Marta Kurzyńska, Interia: Czy minister Bodnar obawia się utraty mandatu senatora? Arkadiusz Myrcha, wiceminister sprawiedliwości, Platforma Obywatelska: - To tylko zaczepka pełnomocnika pana Romanowskiego. Padł zarzut, że Adam Bodnar przekroczył swoje uprawnienia jako prokurator generalny w śledztwie dotyczącym Funduszu Sprawiedliwości. - Pan profesor Bodnar nie nadużywa uprawnień wynikających z pełnienia funkcji prokuratora generalnego, na wszystko, co robi, pozwalają mu przepisy. Jeśli ktoś chce wygasić ministrowi Bodnarowi mandat senatorski, to nie kierują nim czyste intencje. A co nim kieruje? - Może próba odwrócenia uwagi od rzeczywistych tarapatów, w jakich jest Marcin Romanowski. Wasi posłowie mówią, że byłby w większych tarapatach, gdyby nie nieudane aresztowanie. - Kwestia zastosowania tymczasowego aresztowania jest na etapie sądowym. Ale na drodze wciąż stoi immunitet Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. - To jest element dużego śledztwa, które obejmuje w tej chwili ponad 400 tomów akt. Zarzuty dla pana Romanowskiego mówią same za siebie. Jest ich 11, w tym udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Roman Giertych mówił, że prokuratura się skompromitowała w sprawie Marcina Romanowskiego. - Nie zgodzę się z tą opinią. Wina nie leży po stronie prokuratury. A po czyjej stronie? - Trzeba pamiętać, że sąd rejonowy nie rozstrzygał tej sprawy merytorycznie. Odmówił zastosowania tego aresztu tylko dlatego, że pojawiła się jakaś wątpliwość w interpretacji. Decyzja sądu wynikała z niedopatrzenia? - Sąd podjął decyzję, żeby nie analizować sytuacji. Ograniczył się do stwierdzenia, że skoro zaistniały wątpliwości, to odmawia zastosowania tego środka. Nie jest to dla was problem wizerunkowy? - Patrzę na to z innego punktu widzenia. Przede wszystkim mamy wiele wszczętych śledztw. To może się dziś wydawać czymś bardzo oczywistym, że one się toczą, ale te wszystkie śledztwa przez ostatnie lata były umarzane, a sprawy były zamiatane pod dywan. O jakiej skali mówimy? - To jest nawet 150 różnego rodzaju postepowań. Gdyby były wszczęte za PiS-u, część z nich już dawno byłaby zakończona, tymczasem dopiero jest inicjowana. Mroczne praktyki polegające na politycznym blokowaniu spraw odesłaliśmy do lamusa. Kogo dotyczą te postępowania? - Polityków, urzędników, członków zarządów spółek. Sam Orlen ma kilkanaście postepowań. Poprzednia władza wszystkie te sprawy zakopała głęboko, licząc na bezkarność. Potężna machina w prokuraturze nadrabia zaległości. Mówimy wyłącznie o ludziach PiS-u? - Siłą rzeczy tak, bo to PiS przez ostatnie osiem lat miał wpływ na obsadzanie różnych stanowisk. Jeśli zdarzy się, że ktoś, kto obecnie jest przy władzy, złamie prawo, również nie będzie taryfy ulgowej. Nikt w prokuraturze się nie zawaha, żeby podjąć czynności. Brzmi jak ostrzeżenie. - Nie, po prostu ci, którzy łamią prawo, nie mogą spać spokojnie. Skończył się lansowany przez PiS sezon na bezkarność. NIK zawiadomił prokuraturę w sprawie pikników 800 plus. PiS ma się, pana zdaniem, czego obawiać? - To była jawna agitka polityczna premiera Morawieckiego i innych posłów PiS. Balony, festyny i atak na przeciwników politycznych. Nie chcę urazić tych, którzy będą oceniali wydatkowanie środków w kampanii wyborczej, ale trzeba mieć bardzo głęboki dystans do przepisów, żeby nie dostrzegać tam nielegalnego finansowania kampanii. Jeśli sprawa jest tak oczywista, to dlaczego wciąż nie ma decyzji PKW? - To, że PKW chce jeszcze coś analizować, to normalna sytuacja. Zaniepokoję się, jeżeli PKW uzna, że wszystko było świetnie i zgodnie z przepisami prawa. To nie jest wywieranie presji na PKW? Ryszard Kalisz się ostatnio skarżył. - Nie. Chyba po prostu wiele osób już się irytuje, bo wszyscy widzimy, jak było, jak PiS trwonił publiczne pieniądze, a - w tym przypadku PKW - nie jest w stanie tego jednoznacznie ocenić, nazwać po imieniu. A jakby pan to nazwał po imieniu? - To była bezczelna kradzież publicznych pieniędzy. Robili to bez mrugnięcia okiem. Jeśli PKW nie dostrzeże tego, co widzą wszyscy, to wywoła falę irytacji, frustracji, wzburzenia. Pewnie padnie sporo gorzkich słów. Nie obawia się pan, że jeśli PiS będzie chciało odwołać się od ewentualnej decyzji, jako jeden z argumentów poda wywieranie presji na PKW? - Nie. W PKW zasiadają doświadczeni prawnicy o