Rosjanie bombardują osiedla i szpitale. Nie chodzi o Ukrainę
Konflikt syryjski wydawał się zamrożony, gdy w zeszłym tygodniu zupełnie niespodziewanie opozycja rozpoczęła ofensywę, w efekcie której rebelianci łatwo zajęli Aleppo i posuwają się na południe. Tam opozycyjna koalicja wreszcie napotkała opór rządowych sił Baszara al-Asada wspieranych przez Rosję i Iran. - Zaczęły się naloty na infrastrukturę cywilną, to, co Rosjanie lubią najbardziej. Celują w generatory prądu, elektrownie, szpitale, osiedla mieszkalne – mówi Interii Sara Nowacka, analityczka ds. państw arabskich w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
Maciej Słomiński, Interia: Dla przeciętnego Kowalskiego ofensywa syryjskiej opozycji i zajęcie Aleppo, największego syryjskiego miasta musi być zaskakująca. Konflikt wydawał się zamrożony. A co na ten temat sądzą specjaliści?
Sara Nowacka, analityczka ds. państw arabskich w PISM: - Skala działań opozycji jest zaskoczeniem i mało kto się tego spodziewał. Przez lata wśród ekspertów ścierały się dwa poglądy - jedna strona mówiła, że konflikt jest zamrożony, że to koniec. Co w konsekwencji sprzyjać miało konsolidacji sił rządowych, miało być kwestią czasu, aż Baszar al-Asad przejmie kontrolę nad całą Syrią. Okazuje się, że rację miała druga strona, która podnosiła, że może faktycznie względnie się uspokoiło, ale cały czas giną setki osób, wciąż trwają militarne starcia, i że do końca konfliktu daleko.
Między kim są te starcia? Widziałem świetnego mema, który usiłuje wyjaśnić sytuację w Syrii, na tym obrazku wszyscy celują do wszystkich.
- Niespokojnie było między grupami popierającymi Asada, trwały spory o kształt syryjskiej armii czy sposób zarządzania państwem. Główna oś konfliktu pozostała niezmienna, a wojska rządowe właściwie nigdy nie przestały atakować opozycji. HTS (Hajat Tahrir asz-Szam), które jest głównym komponentem rebelii, przez ostatnie lata odrzuciło wizerunek organizacji powiązanej z organizacjami terrorystycznymi, by skoncentrować się na wzmocnieniu militarnym, m.in. współpracując z dezerterami z wojsk rządowych. Opozycja obserwowała fatalną sytuację ekonomiczną na terenach kontrolowanych przez Asada i zdecydowała się na ofensywę, którą planowała od dawna.
Czy ta ofensywa ma związek z tym, co dzieje się w Libanie?
- Bezpośrednio raczej nie. Z tego, co wiadomo, ofensywa była zaplanowana od dłuższego czasu. Być może osłabienie Hezbollahu przez Izrael miało jakiś wpływ na jej timing, ale raczej nie na sam pomysł. Komunikat HTS mówi, że oficjalnym powodem była intensyfikacja ataków wojsk rządowych na pozycje rebeliantów. Chodzi o naloty za pomocą dronów, ale też inne formy ataków na ludność mieszkającą na terytoriach kontrolowanych przez HTS. Te były codziennością, a ostatnie miesiące przyniosły ich nasilenie.
W mediach społecznościowych krążą filmy z Aleppo, gdzie miła starsza pani, chrześcijanka wraca z zakupami z rynku i mówi, że życie toczy się jak zawsze. To ma dać odpór oskarżeniom, że HTS to islamistyczni ekstremiści, którzy będą niczym talibowie zarzynać innowierców.
- HTS to organizacja wywodząca się z Al-Kaidy.
Brzmi nie za fajnie na pierwszy rzut oka.
