Tomasz Zimoch dla Interii: Borys Budka nie zamienił ze mną ani słowa
Legendarny komentator sportowy, obecnie także bezpartyjny poseł Koalicji Obywatelskiej opowiada Interii o swoich doświadczeniach w Sejmie. Nie szczędzi gorzkich słów pod adresem Borysa Budki: - Nie zamienił ze mną nawet słowa. Nawet nie wiedział, jak wygląda moje "posłowanie" - usłyszeliśmy od Tomasza Zimocha. Łódzki poseł odpowiada również na pytanie, czy ruch Szymona Hołowni jest bardziej wiarygodny niż ruch Rafała Trzaskowskiego.
Jakub Szczepański, Interia: Woli pan być tytułowany redaktorem czy posłem?
Tomasz Zimoch, bezpartyjny poseł Koalicji Obywatelskiej: - Wolę po imieniu.
Chodzi mi o zajęcie, bo od ostatnich wyborów sporo pan zmienił.
- Dziennikarzem jestem nadal, wciąż wykonuję ten zawód. Nie jestem typowym posłem zawodowym. Dla mnie nie ma żadnego znaczenia, czy ktoś do mnie powie "panie pośle", "panie Tomku", "panie redaktorze". Podobnie jak nie ma dla mnie znaczenia, w którym rzędzie siedzę na sali plenarnej.
Chyba niczego pan się nie nauczył od 2016 r.?
- Nauczyłem się bardzo wiele! Podszkoliłem się w gotowaniu, potrafię upiec proziaka. Nie wiem, co pan ma na myśli, bo czuję jakiś podtekst.
Mam na myśli pański wywiad, w którym jako dziennikarz mediów publicznych skrytykował pan kierownictwo. Zaważyło to pańskiej karierze.
- Sugeruje pan, że lepiej nie być szczerym i nie mówić o tym, co się myśli?
A nie przynosi to problemów?
- Dziennikarstwo radiowe było moją miłością. Po blisko 40 latach etatowej pracy wszystko się zmieniło, bo zmuszono mnie do odejścia z radia. A przecież moje słowa były wywołane troską o firmę, której oddałem swoje życie, zdrowie, czas. Widziałem, co złego się dzieje w radiu i tylko przeciwko temu protestowałem, choć ten wywiad dotyczył także i innych sfer życia.
To zdecydowało o włączeniu się w politykę?
- Nie jestem politykiem i nie lubię, kiedy ktoś tak o mnie mówi. Nigdy nie będę typowym politykiem, chociaż jestem parlamentarzystą. Polityka zawsze mnie interesowała, więc kiedy zaproponowano mi start w wyborach do sejmu, postanowiłem spróbować zmienić, choćby w minimalnym stopniu, to co często było przedmiotem krytyki.
Zasugerowałem, że pan się niczego nie nauczył, bo chyba wciąż ma pan niewyparzony język. Ostatnio w sierpniu krytykował pan kierownictwo Platformy Obywatelskiej.
- Nie należę do partii, mówiłem krytycznie, ale z troską o klubie parlamentarnym Koalicji Obywatelskiej. Mówię, to co myślę. To było konieczne, bo dotyczyło pracy największego klubu opozycyjnego w Sejmie. Nie kryłem się z tym od miesięcy, w marcu napisałem list do ówczesnego szefa klubu, na naszych posiedzeniach wyrażałem bardzo krytyczne stanowisko. Jeden z kolegów posłów przyznał wtedy: - Dobrze, że to powiedziałeś. Wielu z nas myśli podobnie. Ale politykiem to ty nie będziesz.
Jest pan zadowolony ze zmian? Cezary Tomczyk będzie dobrym szefem klubu?
- Mam nadzieję. Choćby na to, że będzie rozmawiał z posłami. Poprzedni szef nie tylko ze mną nie zamienił nawet słowa. Nawet nie wiedział, jak wygląda moje "posłowanie". Dobrze, że nowy przewodniczący mówił o potrzebie zmiany, dobrze, że dostrzegł błędy w pracy klubu, także jego zdaniem nie funkcjonował tak, jak tego oczekiwano. Łączenie funkcji szefa partii i przewodniczącego klubu parlamentarnego było bardzo złym pomysłem.
