Zabawnie się słucha amerykańskich debat wyborczych w przetworzeniu relacjonujących je polskich mediów. Ostatecznie niewielu osobom nad Wisłą będzie chciało się zarywać noc albo nawet potem odtwarzać dyskusję poświęconą w dużym stopniu wewnętrznym problemom Ameryki. Choć i te problemy, jak choćby kwestia imigracji, "wiatraków" czy aborcji są ostatecznie naszymi problemami. Kluczowa z polskiej perspektywy jest jednak sprawa dalszego poparcia lub nie dla wojny na Ukrainie i modelu funkcjonowania USA w świecie. Z popierającej Harris większości mediów wynika, że Trump po prostu chce oddać Ukrainę Rosji. Z trumpowskich przekazów, że ochronić świat przed III wojną światową i konfliktem jądrowym. Gdzie jest prawda? A kogóż to jeszcze obchodzi w świecie, gdzie zamiast przekazywać fakty tworzy się lub bierze udział w przekazywaniu narracji. Wybory w USA 2024. Kasa, misiu, kasa Tak naprawdę opowieść Harris jest prosta i uwiarygadnia ją polityka amerykańska od początku wojny. Poparcie dla Ukrainy, bardzo silne w obszarze symbolicznym i stosunkowo silne w obszarze pomocy militarnej i finansowej. Na tyle silne, by Rosjanie nie posunęli się w stronę Kijowa, ale jednak - na co się coraz częściej zwraca uwagę - celowo nie dość gwałtowne, by Rosja mogła poczuć się zagrożona na swoim terytorium. Ten schemat był faktycznie realizowany aż do niedawna, gdy Ukraińcy zaczęli wkraczać na terytorium Rosji. Czy ma to związek z jakiegoś rodzaju wsparciem i przedwyborczym przyzwoleniem ze strony USA? Można tego domniemywać. Tyle że trudno sobie wyobrazić długotrwałe utrzymanie tej ofensywy, a także, że - jak twierdzą niektóre polskie media - że przeora ona jakoś świadomość Rosjan. Harris oskarża Trumpa o chęć układania się z Putinem, a demokraci republikanów ogólnie o izolacjonizm. Trump odpowiada: giną setki tysięcy ludzi, a wojna się nie kończy. Co więcej, państwa zachodnie, bardzo aktywne w skrajnie czasem bojowych deklaracjach, niespecjalnie były aktywne w udzielaniu pomocy. Francuskie firmy bardziej otwarcie, a inne europejskie bardziej pośrednio, niewiele sobie robią z embarga, okrążając je przy pomocy pośredników. No i przede wszystkim pozostaje kwestia tego, o co Trump walczył jako prezydent. O składkę do NATO, czyli o to, by Europa współfinansowała swoją własną obroną. To charakterystyczne, że rządy mówiące o tworzeniu wspólnej armii europejskiej, wspólnych struktur obronnych, są niechętne wywiązywaniu się z istniejących zobowiązań w ramach Paktu. Debata Trump-Harris. Wszyscy mają dosyć O to upominał się Trump podczas debaty. Zwracał też uwagę na ryzyko użycia broni jądrowej, czyli na to samo, na co zwrócili uwagę szefowie CIA i MI6 podczas niedawnej konferencji w Londynie. Możliwość użycia taktycznych ("mniejszych") głowic miała być tak duża w 2022 roku, że o interwencję proszono Chiny i Indie. Jest jeszcze jedna sprawa. To za Trumpa blokowano projekt Nord Stream 2. Rzekomo "prywatne przedsięwzięcie", o którego wysadzenie Niemcy nieoficjalnie oskarżają Ukrainę, a Polskę o ochronę osób, które to zrobiły. Ma być to zresztą, według bardzo dobrze poinformowanego z reguły dziennika "Die Welt", powodem wielkich pretensji do Polski. Wszystko więc wskazuje na to, że bez względu na wydarzenia krótko po zaprzestaniu działań wojennych gaz do Niemiec z Rosji miał tamtędy popłynąć. Pozostaje najważniejsze. Harris mówi "będziemy dalej wspierać Ukrainę". Czyli można się spodziewać kontynuacji obecnej sytuacji. Trump odpowiada: wszyscy są wyczerpani, tę wojnę trzeba skończyć. Ja mogę zadzwonić do Putina i zacząć rozmawiać o tym. Zapytałem niedawno jednego z żołnierzy walczących na Ukrainie, kto tam jest nadal najostrzejszym zwolennikiem wojny: "ci, którzy wyjechali" - odparł. Prawda jest taka, że faktycznie Ukraińcy są wojną wyczerpani bez względu na ostatnią ofensywę kurską. Szans na odbicie Ługańska, Doniecka, Krymu dziś nie widać. Za to skupione na wojnie państwo jest stopniowo wyprzedawane międzynarodowym funduszom, w tym operowanym przez niemieckie i europejskie instytucje bankowe, w porozumieniu z kijowską oligarchią. Wojna wyniszcza Ukrainę. Kamala Trump Jeśli prezydentem zostanie Donald Trump, to tę wojnę przez jakiś czas i w jakimś zakresie prowadzić będzie musiał, oczywiście mowa o "proxy war" toczonej rękoma Ukraińców. Jeśli zostanie nim Kamala Harris, to tak czy siak, rozpocznie się jakiś proces może nie tyle pokojowy, co zmierzający do zawieszenia broni i stworzenia linii demarkacyjnej między obydwoma krajami. Więc wbrew pozorom różnica może nie być aż tak wielka, jak chcieliby to widzieć zagorzali kibice obydwu stron, którzy do debaty, jak zawsze podeszli z gotowymi tezami. Wiktor Świetlik