- To trochę bardziej skomplikowane, w ostatnich latach odcięli od swych korzeni, koncentrując się na poprawie jakości życia mieszkańców terytoriów, które kontrolowali. Zadeklarowali tolerancję religijną i ograniczyli radykalny przekaz. Walczyli i z Państwem Islamskim i z Al-Kaidą, promując narrację wciąż islamistyczną, ale bardziej nacjonalistyczną syryjską. Głównym celem miało być wyzwolenie Syrii, a nie stworzenie państwa islamistycznego, które miałoby się opierać na idei kalifatu czy czegoś w tym guście.
Coś jak Organizacja Wyzwolenia Palestyny?
- Przyjęli bardziej pragmatyczną postawę, która faktycznie może kojarzyć się z OWP. Organizacja kiedyś terrorystyczna, ale świecka, która odcięła się od korzeni, bo musiała zacząć rządzić Palestyną. HTS wciąż jest uznawana za organizację terrorystyczną. Nie miejmy złudzeń, oni cały czas stosują brutalne metody. To dotyczy każdej części syryjskiej opozycji, nie jest tak, że SDF (Syrian Democratic Forces - organizacja przewodzona przez Kurdów) tego nie robi. Na wojnie nie ma dobrych policjantów.
Dużo tych skrótów - uporządkujmy, kto jest kim w syryjskiej opozycji.
- Opozycja jest podzielona na takie trzy główne części. O HTS i SDF już było, trzecia część to Syrian National Army (SNA), utworzony przez Turcję organizm i bardzo przez nią wspierany, głównie wciąż nieoficjalnie. Póki co, Turcja nie może sobie pozwolić na występowanie w Syrii z otwartą przyłbicą.
Czy dobrze rozumiem, że siły tureckie (SNA) i kurdyjskie (SDF) walczą po jednej stronie przeciw siłom rządowym?
- Dwa dni temu zostało podpisane porozumienie między siłami kurdyjskimi a resztą rebeliantów, na mocy którego pozwala się Kurdom wycofać z terenów Aleppo, które oni kontrolowali razem z ludnością, która tam mieszkała. Na razie dostęp do informacji jest ograniczony, nie mamy pełnego obrazu, dlatego nie jest powiedziane, że na pewno nie doszło do żadnych napięć, sporów i przemocy. Pewnym sukcesem jest podpisanie tego porozumienia. Pojawiły się doniesienia, że SDF już dołączyło do walk, oficjalnie koncentrują się na walkach z tzw. Państwem Islamskim, ale według doniesień atakują także powiązane z Iranem organizacje paramilitarne.
Krążą informacje o tym, że Kurdowie nie mają lekko wobec tej ofensywy rebeliantów.
- Siły Asada pchają narrację o tym, że wszyscy chrześcijanie powinni się teraz bać, że siły rządowe są gwarantem spokoju dla mniejszości, które są w Syrii, jak druzowie, chrześcijanie i tak dalej. Asad, ze wsparciem Rosji i Iranu zaczął już kontrofensywę, którą pewnie będzie intensyfikować i która w największym stopniu dotknie ludności cywilnej.
My Polacy, instynktownie w każdym konflikcie stajemy po przeciwnej stronie niż Rosja. Na ile ewentualny powrót wojny w Syrii jest problemem dla Rosji w związku z Ukrainą?
- Już zaczęły się naloty na infrastrukturę cywilną, to, co Rosjanie lubią najbardziej. Celują w generatory prądu, elektrownie, szpitale, osiedla mieszkalne. Patrząc globalnie, Rosja razem z Chinami liczą na to, że zaangażowanie Stanów Zjednoczonych rozciągnie się na bardzo dużą część świata, przez co nie będą w stanie wygrać do końca na żadnym froncie. Syria jest przez Rosję wykorzystywana jako punkt przerzutowy uzbrojenia, bojowników i żołnierzy, którzy są zaangażowani na innych frontach, przede wszystkim w Afryce. Eskalacja w Syrii może jej to utrudnić.
Po co Rosji zaangażowanie na Bliskim Wschodzie?