Pan głosował osobiście czy za pełnomocnictwem?
- Osobiście, byłem w Sejmie, bo to za ważna sprawa.
Urszula Augustyn była gorsza niż Cezary Tomczyk?
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Sądzę, że Urszula Augustyn była bardzo dobrym kandydatem. Na pewno senatorowie Koalicji Obywatelskiej o wiele lepiej przeprowadzili sam proces wyborczy. Był czas na kampanię, mogli zgłaszać się kandydaci itd. Szkoda, że podobnych procedur nie stworzono na poziomie klubu poselskiego, dlatego byłem jedynym, który głosował przeciwko zmianom w regulaminie, do których doszło w ostatnim momencie.
Dlaczego?
- Proces wyborczy się właściwie nie rozpoczął. Według mnie nie było odpowiedniej komunikacji. Senator Aleksander Pociej zwrócił uwagę, że mogą się pojawić wątpliwości dotyczące tajności wyborów, najpierw powinien być zmieniony regulamin, wyznaczone wybory i dopiero kandydaci powinni zbierać podpisy poparcia, walczyć o głosy, ale wyboru dokonano, sprawa jest zamknięta.
Urszula Augustyn powiedziała mi w poniedziałek, że Borys Budka inaczej podejmowałby decyzje, gdyby rozmawiał w większym gronie polityków. Po wyborze Cezarego Tomczyka na szefa klubu coś się zmieni?
- Od dość dawna konsekwentnie powtarzam: stanowiska szefa klubu nie powinna piastować osoba, która jest bardzo blisko związana z kierownictwem partii. To złe połączenie, jeśli chodzi o działalność klubu. Na pewno przewodniczącym powinien być ktoś, kto posiada autorytet w gronie posłów.
Czuje pan moc sprawczą? Wielu prominentów partyjnych PO powtarzało pańskie nazwisko. Że nie będzie pan "ustawiał klubu" Borysowi Budce.
- Nie znam tych wypowiedzi, ale rozumiem, że chodzi o zmianę szefa klubu? Nie spotkałem osoby, która mówiłaby, że w ostatnim czasie klub pracował dobrze. Tak samo wypowiadał się Cezary Tomczyk. Zatem najwyraźniej zgadzano się z moimi opiniami.
Konflikt Grzegorza Schetyny i Borysa Budki utrudnia pracę w klubie Koalicji Obywatelskiej?
- Nie jestem członkiem Platformy, więc nie chciałbym mocno wypowiadać się w tej sprawie. Jeśli ktokolwiek podczas głosowania na szefa klubu myślał o konflikcie między Budką i Schetyną, to źle to wróży. Nie o to w tym wszystkim chodzi.
Podział w Platformie jest dostrzegalny z poziomu pracy poselskiej?
- Wiele rzeczy dostrzegam, jestem przeciwny lizusostwu, klakierstwu. Zwłaszcza jeśli chodzi o tak poważną siłę parlamentarną, jaką powinien być klub Koalicji Obywatelskiej. W maju nie tylko ja byłem zdziwiony, gdy w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej Borys Budka udzielił wywiadu i wypowiedział krytyczne słowa o dotychczasowym szefie partii. Wydaje mi się, że nie w taki sposób Platforma powinna załatwić swoje problemy wewnętrzne.
Platforma jest największa, więc może narzucać, co jej się podoba.
- Koalicja Obywatelska jest świetnym tworem sejmowym, bardzo dobrym pomysłem politycznym. Jej siła polega i na tym, że nie jest PO. W klubie są ludzie należący do partii, ale i osoby z Nowoczesnej, Inicjatywy Polskiej, Zieloni oraz sporo posłów bezpartyjnych. Tych ostatnich jest chyba nawet więcej niż innych spoza PO. Niech Platforma będzie siłą napędową, ale to nie jest tylko jej klub sejmowy. To klub koalicyjny i moim zdaniem, jeśli PO wykorzysta te idee, może na tym sporo zyskać.
W tym szefa klubu?
