Olaf Scholz poinformował w poniedziałek, że Niemcy nie wyślą Ukrainie rakiet manewrujących Taurus, które są odpowiednikiem brytyjskiego systemu Storm Shadow oraz francuskiego systemu SCALP. Kanclerz uzasadnił to ryzykiem zaangażowania Niemiec jako strony w trwającą wojnę. Kanclerz Niemiec w ogniu krytyki Według Scholza użycie pocisków manewrujących dalekiego zasięgu Taurus wymaga pomocy i obecności niemieckich żołnierzy na terytorium Ukrainy. - Każdy, kto kiedykolwiek miał do czynienia z tym systemem, wie o tym - tłumaczył. Niemiecki polityk ujawnił, że tak właśnie robią Brytyjczycy i Francuzi ze swoimi systemami dostarczanymi na Ukrainę. - Taurus to broń dalekiego zasięgu. Jako Niemcy nie możemy zrobić tego, co robią Brytyjczycy i Francuzi, aby pomagać Ukraińcom w namierzaniu celów i obsłudze tych systemów - powiedział. Po tych słowach na Scholza wylała się fala krytyki. Norbert Rottgen, działacz Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej i deputowany do Bundestagu nazwał wypowiedź kanclerza o rzekomym zaangażowaniu Francji i Wielkiej Brytanii w użycie pocisków manewrujących dalekiego zasięgu na Ukrainie "całkowicie nieodpowiedzialną". W podobnym tonie wypowiedział się były przewodniczący komisji obrony brytyjskiej Izby Gmin Tobias Ellwood, który stwierdził, że słowa kanclerza na pewno zostaną wykorzystane przez Rosję. - Wypowiedź Scholza to rażące nadużycie informacji wywiadowczych, użyte celowo, aby odwrócić uwagę od niechęci Niemiec do uzbrojenia Ukrainy we własny system rakietowy dalekiego zasięgu. Bez wątpienia zostanie to wykorzystane przez Rosję - powiedział. Brytyjczycy obecni w Ukrainie We wtorek rzecznik brytyjskiego premiera Rishiego Sunaka przekazał, że Wielka Brytania pomaga Ukrainie poprzez szkolenia żołnierzy, a także wysyłanie uzbrojenia i innego sprzętu, ale nie przewiduje wysyłania wojsk. Jak jednak dodał "poza niewielką liczbą personelu, która już tam jest, w celu wspierania sił zbrojnych Ukrainy". O możliwości wysłania brytyjskich żołnierzy na Ukrainę po raz pierwszy usłyszeliśmy w październiku 2023 roku. Minister obrony Wielkiej Brytanii Grant Shapps zapowiedział wtedy, że "Brytyjscy żołnierze mogą pojechać do Ukrainy, aby szkolić tam żołnierzy". Jego słowa szybko zdementował premier Rishi Sunak, który zapewnił, że obecnie nie ma planów, aby brytyjscy żołnierze w najbliższym czasie zaczęli szkolić ukraińskich żołnierzy w Ukrainie. - Minister obrony powiedział, że być może pewnego dnia, w przyszłości będziemy mogli przeprowadzić niektóre z tych szkoleń na Ukrainie. Ale to jest coś długoterminowego, a nie tu i teraz - nie ma brytyjskich żołnierzy, którzy zostaną wysłani do walki w obecnym konflikcie - powiedział wtedy Sunak. - To, co robimy, to szkolenie Ukraińców. Robimy to tutaj, w Wielkiej Brytanii. To coś, z czego wszyscy powinni być dumni, ponieważ to ma duże znaczenie - dodał. Emmanuel Macron o możliwości wysłania wojsk na Ukrainę O wysłaniu zachodnich wojsk na Ukrainę głośno zrobiło się po poniedziałkowej wypowiedzi prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który zasygnalizował, że nie należy wykluczać wysłania zachodnich wojsk lądowych na Ukrainę w przyszłości. Taką możliwość wykluczyło już kilkoro przywódców państw europejskich, w tym polski premier Donald Tusk. Przeciwko takiemu rozwiązaniu kategorycznie opowiedział się również Biały Dom. Słowa Macrona skomentował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, który ostrzegł, że że wysłanie wojsk do Ukrainy "doprowadzi do bezpośredniego starcia militarnego Rosji z NATO". - W tym przypadku nie powinniśmy już mówić o prawdopodobieństwie, ale o nieuchronności. Tak będziemy to oceniać - powiedział rosyjski urzędnik. Wątpliwości co do tego, że na Ukrainie są już "zachodnie siły specjalne" nie ma natomiast wysoki rangą europejski urzędnik ds. obrony, który w rozmowie z "Financial Times" stwierdził, że "wszyscy to wiedzą". Rozmówca nie podał jednak ich liczebności oraz narodowości bojowników. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!