Wojna na teczki
Dziś światło dzienne ujrzy teczka premiera Marka Belki. Wczoraj prezes IPN Leon Kieres podjął decyzję o jej odtajnieniu.
Od dziś teczka będzie udostępniona w czytelni akt jawnych IPN w Warszawie. Dostęp do niej będą mieli dziennikarze i naukowcy.
Podstawą uznania za jawną teczki Marka Belki jest obowiązująca od zeszłego czwartku nowa ustawa o ochronie informacji niejawnych, która zniosła ochronę tajemnicy państwowej wobec akt osób mających związki z organami bezpieczeństwa PRL po 1983 r..
O teczce premiera mówiło się od kiedy trafiła ona do komisji śledczej badającej aferę PKN Orlen. Jej zawartość ujawnił częściowo wiceprzewodniczący Roman Giertych. Poseł LPR oznajmił, że Belka współpracował z PRL-owskimi służbami bezpieczeństwa. Premier zaprzeczył. Ale wśród polityków, dziennikarzy i zwykłych obywateli zawrzało. Po raz kolejny rozgorzała dyskusja, czy teczki, w których posiadaniu jest Instytut Pamięci Narodowej powinny być jawne, czy dalej obrastać w kurz.
Teczki - bohaterami kampanii wyborczych
Każdy, a w każdym razie znacząca większość polskich polityków ma swoje zdanie na temat teczek i ich ujawniania.
- Teczkomania to groźna choroba, przejawiająca się "sianiem absurdalnej nienawiści"; jej społeczne skutki będą przerażające - ocenia wicemarszałek Senatu, reżyser Kazimierz Kutz.
Jego diagnozę podziela wiceszef Partii Demokratycznej, prof. Jerzy Hausner. - Nikt nie będzie zaprzeczał ujawnianiu prawdy, tylko pytam, czy to, co się dzieje, jest ujawnianiem prawdy według jakiś reguł, czy okładaniem się wzajemnie i wywoływaniem spektakli nienawiści, oskarżaniem wszystkich i każdego bez żadnych demokratycznych reguł. I czemu poza windowaniem słupków popularności to naprawdę służy - mówi prof. Hausner.
W opinii Józefa Oleksego, kwestia lustracji w Polsce używana jest do walki politycznej. Dlatego polityk SLD najchętniej spaliłby wszystkie teczki i nakazał pójść do przodu.
Tymczasem "teczkomania" stała się już elementem kampanii wyborczych. Sprawa teczek pojawia się w wypowiedzi każdego kandydata na prezydenta.
Szef PO Donald Tusk twierdzi, że odpowiedzią na "teczkomanię" jest projekt Platformy ujawnienia "pełnej prawdy o każdym z nas i o historii Polski". Platforma przygotowała już nawet i złożyła w Sejmie odpowiedni projekt ustawy mówiący o jawności archiwów Instytutu Pamięci Narodowej.
Lider PiS Jarosław Kaczyński oświadczył, że PiS jest za ujawnieniem teczek polityków oraz za totalną lustracją, czyli "za wielką listą agentów, tak żeby oni zostali wszędzie pokazani". Jego zdaniem, teczki polityków powinny być ujawnione jeszcze przed wyborami.
Kandydatka na prezydenta Henryka Bochniarz postuluje odtajnienie list funkcjonariuszy SB, wyłączając te osoby, które przeszły weryfikację i nadal pracują w służbach specjalnych. Opowiada się też za powołaniem w IPN instytucji rzecznika praw osób pomówionych o współpracę.
Szef SdPl i kandydat tej partii na prezydenta Marek Borowski zaapelował do polityków o zakończenie "gry teczkami", twierdząc, że "to co się dzieje jest obrzydliwe". Zdaniem Borowskiego, kandydaci na prezydenta powinni sami zaoferować wyborcom dostęp do swoich dwóch teczek - jednej z IPN, a drugiej z programem wyborczym.
Inny kandydat do prezydenckiego fotela, prof. Zbigniew Religa, jest przeciwny powszechnej lustracji. Według niego, lustracja powinna jedynie obejmować osoby, które ubiegają się o wysokie stanowiska w państwie.
Ujawniać, nie ujawniać
Nie da się ukryć, że ujawnianie zawartości teczek oraz list tajnych współpracowników stało się ostatnio modne.
Najpierw tajną listę SB wyniósł z IPN-u dziennikarz Bronisław Wildstein, a ludzie tłumnie uderzyli do Instytutu by przekonać się kto jest na liście, a kogo nie ma, kto współpracował, a kto jest poszkodowany.
Potem głośno było o aktach ojca Konrada Hejmy, o których prezes IPN Leon Kieres informował w kilku etapach.
O ujawnienie swoich teczek wnoszą różni politycy, m.in. Lech Wałęsa, Jan Rokita czy Lech Kaczyński. Chcą w ten sposób udowodnić, że w ich życiu nie ma czarnych plam.
Chcieliby to wiedzieć także zwykli obywatele. Z najnowszych sondaży przeprowadzonych przez Pentor wynika, że ponad 60 proc. Polaków jest za ujawnieniem i powszechnym dostępem do teczek byłych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, przechowywanych w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Przeciwnych jest tylko 25 procent pytanych.
Jedno jest pewne, dopóki sprawa teczek i lustracji nie zostanie jasno uregulowana, dopóty będą one elementem gry politycznej.
INTERIA.PL/PAP