twardych kręgosłupach, żaden sąd nie może ulegać presji ani jednej, ani drugiej strony, tak samo PKW. Kolejne sondaże pokazują, że wyborcy są niezadowoleni z tempa realizacji obietnic wyborczych. Nie obawiacie się gniewu elektoratu? - Podchodzę z dystansem do tego typu badań zwłaszcza w środku wakacji. Jesteśmy dopiero w przededniu pierwszego roku. A pierwsza rocznica oznacza podsumowania. Szykuje się legislacyjne przyspieszenie? - Ministerstwo Sprawiedliwości już ruszyło ostro z kopyta. Wielu tego nie widzi i zarzuca wam stagnację, szczególnie w kwestii naprawy praworządności. - Nic nie dzieje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie zostawiamy żadnego tematu - od kwestii praworządności czy rozdziału prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości po prawo o prokuraturze. Pracujemy też nad dużą nowelizacją Kodeksu karnego, nad zniesieniem ubezwłasnowolnienia, mamy sporo propozycji z zakresu prawa gospodarczego. To będzie pozytywna rewolucja, bo w tym obszarach wiele złego działo się w ostatnich latach. O jakie zmiany chodzi? - W przypadku Kodeksu karnego to kwestie dotyczące zasad, którymi rządzi się proces karny. Widzieliśmy w ostatnich latach, że była bardzo mocno budowana rola prokuratora w procesie, nawet kosztem autonomii sędziowskiej. Przywrócimy te proporcje na właściwe tory. Szykujemy wielką reformę zasad stosowania tymczasowego aresztowania. Jaką? - Adwokat będzie mógł towarzyszyć osobie zatrzymanej od pierwszych czynności procesowych. Dziś, jeśli mamy zagrożenie karą ośmiu lat więzienia lub więcej, to z samego tego faktu można stosować tymczasowe aresztowanie, nawet jeśli nie ma niebezpieczeństwa mataczenia. To była furtka do nadużywania tego środka zapobiegawczego. Naszą zmianą spełnimy postulat podnoszony gremialnie przez wszystkie organizacje pozarządowe i ekspertów. Koniec z aresztem wydobywczym? - Definitywny. Nie może być tak, że ktoś jest pozbawiany wolności na kilkanaście miesięcy, a w jego sprawie nic się nie dzieje w prokuraturze. Takich przykładów mamy dużo, chociażby Włodzimierza Karpińskiego, który przez kilka miesięcy nie miał kontaktu z rodziną. Był przeczołgany przez PiS. Areszt ma być tym najsurowszym środkiem zapobiegawczym. Ma być też formą mobilizowania prokuratury, żeby jak najszybciej kierować akty oskarżenia do sądu. Prokuratura będzie musiała mieć na względzie, że ktoś jest na wolności. To znacząca i bardzo potrzebna reforma. Na koniec kadencji poziom satysfakcji ze spełnionych obietnic będzie ogromny. O ile nie przeszkodzą wam kłótnie w koalicyjnej rodzinie. - Nie ma takiego ryzyka. Kłótnie ostatnio weszły wam w nawyk. - W polityce zawsze jest dużo emocji, ale żeby to miało zachwiać koalicją. Na pewno nie. Dodaje jedynie kolorytu. Może nie zachwieje, ale co z jej decyzyjnością, jeżeli będziecie nawzajem blokować swoje pomysły? - Mieliśmy świadomość, że w tak szerokiej koalicji nie zawsze się zgodzimy, ale mnóstwo ustaw mamy uchwalonych i skierowanych do prezydenta. Ale jeśli prawo, które uchwalacie nie wchodzi w życie, to sygnał braku sprawczości. - To sygnał lekceważenia przez prezydenta. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. W Pałacu Prezydenckim zaraz nastąpi zmiana i skończą się czasy hamulcowego. Kto z PO wystartuje? Chętnych, jak słyszymy, jest wielu. - Każdego roku w okresie sierpniowym wzmaga się dyskusja na temat personaliów. Ale tym razem to przedkampanijne wakacje, więc zainteresowanie jest zrozumiałe. - Najczęściej wypowiadają się nie sami zainteresowani, ale wszyscy inni. Wszyscy wiedzą lepiej, czego chce Rafał, Radek, a nawet premier. Nie pomaga również to, że Donald Tusk zaprzeczył. I tak jest wpychany w ten wyścig prezydencki. Ale już Radosława Sikorskiego nie trzeba wpychać w ten wyścig, mówiąc: "matka partia zdecyduje", nie ucina spekulacji. Jest w grze, czy dla was to pomysł wzięty z sufitu? - Jest, ale w sferze medialnej, więc nie ma w niej ani sufitu, ani zakamarków, ani winkli. PO zacznie o tym rozmowy pewnie jesienią. Nie wierzę, że gdzieś w zakamarkach gabinetów już nie myślicie o tak ważnej sprawie. - Na pewno nie w zakamarkach tego gabinetu, ale dla mnie to budujące, że mamy trzech kandydatów wagi ciężkiej na stanowisko prezydenta. Nie ma innej partii, która by miała takie bogactwo urodzaju. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!