Orędzie prezydenta Andrzeja Dudy, które wygłosił w Sejmie z okazji rocznicy wyborów parlamentarnych, najbardziej zaskoczyło posłów PiS. Nie spodziewali się, że będzie tak ostre. Jarosław Kaczyński trzy razy bił prezydentowi brawo na stojąco, a na koniec wystąpienia głowy państwa razem z pozostałymi posłami PiS skandował "Andrzej Duda". Znając bardzo chłodne relacje obu polityków (niedawno sam prezes PiS mówił w jednym z wywiadów, że ostatni raz rozmawiał z prezydentem 4,5 roku temu) było to zachowanie, które zostało odnotowane przez wszystkich na sali. Politycy PiS obecni na sali plenarnej przyznają, że odnieśli wrażenie, jakby wszystkie pretensje i żale, jakie Andrzej Duda ma pod adresem rządu, znalazły swoje ujście w środowym przemówieniu w Sejmie. Orędzie prezydenta. "Powtórzył to, co mówił od dawna" Nieco inaczej na przemówienie głowy państwa patrzy jednak Małgorzata Paprocka, szefowa Kancelarii Prezydenta. - Nie jest tak, że prezydent powiedział coś całkiem nowego. O sądach, o niepodważalnym statusie sędziów, o ambasadorach, o potrzebie stawiania ambitnych celów, o potrzebie realizacji strategicznych inwestycji prezydent mówił już wiele razy. Teraz powiedział to w jednym miejscu i przy okazji symbolicznej rocznicy wyborów - wskazuje w rozmowie z Interią Małgorzata Paprocka, szefowa Kancelarii Prezydenta. Mówi także, że w orędziu wybrzmiała zachęta do większej aktywności rządu i zaangażowania w cele, ważne dla Polski i Polaków. - Jeśli pan premier skomentował, że to było orędzie prezydenta PiS, to choć siedział na sali, to chyba nie słuchał tego, co mówił prezydent - wskazuje minister Paprocka. Prezydent ma żal wobec rządu Z orędzia prezydenta wybrzmiewał jednak także żal, który ma Andrzej Duda wobec Donalda Tuska i o którym nieoficjalnie od dawna mówią współpracownicy prezydenta. - Nie było jednego wydarzenia, które przelało czarę goryczy, to była suma zdarzeń. To wszystko, o czym mówił, zbierało mu się miesiącami. Powiedział to, co bardzo chciał powiedzieć, tyle, że w sposób całościowy i uporządkowany - wskazuje jeden z naszych rozmówców z otoczenia prezydenta. - Nie można powiedzieć, że po stronie prezydenta nie było dobrej woli - mówi nam jeden ze współpracowników głowy państwa. Słuchając orędzia prezydenta, ale także śledząc z bliska jego działania przez ostatni rok kohabitacji z rządem i premierem Tuskiem widać, co kładło się największym cieniem na wzajemnych relacjach. Są to trzy sprawy: kwestia realizacji inwestycji strategicznych, kwestia poszanowania praw prezydenta w powoływaniu sędziów oraz kwestia odwoływania bez zgody głowy państwa ambasadorów. W pierwszej sprawie zwołał nawet w lutym, niedługo po powołaniu rządu, Radę Gabinetową. Dwie pozostałe uważa za celowe i złośliwe uderzanie w jego kompetencje, co ma podważać jego pozycję jako prezydenta. - Tu nie chodzi wyłącznie o politykę czy kwestie ambicjonalne. Prezydent jest prawnikiem i on naprawdę uważa, że to jest niebezpiecznie z powodów ustrojowych i prawnych. Ten czynnik często jest przez komentatorów lekceważony - mówi nam jeden z polityków PiS. Nasi rozmówcy przypominają, że równie ostre było niedawno wystąpienie głowy państwa podczas konferencji naukowej w Sądzie Najwyższym, gdzie krytykował próby podważania statusu tzw. neosędziów i już wtedy zapowiadał, że "do ostatniego dnia sprawowania urzędu będzie się sprzeciwiał wprowadzaniu tego typu niekonstytucyjnych uregulowań". Trudna kohabitacja prezydenta z rządem Choć prezydent atakował rząd, że zbyt mocno skupia się na sprawach rozliczeń poprzedników, prowadząc "polowanie na czarownice" i "medialne spektakle, z których niewiele wynika" to jednocześnie podkreślał, że są kwestie - jak choćby sprawy bezpieczeństwa, ale także ostatnio walki ze skutkami powodzi - w których współpracował z rządem i które nie budziły jego zastrzeżeń. - Ewidentnie prezydent próbował przemycić myśl, że gdyby rząd miał do niego inne podejście, to ta współpraca mogła wyglądać zupełnie inaczej - uważa jeden z polityków PiS. Co ciekawe i co zostało skrupulatnie w PiS odnotowane, w swojej krytyce Andrzej Duda oszczędził polityków PSL. Z nazwiska chwalił działania nowego szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza, a także ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego. Wspomniał także, że PSL jako jedyne ugrupowanie opozycyjne zagłosowało w poprzedniej kadencji za budową muru na granicy polsko-białoruskiej. Nie jest tajemnicą, że prezydent ma dobre osobiste relacje z liderem PSL, choć ostatnio poróżniła ich kwestia podejścia do Ukrainy i sprawy Wołynia. Ten temat w orędziu prezydenta Duda w ogóle się jednak nie pojawił. Relacje Pałacu Prezydenckiego z nowym rządem od samego początku były niełatwe. Nie dość, że zostały naznaczone tym, że Andrzej Duda po wyborach powierzył misję tworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu, a nie Donaldowi Tuskowi, choć wiedział, że to ten ostatni dysponuje większością w Sejmie, to towarzyszyła im ogromna wzajemna nieufność. W dużej mierze wiązała się z tym, że obecny prezydent źle wspominał kohabitację śp. Lecha Kaczyńskiego z Tuskiem. Był wówczas ministrem w Kancelarii Prezydenta. - Gdy prezydentem był Lech Kaczyński, premier Donald Tusk przychodził do pałacu prezydenckiego. Wówczas jako prezydencki minister byłem przy tych rozmowach. Co innego deklarował tutaj, przy tym stole, a co innego robił po wyjściu z pałacu. Pozostaje mi mieć nadzieję, że od tamtego czasu się zmienił - mówił w jednym z wywiadów tuż przed objęciem przez Donalda Tuska funkcji premiera w 2023 roku. Kamila Baranowska --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!