Wedle średniej sondażowej z marca PiS może liczyć na 34,4 proc. poparcia (dane za serwisem ewybory.eu), co przekłada się na 206 mandatów. Taki wynik daje co prawda zwycięstwo w wyborach, ale nie daje możliwości samodzielnego rządzenia. Na to liczą opozycyjne partie, które w takiej sytuacji mogłyby wspólnie utworzyć rząd i przejąć władzę. PiS jednak odpuszczać nie zamierza. I choć oficjalnie politycy partii rządzącej zapewniają, że interesuje ich tylko samodzielna większość, to w siedzibie partii przy ulicy Nowogródzkiej na stole są różne scenariusze. Łącznie z najbardziej egzotycznymi takimi jak powyborcze porozumienie z Konfederacją i/lub ludowcami. O tym, że PiS utrzymuje kontakt z oboma ugrupowaniami i rozmawia z nimi o politycznej przyszłości usłyszeliśmy równolegle od kilku polityków PiS. Zdolność koalicyjna PiS - Śmieję się, gdy słyszę, że PiS nie ma zdolności koalicyjnych. Patrząc na sygnały, które płyną do nas od różnych partii i środowisk jest dokładnie odwrotnie. Mamy w czym wybierać - mówi jeden z nich. - Rozmawiamy, badamy sytuację, ale na wiążące decyzje przyjdzie czas po wyborach. Będziemy zresztą robić wszystko, by uzyskać samodzielną większość, tak byłoby najprościej - dodaje. Na razie jednak najprawdopodobniejszy scenariusz zakłada, że jeśli Zjednoczona Prawica myśli o trzeciej kadencji, to bez dodatkowego koalicjanta się nie obejdzie. Konfederacja średnio w sondażach uzyskuje 8 proc., co przekłada się na 38 mandatów, PSL ma ostatnio 5,5 proc. co daje 15 mandatów. PiS gra na osłabienie opozycji? Kiedy pytamy polityków Konfederacji i PSL o to, czy coś jest na rzeczy i czy prowadzą rozmowy z PiS nie tylko stanowczo zaprzeczają, ale zgodnie twierdzą, że PiS mówiąc o tym dziennikarzom prowadzi własną polityczną grę. Jaką? - Przyczyn rozpowszechniania takich informacji może być kilka, widzę tu chęć podważania naszej wiarygodności jako samodzielnej formacji, ale też próbę wlania spokoju i optymizmu do własnego zaplecza politycznego. Bo skoro mają otwartą paletę potencjalnych koalicjantów, to ryzyko odsunięcia od władzy jest mniejsze. Ale może to także być sygnał do obecnych koalicjantów, że są zastępowalni, więc nie powinni być zbyt asertywni. W przededniu negocjacji kształtu list, ten ostatni aspekt może być najbardziej prawdopodobny - wskazuje w rozmowie z Interią Krzysztof Bosak, jeden z liderów Konfederacji. Powtórka z roku 2015 W Konfederacji można także usłyszeć, że to otwarta próba zepchnięcia partii poniżej progu wyborczego, bo tylko taki scenariusz może dać PiS samodzielne rządy. W 2015 roku Zjednoczona Prawica zdobyła samodzielną większość wskutek kiepskiego wyniku lewicowej koalicji i tego, że system d’Hondta, według którego przeliczane są głosy, premiuje zwycięzców. - Wiadomo, że nasi wyborcy źle reagują na spekulacje o konszachtach z PiS. To gra, żeby nam zaszkodzić - słyszymy od jednego z polityków tej partii. Tymczasem niedawny sondaż IBRIS dla Radia Zet pokazał, że Konfederacja ma najmniej wierny elektorat. 57 proc. jej wyborców z 2019 roku dalej chce głosować na tę formację. 