W piątek w Berlinie spotkali się: prezydent USA Joe Biden, prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Omawiali możliwość zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie oraz sytuację na Bliskim Wschodzie. Do spotkania tego doszło po tym, gdy nie odbył się planowany na połowę października w Ramstein w Niemczech szczyt dotyczący obrony Ukrainy. Berlińskie spotkanie zorganizował kanclerz Niemiec. Wojna w Ukrainie. MSZ ws. spotkania w Berlinie: Obecność Polski wydaje się oczywista - My uważamy, że podczas takiego spotkania Polska powinna się znaleźć, zważywszy na to, że jest jednym z państw najbardziej zaangażowanych w pomoc Ukrainie na wielu płaszczyznach. Dodatkowo olbrzymia większość - bo ok. 90 proc. - pomocy dla Ukrainy przechodzi przez terytorium Polski. Więc obecność Polski na takim spotkaniu wydaje się oczywista choćby z przyczyn pragmatycznych - powiedział w poniedziałek Paweł Wroński. Według niego zdziwienie budzi również fakt, że na spotkaniu w Berlinie nie było prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. - To dodatkowo stawia w wątpliwość skuteczność podobnego rodzaju inicjatyw - ocenił rzecznik MSZ. Zaznaczył, że to kanclerz Niemiec decydował "kto na tym spotkaniu był, a kogo nie, i to on ponosi wszystkie - pozytywne i negatywne - konsekwencje tego rodzaju spotkania i generalnie, skuteczności tego typu spotkań". - Nie wiemy, co kierowało kanclerzem Scholzem, w tym spotkaniu w Ramstein miał uczestniczyć prezydent Andrzej Duda, zatem należałoby też spytać Kancelarię Prezydenta, czy otrzymała jakąś informację w tej sprawie - dodał. Wroński był też pytany o wypowiedź szefa gabinetu prezydenta Marcina Mastalerka, który pytany o brak Polski na piątkowym spotkaniu w Berlinie ws. Ukrainy ocenił w rozmowie z RMF FM, że premier Donald Tusk "miał rozgrywać wszystkich w Unii Europejskiej, a sam został ograny". - Po co mają go zapraszać, jak mogą mu powiedzieć, co ma robić - powiedział Mastalerek. - Nie rozumiem tego, bo przecież to pan prezydent Duda bardzo zabiegał, by brać udział w takim spotkaniu - powiedział rzecznik MSZ. Nawiązał do tego, że prezydent Andrzej Duda miał udać się 12 października do Ramstein w Niemczech, gdzie planowano na ten dzień szczyt dotyczący obrony Ukrainy. Ostatecznie w związku z tym, że prezydent USA przełożył wizytę w Niemczech - z powodu, jak podano, nadzorowania przygotowania przed uderzeniem huraganu Milton - doszło do zmiany formuły szczytu. Paweł Wroński o wypowiedziach Zełenskiego: Nie rozumiałbym takiego postawienia spraw Dopytywany, czy MSZ przewiduje jakieś działania lub apele wobec strony niemieckiej czy szerzej - wobec partnerów, którzy w Berlinie byli przy stole rozmów, Wroński zaznaczył, że nie ma informacji, by resort miał w najbliższym czasie działać w tej sprawie. - Spotkanie się odbyło, a przecież my nie będziemy zapraszać nikogo w tej kwestii - powiedział. Wroński był też pytany o piątkową wypowiedź prezydenta Ukrainy, że kraje, które nie pomagają jego krajowi w wojnie obronnej z Rosją, np. są przeciwne wspieraniu go uzbrojeniem, nie widziały niejawnych załączników do przedstawionego przez Kijów sojusznikom planu zwycięstwa. Zełenski, który wypowiadał się w telewizji ukraińskiej, wyjaśnił także, że załączniki "przekazano dzisiaj tym krajom, które konkretnie mają te punkty, aby wzmocnić Ukrainę". - Jeśli w danym kraju, nawet u naszych bliskich partnerów, tego nie ma, aby nas wzmocnić, to po co dawać załącznik? Ufamy im - ale po co? - dodał. - Z tego, co wiem prezydent Zełenski w ostatnich dniach bardzo usilnie zabiega o wzmocnienie Ukrainy polskimi samolotami MiG-29, więc wychodząc nawet z pragmatycznych przesłanek nie bardzo rozumiałbym takie - ewentualne - postawienie spraw wobec Polski. Nie wiem, czy rzeczywiście prezydent Zełenski miał na myśli Polskę jako kraj, któremu nie potrzeba udostępniać dodatkowych informacji - powiedział rzecznik MSZ. Niemcy odeślą 40 tys. imigrantów do Polski? MSZ: Nie ma takich obaw W rozmowie z Polsat News Paweł Wroński odniósł się do doniesień prasowych na temat imigrantów, którzy mieliby przejść readmisję i zostać przeniesionymi z Niemiec do Polski. Jak podkreślił, informacje przedstawione w artykułach to jedynie sugestie wskazujące, że takie procedury istnieją i władze niemieckie mogłyby z nich skorzystać. Zdaniem rzecznika nie ma jednak podstaw, by mówić, że resort spraw zagranicznych realnie obawia się zastosowania takich rozwiązań. - Jeszcze dzisiaj rano zasięgałem informacji u źródła, u wiceministra Kupieckiego, wczoraj rozmawiałem z ministrem Prawdą. W ministerstwie nie ma takich obaw, że 40 tysięcy migrantów zostanie przysłanych do Polski - mówił Wroński. - Nigdy żadne mechanizmy do końca nie zostały wykorzystane. Nie ma takiej obawy w MSZ, ponieważ w poprzednim roku też by nas czekało te 40 tysięcy migrantów i w jeszcze poprzednim również. Ja wiem, że informacje żyją swoim własnym życiem, ale nie czeka nas zalew migrantów przysłanych nam przez Niemcy - dodał. --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!