - Z kolei ci, którzy są wyrafinowanymi cwaniakami, a ta liczba jest dosyć spora, uderzają do miejsc, które najhojniej dbają o migrantów, podszywających się pod uchodźców. Takim krajem nie jest Polska. To są np. kraje skandynawskie - zaznacza. Turcja pomoże? Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku Unia Europejska obiecała Turcji pomoc w wysokości ok. 3 mld euro. Pieniądze te mają zostać przeznaczone na poprawę warunków pobytu w tym kraju ok. 2,5 miliona uchodźców, żeby zachęcić ich do pozostania, zamiast dalszej migracji do Europy. W zamian Turcja obiecała uszczelnienie swoich granic. Żornaczuk nie ma wątpliwości. - Turcja nie podejmie działań, żeby uszczelnić granice - mówi. Jak zaznacza, to działania "proste jak drut". - Wystarczy na plaży rozstawić policjantów i wtedy wszyscy przemytnicy, którzy skradają się tam z pontonami po prostu nie przejdą i nie zarobią tych kilku tysięcy euro na każdym migrancie czy uchodźcy - podkreśla. Zaznacza jednak, że takie działanie wywoła bezpośredni efekt. - Bądźmy szczerzy w tym temacie. Gdyby Turcja uszczelniła granicę - co nie jest trudne, bo wystarczy obstawić plaże - to setki tysięcy migrantów i uchodźców zostałyby w Turcji. Ankarze to nie jest potrzebne - zauważa. Kryzys migracyjny w Europie to bardzo złożony problem. - Za nim pójdą duże zmiany polityczne. Odbije się to na radykalizacji społeczeństw - prognozuje rozmówca Interii. Dziś działania w Europie podejmowane są ad hoc. Przy pomocy stosowanych dziś mechanizmów, nie znajdziemy skutecznego rozwiązania. Powtórzę wymawiane wielokrotnie zdanie: trzeba zrobić porządek u źródła - kwituje. JT