13 proc. chce poprzeć PSL, 8 proc. Koalicję Obywatelską, a 3 proc. Polskę 2050 Szymona Hołowni, 19 proc. wciąż się waha na kogo oddać swój głos. Fakt, że wyborcy Konfederacji w ogóle nie biorą pod uwagę głosowania na PiS potwierdza, że sojusz Konfederacji z partią Kaczyńskiego mógłby okazać się dla nich nie do zaakceptowania. Z kolei z charakterystyki wyborców poszczególnych partii, którą przeprowadził CBOS wynika, że dla sympatyków Konfederacji ważniejsze od wartości narodowych są te wolnościowe, związane z indywidualizmem czy wolnym rynkiem. To także sytuuje ich raczej dalej od PiS niż bliżej. PiS przychylniej zerka na Konfederację Nastawienie PiS do Konfederacji wyraźnie się ostatnio zmieniło. Ma to związek z pojawieniem się Sławomira Mentzena w roli jednego z liderów partii. Politycy PiS wskazują, że to dzięki niemu Konfederacja usunęła w cień swoich najbardziej kontrowersyjnych polityków jak Grzegorz Braun czy Janusz Korwin-Mikke i być może stanie się bardziej przewidywalnym partnerem. - Ja sobie wyobrażam współpracę z panem prezesem, moim znakomitym kolegą, Sławomirem Mentzenem. Oczywiście nie mam żadnych problemów z tym, żeby współpracować z każdym, kto chce zrobić coś dobrego dla Polski. Na pewno w Konfederacji są tacy politycy - mówił otwarcie Artur Soboń, wiceminister finansów w Radiu Wnet. "Żadnych rozmów nie było i nie ma" Sam Sławomir Mentzen denerwuje się, słysząc te spekulacje. - Żadnych rozmów z PiS nie było i nie ma, chcę żeby to dobrze wybrzmiało - ucina w rozmowie z Interią. Równie stanowczy jest Krzysztof Bosak. - Gdyby jakieś rozmowy PiS z Konfederacją miały miejsce, zapewniam, że wiedziałbym o tym. Nie ma takich rozmów - podkreśla. I dodaje, że Konfederacja pod próg się nie da nikomu zepchnąć. - Jesteśmy optymistami i idziemy po dwucyfrowy wynik - zaznacza. PSL: To byłby cios w opozycję. Nie zrobimy tego Z ludowcami sytuacja wygląda podobnie. Odżegnują się od wszelkich spekulacji dotyczących ewentualnej współpracy z PiS. - Idiotyzmem byłoby prowadzenie teraz w kampanii rozmów z PiS o koalicjach. Gdybyśmy chcieli rządzić z nimi, to mieliśmy na to osiem lat. Nie chcieliśmy - mówi Interii Marek Sawicki z PSL, były minister rolnictwa. - To byłby cios dla całej opozycji demokratycznej, nie zrobimy tego - dodaje. Jego zdaniem PiS sugerując możliwość takiej powyborczej współpracy gra na zwiększenie frekwencji wśród swoich wyborców. - Próbują pokazać, że mają wiele możliwości i osłabić wiarę w jedność po stronie opozycji - mówi Sawicki. Zapytany wprost wyjaśnia, że ostatnie rozmowy, jakie ludowcy prowadzili z PiS dotyczyły kwestii poparcia dla odblokowania pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Wszystkie karty na stole W PiS jednak kalkulują inaczej. Nasi rozmówcy z tej partii zwracają uwagę, że w mediach trwa właśnie wielkie grillowanie PSL i partii Szymona Hołowni, by osłabić ich sojusz, notowania i zmusić do jakiejś formy współpracy w ramach jednej listy z PO. - Moim zdaniem będzie jeszcze taki moment, kiedy nasi partnerzy z PSL-u i od Szymona Hołowni będą proponować nam wspólny start - stwierdził ostatnio Borys Budka, szef klubu PO w rozmowie z "Rzeczpospolitą". - Ludowcy są wkurzeni tym, jak się ich traktuje i zwłaszcza doły w koalicję z PiS chętnie by weszły - mówi nam jeden z posłów PiS. - Paradoksalnie PiS i PSL łączy więcej niż PSL i Platformę, więc moim zdaniem niczego nie da się wykluczyć. Gramy o samodzielną większość i są duże szanse na jej uzyskanie. Większe niż wydawało się jeszcze zimą. Ale co będzie po wyborach, tego nie wie nikt, więc wszystkie karty są na stole - dodaje. Kamila Baranowska