Ostatnie dni pokazały, że Ukrainie bliżej do Niemiec niż do Polski. A przecież tuż po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji to Warszawa stała się jednym z najważniejszych partnerów Kijowa, z kolei władze w Berlinie oskarżano o asekurantyzm względem działań Władimira Putina. M.in. rząd Mateusza Morawieckiego wielokrotnie zarzucał rządowi Olafa Scholza "tchórzostwo". Czytaj także: Zełenski zapytany o Polskę. "Pomagasz albo Ukrainie, albo Rosji" Tymczasem tydzień temu Wołodymyr Zełenski - choć nie wymienił nazwy kraju - zasugerował na forum ONZ, że działania Polski sprzyjają Moskwie. Polskie władze nie pozostały dłużne, a słowa premiera Morawieckiego w Polsat News na temat dostarczania broni Ukrainie odbiły się szerokim echem na całym świecie. - Orientowanie się Kijowa na Berlin nie powinno nas dziwić. Główną rolę odgrywa gra interesów. W Polsce reakcje na spór o zboże są bardzo emocjonalne. Nie służy to wzajemnym relacjom - podkreśla w rozmowie z Interią prof. Tomasz Grzegorz Grosse z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Nasz rozmówca zaznacza, że "wszystko wskazuje, że spór Polski z Ukrainą nie dotyczy tylko eksportu zboża, ale także kwestii strategicznych, w tym osłabienia relacji Kijowa z Warszawą na korzyść Berlina". Czytaj także: Źródła Interii: Prezydent był wściekły po słowach Wołodymyra Zełenskiego Wojna w Ukrainie. Proniemiecki zwrot Zełenskiego Wszystko wskazuje, że niemieckim władzom po opanowaniu początkowego szoku - zapewnieniu wystarczających dostaw gazu z innych niż Rosja źródeł - udało się doprowadzić do osłabienia sojuszu Warszawy z Kijowem, mimo że to Berlin w początkach wojny był oskarżany o gotowość przehandlowania ukraińskiej suwerenności przez wzgląd na wieloletnie dobre relacje z Kremlem. - Pytanie czy ta gra ma sens i czy ukraińskich polityków nie zawiodą rachuby. Wystarczy wspomnieć nie tak dawną postawę Niemiec po aneksji Krymu - zmuszanie Kijowa do mało korzystnych rozstrzygnięć w postaci porozumień z Mińska czy działania Olafa Scholza w przededniu wojny i po 24 lutego. Wydaje mi się, że Ukraina powinna być bardzo ostrożna w relacjach z Berlinem - podkreśla prof. Grosse. - Niemieckie zabiegi o poprawę relacji z Ukrainą zostały uwieńczone sukcesem. Dzieje się tak z wielu powodów, m.in. historycznych, dobrych wzajemnych relacji, które sięgają współpracy Berlina z Kijowem w czasie I wojny światowej - mówi w rozmowie z Interią dr Witold Sokała, wicedyrektor Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych UJK w Kielcach. - Ale przeważyła gra interesów. Berlin w ostatnich miesiącach uruchomił sprawdzone aktywa: dyplomację, wywiad, koła gospodarcze, by doprowadzić do zbliżenia z Kijowem. I to przeważyło - dodaje nasz rozmówca. Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja. Kijów stawia na Berlin. Oto powody Gdy relacje Warszawy z Kijowem wyraźnie oziębiły się - prezydent Zełenski w sobotę był z niezapowiadaną wizytą w Polsce, nie spotkał się jednak z polskimi oficjelami - między Berlinem a Kijowem doszło do odwilży. Zełenski na forum ONZ przekonywał, że Niemcy powinny stać się stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, a dodatkowo nazwał naszych zachodnich sąsiadów jednym z "kluczowych gwarantów globalnego pokoju i bezpieczeństwa". Powody? Nasi rozmówcy wskazują, że Berlin może być znacznie atrakcyjniejszym partnerem dla Kijowa. - Ukraina kalkuluje i dostrzega, że USA stawiają na Niemcy jako na głównego partnera Waszyngtonu w UE - wskazuje prof. Grosse. A dr Sokała dodaje, że według oceny Zełenskiego "Niemcy będą skuteczniejszym ambasadorem Kijowa na tym etapie wojny niż Warszawa". - Od Berlina dużo zależy w kwestiach makroekonomicznych, m.in. w kontekście rozszerzenia UE czy unijnego planu odbudowy Ukrainy. Niemcy to największa gospodarka Wspólnoty. Bez zgody Berlina nie