Szef senackiego klubu PiS: Obawiam się trwałego rozłamu
Marek Martynowski, szef senackiego klubu PiS, mówi Interii, co sądzi o ustawie, która umożliwi przedsiębiorcom sprawdzanie czy ich pracownicy zaszczepili się przeciwko koronawirusowi. Zdradza też, dlaczego wolałby, żeby projekt wyszedł z rządu Mateusza Morawieckiego, a nie od szeregowych posłów PiS: - W Senacie nie ma później żadnego przedstawiciela posłów, którzy się podpisują pod danym rozwiązaniem.

Jakub Szczepański, Interia: W PiS nie potrzeba jednomyślności, żeby przegłosować ustawę, która umożliwi pracodawcy sprawdzanie pracowników pod kątem szczepień na koronawirusa. A pan sygnalizuje problemy z poparciem dla projektu w klubie. Dlaczego?
Marek Martynowski, szef klubu senackiego PiS: - Być może, w takich sytuacjach polityka powinna zejść na dalszy plan, bo przecież nie musimy być zawsze jednomyślni jako Zjednoczona Prawica. Jeśli jednak patrzymy w przyszłość, mam pewne obawy. Cała ta sytuacja może doprowadzić do trwałego rozłamu.
Widać, że patrzy pan na sprawę jak typowy polityk.
- Rozumiem, że normalny, przeciętny obywatel w kraju chce być bezpieczny. Być może pracodawca, który będzie miał wgląd w certyfikaty swoich pracowników, może doprowadzić do poprawienia bezpieczeństwa pracy. Może pozwoli to nawet uniknąć kolejnego lockdownu. Jednak, kiedy nakazujemy coś naszemu społeczeństwu, wszystko idzie zupełnie w drugą stronę.
Ilu przeciwników ustawy znajdziemy w PiS? Nie jest tajemnicą, że Jarosławowi Kaczyńskiemu nie podobają się takie inicjatywy jak na przykład parlamentarny zespół ds. sanitaryzmu Anny Marii Siarkowskiej. Prezes nie ma nic do powiedzenia?
- Nie wiem dokładnie, o ilu osobach mówimy. Orientuję się w sytuacji w Senacie, a nie mieliśmy jeszcze szerszej dyskusji o tym projekcie. W przypadku "piątki dla zwierząt" wiedziałem, że u nas będzie opór. Wywalczyłem wtedy wentyl bezpieczeństwa w postaci odszkodowań dla rolników. Co do przeciwników ustawy dotyczącej szczepień w klubie, musiałby się wypowiedzieć Ryszard Terlecki, który na co dzień ma większy kontakt z posłami. Na pewno brałbym pod uwagę sprzeciw.
Rozumiem, że poparcie opozycji nie wystarcza?
- Opozycja opozycją, może pomóc w jednym głosowaniu. Ale co w kolejnych? A przed nami wiele spraw do załatwienia. Wystarczy spojrzeć na wschodnią granicę. Bez większości niczego nie zwojujemy.
Wielu macie tych buntowników w Senacie?
- Prawdę mówiąc, nie obawiam się sprzeciwu w Senacie. I tak Platforma Obywatelska ma większość razem z PSL i Lewicą, więc będą decydować. Obawiam się za to o klub parlamentarny jako całość. W polityce trzeba patrzeć na takie rzeczy.
A nie powinno być tak, że politycy kierują się przede wszystkim dobrem ogółu obywateli?
- Rozumiem, że bezpieczeństwo jest bardzo ważne, najważniejsze. Natomiast wolałbym, żeby projekt dotyczący paszportów covidowych był projektem rządowym. Jako senator mam większe zaufanie do projektów rządowych niż poselskich. Z jednej przyczyny: w Senacie nie ma później żadnego przedstawiciela posłów, którzy się podpisują pod danym rozwiązaniem.
To aż taki problem?
- Dotąd mieliśmy pojedyncze przypadki, jeśli chodzi o tych, broniących swoich projektów. Nie mamy jak merytorycznie odnosić się do sprawy. Chcemy zadawać pytania do posłów i wnioskodawców, a oni są zazwyczaj nieobecni.
Niech mi pan nie mówi, że w tym konkretnym przypadku jest problem, żeby wnioskodawca z PiS przyszedł do Senatu.
- Oczywiście nie powinno być żadnych problemów, ale w praktyce nie ma z kim rozmawiać. Dlatego wolałbym projekt rządowy, bo wtedy jest pewność, że oddelegowany zostanie minister czy wiceminister, z którym można dyskutować nie tylko o polityce, ale merytorycznym podejściu do sprawy.
Pan chciałby rozmawiać z kimś z ministerstwa, ale przecież odrzucono pomysł, żeby projekt wychodził z resortu Adama Niedzielskiego. O ustawie mówił Czesław Hoc, który jest blisko z Jarosławem Kaczyńskim. To bez znaczenia?
- Marek Suski jest blisko prezesa, a "lex TVN" leży gdzieś w zamrażarce. Politycznie zupełnie nam się to nie opłaciło, a teraz chyba nikt nie wie, o co chodziło autorowi. Tak samo było z "piątką dla zwierząt". Skończyło się na zapowiedziach.
Na ile Anna Maria Siarkowska, zadeklarowana przeciwniczka tzw. sanitaryzmu, ma wpływ na cały klub?
- Wypowiada się publicznie jako jedyna, ale nie oznacza to, że pozostali politycy nie mają wątpliwości. Zazwyczaj jedna osoba się odzywa, a inni czekają. Sam jako jedyny zabrałem głos w sprawie nepotyzmu i sprzeciwiłem się kandydaturze Krzysztofa Sobolewskiego na sekretarza generalnego PiS w sytuacji, gdy jego żona była zatrudniona w radach nadzorczych spółek skarbu państwa. A potem w głosowaniach zgodziło się ze mną ponad 60 osób. Spodziewam się, że w tej sytuacji będzie podobnie.
Wszystko okaże się podczas głosowań?
- Tak sądzę.
A może wam się opłaci? Zgodnie ze słowami Czesława Hoca, przedsiębiorcy mogą zyskać i na przykład nie podlegać kolejnym lockdownom.
- Nie znam dokładnie tego projektu, nie chcę mówić o jego słuszności, chociaż walka z koronawirusem zawsze jest w porządku. Patrzę chociażby na to, co dzieje się w Austrii. Kiedy byłem tam miesiąc temu, nie można było wejść do żadnej kawiarni bez paszportu covidowego. Sprawdzali nas nawet codziennie przy śniadaniach, a pokazywaliśmy przecież certyfikaty, gdy meldowaliśmy się w hotelu.
Te kontrole są takie straszne?
- Z perspektywy czasu, warto się zastanowić czy cokolwiek dały. Obecnie mamy w Austrii bardzo dużo zachorowań. Powiem wprost: należy walczyć z koronawirusem, ale trzeba to robić rozsądnie. Dlatego wolałbym ekspercki, rządowy projekt. Bo wtedy, w razie pretensji, musiałbym je kierować do lekarzy, epidemiologów i autorytetów medycznych, a nie polityków.
Zaraz pojawi się argument, że Czesław Hoc to lekarz.
- Znam jego profesję i zapewne zna się na medycynie. Niemniej, nie każdy lekarz jest znawcą, jeśli chodzi o walkę z wirusami.
Jakub Szczepański