- Działać nie mogą tylko ci, którzy stanowią ścisłe kierownictwo partii. Pytanie czy Cezary Tomczyk będzie potrafił o to zadbać, czy będzie się kierował wyłącznie bliską współpracą z Borysem Budką. Bo czasem trzeba chyba będzie stanowczo odmówić szefowi Platformy.
Mówi pan sporo o bezpartyjnych w Koalicji Obywatelskiej, ale czy nie jest trochę tak, że zanikacie w PO?
- Zgadzam się, na pewno bardzo wiele osób odbiera to w ten sposób. Ale to klub koalicyjny, który pozwala do działania wykorzystać nurt wielu rzek. Być może sporo doświadczonych posłów uważa, że pojawili się nowi politycy, którzy nigdy nie byli w partii i niewiele wiedzą. Tyle, że dzisiaj w Polsce ludzie mają bardzo złe zdanie o partiach, obojętnie jakich. Nie chcą do nich należeć, kojarzyć się z nimi.
I stąd pomysł na Koalicję Obywatelską?
- Chyba stworzono ją po to, żeby wykorzystać wszystkie możliwości do działania. Mamy różnorodność. To powinno być brane po uwagę.
Brzmi pan jak idealny kandydat do ruchu Trzaskowskiego. Zapisuje się pan?
- Pragnę zauważyć, że ten twór, jeśli rzeczywiście powstanie, ma nie być sformalizowany. Na pewno siła tkwi w ruchach obywatelskich.
Wierzy pan w sukces przedsięwzięcia prezydenta Warszawy?
- Nie wiadomo, czy ten ruch w ogóle powstanie. Przeczytałem wywiad z Michałem Bonim i zgadzam się z wieloma jego tezami. Jeśli ruch zacznie funkcjonować, każdy będzie mógł znaleźć w nim swoje miejsce.
Boni powiedział, że ruch jest potrzebny, a Platforma trochę mniej. Pan się zgadza?
- Każdy członek PO powinien zastanowić się nad jego słowami.
Pan wiąże swoją przyszłość z polityką?
- Mam ten komfort, że mogę patrzeć na wiele spraw z dystansem, nie należę do partii, nie mam parcia na szkło. Nie muszę być ciągle posłem, więc nie będę działał, żeby się komuś przypodobać i po raz kolejny znaleźć się na liście wyborczej. Działam dla wyborców. Szukam miejsca i sposobu na realizację swoich pomysłów, dlatego angażuję się w to, co moim zdaniem jest ważne i potrzebne ludziom. Trudno mi odpowiedzieć na pytanie o przyszłość.
Skoro pan szuka miejsca, może warto zwrócić się do Szymona Hołowni?
- Jestem pod wrażeniem tego, co zrobił do tej pory. Uważam, że rozbudzenie zainteresowania działalnością obywatelską od zera i to przy takiej polaryzacji społeczeństwa, jest prawdziwym wyczynem. Widziałem w wielu regionach Polski, jakie poparcie zyskał ruch Szymona Hołowni. To na pewno bardzo ciekawy projekt, który jest lekceważony przez wieloletnich polityków. Muszę przyznać, że chciałbym, żeby Hołowni się udało. Dzisiaj jest porównywany do Janusza Palikota czy Ryszarda Petru, ale w tym przypadku może być zupełnie inaczej.
A nie uważa pan, że Szymon Hołownia jest bardziej wiarygodny niż Rafał Trzaskowski i jego ruch?
- W takiej sytuacji zmienia się temat rozmowy. Może powinienem zapytać pana, czy porozmawiamy o grzybach albo o pogodzie?
Co do grzybów, to gratuluję zbiorów. Zastanawiam się tylko, czy odnajduje pan dobre miejsca, skoro ciągle znajduje pan niewybuchy?
- Las jest otwarty dla wszystkich, a grzybiarstwo to moja pasja, ostatnio idzie mi całkiem nieźle. Jak są grzyby, trzeba je zbierać. Ale oprócz niewybuchów warto zwrócić uwagę na coś jeszcze: butelki czy puszki pozostawione w lesie to nie jest przecież wina Donalda Tuska czy Jarosława Kaczyńskiego. A jeśli nawet ktoś tak uważa, nie bójmy się zareagować. Przecież sprzątać należy nie tylko po słabych decyzjach polityków.
Jakub Szczepański