Kamila Baranowska, Interia: Trwa objazd po kraju w ramach akcji "Polska jest jedna - inwestycje lokalne". Czy to trwała zmiana akcentów w kampanii PiS - ze spraw społecznych na gospodarczo-inwestycyjne? Premier Mateusz Morawiecki: - Obydwie te sprawy są ze sobą ściśle związane. Przez miniony rok Polacy mocno doświadczali problemów związanych z geopolityką, sprawami zagranicznymi, wojną, teraz ważne jest to, by pokazać perspektywę powrotu na normalne tory rozwoju. Cieszę się, że dane ekonomiczne potwierdzają nasze przypuszczenia dotyczące spadku inflacji. Inflacja spadła do poziomu 14,7 proc. i za chwilę powinno być to odczuwalne w portfelach Polaków. - Chcemy też pokazać perspektywę rozwojową w oparciu o fundament wiarygodności, w oparciu o dotychczas zrealizowane projekty. W ekonomii optymizm jest samosprawdzającą się przepowiednią. Jeśli ludzie nie wierzą w to, że jest szansa na rozwój, szybki wzrost gospodarczy, to w mniejszym stopniu inwestują, a bardziej zajmują się akumulowaniem środków. Nam zaś zależy na inwestycjach. Dlatego pokazujemy, że otwieramy się na pomysły związane z inwestycjami. Nie boi się pan premier, że to trochę wywoływanie wilka z lasu? Ten wilk to pieniądze z KPO, z których miały być finansowane m.in. inwestycje lokalne. Środków z KPO ciągle nie ma i nie wiadomo, czy i kiedy będą. - Zupełnie się tego tematu nie boję. My już rozpoczęliśmy szereg projektów sfinansowanych ze środków krajowych i dla wykonawców tych inwestycji nie ma większego znaczenia, skąd pochodzą pieniądze. Przecież program Maluch Plus, zakładany w ramach KPO jest realizowany, podobnie programy termomodernizacji domów i budynków i szereg innych. PFR przygotował odpowiednie mechanizmy finansowania, a przecież ja od początku mówiłem, że prędzej czy później i tak te środki z KPO do Polski trafią. Nadal pan w to wierzy? - Nie tylko wierzę, ale jestem o tym przekonany. Będą przed wyborami? - Mam nadzieję, że tak, bo jest na to szansa. Choć na tę chwilę nie są one niezbędne, bo projekty przewidziane w KPO są realizowane ze środków krajowych. Drożyzna jest dziś problemem? Ostatnio pani minister Moskwa stwierdziła, że nie tak dużym, bo w jej lokalnym sklepie ceny nie wzrosły. Interia to sprawdziła i okazało się, że jednak wzrosły. Pan odczuwa drożyznę w sklepach? - Oczywiście, że odczuwam i widzę wyższe ceny w sklepach i bardzo mnie one martwią. Ceny żywności wzrosły zresztą wyżej niż średnia inflacyjna, bo składa się ona z koszyka produktów, a najważniejsze dla ludzi są artykuły najbardziej potrzebne do życia. Ale oprócz żywności, na którą przecież obniżyliśmy VAT do zera i jako państwo zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by przydusić te ceny, bo one byłyby jeszcze wyższe, bardzo ważne w koszyku zakupów są ceny energii elektrycznej, gazu i paliwa. I tutaj pojawiają się wiosenne jaskółki, zaczynają spadać ceny paliw na stacjach benzynowych. Czekamy też na obniżki cen energii elektrycznej. A problem rolników został rozwiązany? Minister rolnictwa zawarł porozumienie z rolnikami, ale ukraińskie zboże wciąż zalega w magazynach. - Mogę ostrożnie powiedzieć, że ta sprawa jest już rozwiązana. Zobowiązania wobec rolników to dla nas punkt honoru. W odróżnieniu od naszych poprzedników - bo widzę, co oni robili, mam dostęp do dokumentów z czasów, gdy rządzili - my nie chowamy głowy w piasek i zajmujemy się kryzysami, starając się je łagodzić na tyle, na ile to możliwe w tym niełatwym czasie, w jakim