- To jest część większej układanki. Gdy zaczęła się rosyjska agresja na Ukrainę, Izraelczycy mówili, że nie mogą jednoznacznie poprzeć Kijowa dlatego, że Rosja jest w Syrii i pozwala im atakować Hezbollah. Wraz z wojną w Gazie to się w jakimś zakresie zmieniło. Rosja miała pomysł na odbudowanie swoich wpływów na Bliskim Wschodzie, które po okresie zimnej wojny straciła na rzecz Stanów Zjednoczonych.
Czyli tradycyjne prężenie muskułów przez rosyjskiego niedźwiedzia.
- Współpraca Rosji z Asadem trwa od lat. Putin nie chciał, aby wraz z jego upadkiem, Syria była kolejnym państwem Bliskiego Wschodu, które będzie się znajdować w strefie wpływów zachodnich. Rosja to państwo, które dobrze odnajduje się w chaosie i zawsze na nim korzysta. Rosja wiedziała, że wsparciem dla Asada może gwarantować realizowanie swoich interesów na Bliskim Wschodzie. To się w pewnym stopniu udało, bo obecność Rosji dla monarchii w Zatoce Perskiej była jednym z argumentów, które pozwoliły normalizować relacje z reżimem Asada. Nie chcieli współpracować z Iranem, ale jeśli Rosja tam jest, to już inna rozmowa. Paradoksalnie obecność Rosji przyniosła też korzyść niedemokratycznym państwom arabskim, które wykorzystywały relacje z Rosją jako narzędzie uniemożliwiające USA i Zachodowi wymuszanie przemian demokratycznych czy lepszego przestrzegania praw człowieka.
Czyli Rosja korzysta na chaosie, a z drugiej strony jej obecność w tej części świata jakoś go porządkuje.
- Tak, Rosja legitymizowała reżim Asada, który nie był silnym liderem. Po drugie, to może już bardziej filozoficzne spojrzenie - Rosja pojawia się tam, gdzie trzeba postawić tamę przemianom demokratycznym. Najbardziej konkretna korzyść to dostęp do Morza Śródziemnego.
Czy państwo Asada przetrwałoby bez wsparcia Rosji i Iranu?
- W przeddzień wkroczenia militarnego Rosji do Syrii w 2015 r. mówiło się, że Asad jest skończony - niech to będzie odpowiedź. Przez ostatnie lata, Rosja tam cały czas była, ale jej działania nie były aż tak intensywne jak w szczycie eskalacji tego konfliktu.
Rządy Asada uległy osłabieniu poprzez izolację międzynarodową, która utrudniała w miarę normalne funkcjonowanie gospodarki. Państwo satrapy było wciąż osłabiane przez spory wewnętrzne między frakcjami wspierającymi Asada, były też spory między Rosją a Iranem, a nawet w obrębie organizacji paramilitarnych i syryjskiego wojska. Bardzo dużo konfliktów o finanse, o kwestie związane z przemytem narkotyków, broni i dostępem do władzy. To wszystko wpłynęło na rozdrobnienie zarządzania terytoriami pod kontrolą Asada, zarządzania wojskiem. Reżim słabł, aż wreszcie decyzja o ofensywie została przez rebeliantów podjęta.
Wreszcie dochodzimy do ostatniego większego aktora działań wojennych w Syrii. USA. Jeśli dobrze rozumiem, koniem Amerykanów w tym wyścigu jest SDF?
- Siłami, które Amerykanie wspierają, były syryjskie siły demokratyczne. Za pierwszej kadencji Trumpa doszło do przełomu we współpracy między Kurdami i Amerykanami. Kiedy Turcja rozpoczęła ofensywę na Afrin, Amerykanie postanowili nie reagować. Dodatkowo kilka miesięcy po ofensywie wycofali z Syrii dwa tysiące żołnierzy. Wysłannik prezydenta Stanów Zjednoczonych ds. koalicji przeciwko Państwu Islamskiemu, Brett McGurk, zrezygnował wtedy ze stanowiska, nie zgadzając się z tą decyzją. Opuszczenie Kurdów, uznał za gigantyczny błąd polityki amerykańskiej.