dojdzie do rozszerzenia Unii ani żadnych kluczowych rozstrzygnięć dla Kijowa - podkreśla prof. Grosse. O znaczeniu rządu Scholza świadczy zapowiedź organizacji w czerwcu 2024 r. w Niemczech międzynarodowej konferencji poświęconej odbudowie Ukrainy z udziałem przywódców kilkudziesięciu krajów oraz przedstawicieli najważniejszych instytucji finansowych świata. To Scholz oraz niemiecka dyplomacja mają pomóc Ukrainie w przekonaniu potencjalnych inwestorów do wyłożenia ogromnych sum na odbudowę. Przy okazji spotkania w Nowym Jorku o szczegółach dyskutowali przywódcy obu państw. Również szefowa MSZ Annalena Baerbock w trakcie wrześniowej wizyty w USA miała rozmawiać ze swoim amerykańskim odpowiednikiem o przyszłej odbudowie Ukrainy. Czytaj więcej: Zagraniczne media cytują słowa premiera "Berlin ma więcej do zaoferowania niż Warszawa" Rozmówcy Interii zwracają uwagę, że w proniemieckim zwrocie Kijowa nie ma nic dziwnego, ponieważ ukraińskie władze potrzebują jak najsilniejszego wsparcia na arenie międzynarodowej, a władze w Warszawie mają słabsze karty w UE, m.in. z powodu sporu z Komisją Europejską ws. praworządności. - Nie ulega wątpliwości, że Kijów chce grać na różnych fortepianach i nie możemy się temu dziwić. Jest to ze wszech miar zrozumiałe. Ukraina dąży do pozyskania jak najsilniejszego i najszerszego wsparcia, a Berlin ma więcej do zaoferowania niż skonfliktowana na wielu polach w UE Warszawa - podkreśla dr Sokała. W Polsce w ostatnich dniach pojawiły się głosy, że Kijów gra na zmianę władzy w Warszawie. Mówił o tym m.in. były prezydent Bronisław Komorowski, przyznając w Polsat News, że Zełenski "przygotowuje politykę ukraińską do zmiany politycznej w Polsce". - Wynik wyborów jest sprawą otwartą, dlatego Kijów ryzykuje w tak znacznym przestawieniu polityki zagranicznej - uważa prof. Grosse. - Gdyby jednak wybory wygrała partia lub koalicja bardziej proniemiecka, przesunęłoby to geostrategiczny ciężar polityki z Warszawy do Berlina, a wtedy Ukrainie na tym etapie wojny korzystniej byłoby dogadywać się bezpośrednio z niemieckim kanclerzem niż tworzyć jakąś formę przeciwwagi dla Berlina w Europie Środkowo-Wschodniej. W takim układzie Warszawa traci znaczenie - podkreśla nasz rozmówca. Czytaj także: Nowy kierunek ofensywy. Ukraińcy ujawniają plany Ukraińska zmiana frontu. "To było jasne" W kontekście sporu o zboże Warszawy z Kijowem nie brak głosów, że rząd Morawieckiego zareagował w nieodpowiedni sposób, nie potrafiąc zadbać o narodowe interesy. - Jakość i skuteczność naszych instytucji pozostawia wiele do życzenia. Mamy słabe państwo i nieprofesjonalną dyplomację. Jestem sceptyczny czy uda się wyciągnąć wnioski - podkreśla dr Sokała. Nasz rozmówca na pytanie, czy polskie władze dały się "ograć", odpowiada twierdząco. - Kierownicy polskiej polityki zdecydowanie tak. Na poziomie eksperckim było jasne, że może dojść do zmiany frontu przez Ukrainę - rozluźnienia relacji z Polską. Nikt nie miał wątpliwości, że po początkowym zaskoczeniu, Berlin będzie dążył do odbudowy wpływów i pozycji - przekonuje ekspert z UJK w Kielcach. - Nie krytykuję polskich władz, by komukolwiek dowalać. Chciałbym, by następcy - kimkolwiek będą - wyciągnęli wnioski i nie popełnili podobnych błędów - podkreśla. A prof. Grosse dodaje, że "polityka polskich władz wobec Ukrainy była słuszna, z punktu widzenia moralnego, ale i geostrategicznego". - Inwestowanie w sukces Kijowa jest ważne dla Polski. Łączy nas chociażby stosunek do Rosji. Dlatego należy utrzymać kurs wzajemnych relacji, ale być może zastanowić, w jaki sposób lepiej zadbać o własne interesy w przyszłości - zwraca uwagę. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! *** CZYTAJ TAKŻE: Grillowanie Krymu. Ukraińcy namierzyli rosyjskie "wąskie gardła" Rosyjska propaganda zaskakuje. "Zniszczyliśmy czołg z niemiecką załogą"