przyszło nam sprawować władzę. Zapowiedział pan dzisiaj wniosek do KE z prośbą o weryfikację naruszenia polskiego rynku nie tylko jeśli chodzi o napływ zboża, ale też innych produktów rolnych takich jak drób, miód, produkty mleczne, jajka. Czy to oznacza, że Komisja dostrzega problem ze zbożem, ale z innymi towarami już nie? - Jestem po rozmowie z wiceprzewodniczącym KE Valdisem Dombrovskisem - rozmawialiśmy dosłownie przed kilkoma chwilami - i w stałym kontakcie z szefową KE Ursulą von der Leyen i mogę zdradzić, że doszliśmy do kompromisu w sprawie importu rolnego. Ustaliliśmy kwestie porozumienia i przepisów dotyczących tranzytu ukraińskich produktów rolnych. - Udało się uzgodnić listę produktów, takich jak pszenica, kukurydza, rzepak, słonecznik czy olej słonecznikowy, które wprowadzają bezprecedensową zasadę dla handlu produktami rolnymi w Unii Europejskiej. Takie były postulaty Polski od samego początku i nasze działanie spowodowało że Komisja Europejska zajęła się tą sprawą. Wsparciem był też list pięciu premierów, w którym zgłosiliśmy KE swoje oczekiwania. To wszystko pokazuje, że kompromis jest możliwy i że nie dajemy się rozgrywać Rosji. A co z innymi produktami, o których mówią polscy rolnicy? - W stosunku do pozostałych produktów musimy pokazać, jak ich import wpływa na rynek polski. Dlatego wnioskujemy do KE o weryfikację naruszenia polskiego rynku nie tylko jeśli chodzi o napływ zboża, ale też innych produktów. To specjalna procedura w ramach polityki handlowej UE dotycząca wielu różnych produktów. - Na przykład gdy na rynek wjeżdża dużo produktów z Chin, to państwa też wnioskują często o taką procedurę. Jeśli okaże się, że Komisja stwierdzi ten negatywny efekt, to wtedy będzie możliwość podjęcia w porozumieniu z Komisją dalszych kroków. Aktualne negocjacje uważam za nasz sukces i doceniam też konstruktywną postawę Komisji. Co pan będzie robił 4 czerwca? Bo Donald Tusk organizuje marsz w Warszawie. - Ja się w nocy na marsze nie wybieram, a sądzę, że pan Donald Tusk powinien swój marsz zorganizować w nocy, bo przecież w nocy w 1992 roku obalał pierwszy, wybrany w wolnych wyborach rząd premiera Jana Olszewskiego. I ta hańba na zawsze pozostanie przy nim. Widać też, że nawet inni opozycyjni liderzy wyrażają swój daleko idący sceptycyzm wobec tego marszu, zobaczymy więc, jak ten marsz Tuskowi wyjdzie. Donald Tusk powiedział też w wywiadzie dla "Super Expressu", że politycy PiS mają obsesję na jego punkcie i "mają nieskrywany lęk". Macie w PiS obsesję na punkcie Tuska? - Nie mamy, reaguję na to z uśmiechem. Po prostu Donald Tusk jest liderem głównej partii opozycyjnej, więc trudno, abyśmy się do niego nie odnosili. Jest też ważnym punktem odniesienia, jeśli chodzi o politykę, jaką prowadził, gdy był premierem, a która w naszej ocenie była dla Polski i Polaków szkodliwa w wielu aspektach - i społecznym, i rozwojowym, braku inwestycji w Polskę lokalną, i w wymiarze polityki zagranicznej, czyli uzależnienia nas od Rosji i Niemiec. Często ostatnio z ust polityków opozycji można usłyszeć, że PiS zrobi wszystko, by nie oddać władzy. "Użyje wszystkich narzędzi" - mówi Donald Tusk. Co pan na to? - Na złodzieju czapka gore. Być może oni takich metod by używali. My robimy dokładnie odwrotnie, wdrażamy uregulowania zwiększające transparentność i czytelność wyborów. Nie ma żadnych powodów, by kwestionować uczciwość wyborów i każdy, kto obserwuje polską politykę doskonale przecież to widzi.