Co oznacza wygrana Donalda Trumpa dla tego konfliktu?
- Obecna eskalacja oznacza ryzyko odrodzenia się Państwa Islamskiego, które i tak ostatnimi miesiącami zwiększyło swoją aktywność zarówno w Syrii, jak i w Iraku, co wiąże się z jego wolą dalszego ograniczania obecności Amerykanów na Bliskim Wschodzie. Racjonalnym wydawałoby się, żeby Amerykanie pozostali na Bliskim Wschodzie przynajmniej w takim zakresie, w jakim teraz tam są. Natomiast nie sądzę, żeby angażowali się szczególnie w samą walkę z Asadem. Ten pomysł umarł na dobre w 2015 r. po przekroczeniu tzw. czerwonej linii, kiedy Asad zrzucił broń chemiczną na swoich obywateli, i to Amerykanie pozostawili bez żadnej reakcji.
Nastrój wśród społeczeństwa amerykańskiego jest taki, że jakaś większa obecność amerykańskiego wojska na Bliskim Wschodzie jest chyba nie do przyjęcia.
Co zatem jest celem opozycji? Chcą wyzwolić całą Syrię? Czy to jest w ogóle realne?
- Ich celem jest wyzwolenie jak największej ilości terytoriów i wprowadzenie, na ile to w Syrii możliwe, jakąś relatywną stabilizację na tych terenach. Fakty są takie, Asad kontrolował ponad 60% terytorium Syrii, ale od niedawna zamieszkiwało na nich mniej niż 50 proc. syryjskiej populacji. Przez ostatnie lata Syryjczycy uciekali na tereny kontrolowane przez opozycję, a w ciągu tego roku liczba uchodźców z terytoriów Asada wzrosła o 350 proc. Ta ludność uciekała m.in. właśnie z terytoriów Aleppo i przyległych do niego wsi i domagała się od HTS odzyskania tych ziem. Jej obecność i presja, która wraz z nią się pojawiła, była jednym z czynników, który zadecydował o rozpoczęciu ofensywy rebeliantów.
Ostatnio została przetłumaczona na polski książka Jamesa Barra pt. "Linia na piasku", która opowiada o brytyjsko-francuskiej rywalizacji o wpływy na Bliskim Wschodzie i jej skutkach. Czy nie jest tak, że genezą konfliktów w Syrii i Iraku jest obecność Europejczyków na tych terenach, a ten bliskowschodni węzeł gordyjski jest nie do odplątania?
- Historia kolonialna to z pewnością istotny, negatywny czynnik, który wpłynął na dzisiejsze napięcia w regionie. Nie jestem jednak fanką poszukiwania praprzyczyny wszelkich problemów na Bliskim Wschodzie w kolonialnej historii. Podstawowym problemem takiego ujęcia jest to, że przysłania ono dynamikę wewnętrzną i procesy, które od tamtej pory wydarzały się też na poziomie lokalnym, a także pozwala przywódcom państw regionu - często nieudolnym - na przykrywanie ich nieefektywnej polityki, opartej na ochronie partykularnych interesów. Historia jest ważna, powinniśmy ją znać, ale odradzałabym poddawanie się kuszącemu uproszczeniu, że jeśli będziemy rozumieć to, co wydarzyło się sto lat temu, poznamy wszystkie odpowiedzi. Wojna domowa w Syrii jest tego świetnym przykładem. Asada przed ustąpieniem w obliczu masowych protestów nie powstrzymał przecież kształtu granicy, będącego efektem europejskiej kolonizacji regionu. Znacznie ważniejsze dla przebiegu tego konfliktu były interesy Rosji czy Iranu, a także powstanie tzw. Państwa Islamskiego, którego przyczyn należy raczej szukać w inwazji USA na Irak i wewnętrznej dynamice w tym państwie od czasów rządów Saddam Husajna.
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!