Jakie było uzasadnienie ostentacyjnego zatrzymania, po wcześniejszym oddzwonieniu redakcji telewizyjnych, Marcina Romanowskiego, który deklarował, że sam uda się pod wskazane miejsce, by złożyć wyjaśnienia? I jaki sens miało przy tym poniżające nakazywanie mu, by rozebrał się do naga? Ta sprawa była przekroczeniem zdroworozsądkowej normy tak dalekim, że zrodziła cień wątpliwości nawet wśród niektórych publicystów podpisujących się do tej pory ośmiogwiazdkowym hasłem. Niektórzy z nich słusznie zauważyli, że władzy to splendoru nie przynosi, a co więcej, może się obrócić przeciwko niej. Skoro tak, to po co to było? By poniżyć nielubianego polityka? Tyle że po tym poniżeniu jego akcje we własnym środowisku rosną. By dojść sprawiedliwości? W poniżaniu zatrzymywanego nie ma żadnej sprawiedliwości i nawet jeśli Adam Bodnar dawno studiował prawo, to akurat to powinien pamiętać. Podobnie jak to, że areszt to nie sankcja karna, a dokuczanie aresztantom to nie element kary. Sprawiedliwość w cudzysłowie Sprawy budzące wątpliwości w tym wszystkim, co coraz bardziej szyderczo określa się jako "przywracanie praworządności", można by mnożyć. Więzienne władze, które w odpowiedzi na alarmistyczne wypowiedzi adwokata na temat karania aresztantów grożą mediom, które o tym informują. Polowanie na byłego szefa Orlenu, w którym po tym jak kolejne zarzuty okazują się skomplikowane, ewidentnie na siłę wyszukuje się coraz to nowych, włącznie z jego rzekomymi kontaktami z libańskim Hezbollahem i korzystaniem ze... służbowego mieszkania. Rozprawa z mównicy sejmowej przez premiera z niedoszłym polskim wiceszefem NATO pełna insynuacji włącznie z sugestiami na temat jego współpracy z obcymi wywiadami. Nieco się cofając, dziwaczny i ewidentnie polityczny tryb decyzji o doprowadzeniu do więzienia dwóch byłych szefów służb specjalnych z gwałtownymi wymianami sędziego, który o tym decyduje. W końcu podnoszenie do rangi przestępstw spraw nagannych, ale w Unii Europejskiej powszechnych, jak zarzucane Ryszardowi Czarneckiemu cwaniactwo przy rozliczaniu podróży. O nadużyciach tego rodzaju brytyjscy europosłowie pisali artykuły, sami się do nich przyznając. Sprawa powodem do dumy nie jest i wyborca powinien wyciągnąć wnioski, ale warto przypomnieć, że z rozliczaniem kilometrówek miał problemy Radosław Sikorski. Oberwał za to od mediów, ale PiS za swoich rządów nie próbował urządzać z tego sądowego show. No i w końcu rzecz budzącą najpoważniejsze wątpliwości, która być może będzie przedmiotem byłych dochodzeń. Nieopatrzny tweet Romana Giertycha (usunięty, ale zarejestrowany przez inne osoby), w którym były prawnik rodziny Tusków przyznaje, że "setki godzin pracowaliśmy nad sprawą". Trudno to odczytać inaczej, jak przyznanie, że działania organów ścigania są motywowane politycznie i przez rządzących zlecane, a także przygotowywane. Zaburzenia praworządności Wiadomo, że z tym, co dzieje się dziś w Polsce, mają problem koalicjanci, szczególnie doświadczony PSL, z jeszcze bardziej doświadczonym Markiem Sawickim, którzy nie chcą w przyszłości ponosić odpowiedzialności za prawne nadużycia. Ale głosy takie podnoszone były też wewnętrznie w Platformie, gdzie zwracano uwagę, że sprawy idą za daleko. W końcu nawet jeśli Niemcy i Unia Europejska będą nas chwalić za "przywracanie demokracji wyjątkowym metodami", to w pewnym momencie może im się to znudzić, a część prawicy może osiągnąć nieznaną jej na razie sztukę - umiejętność komunikacji z organizacjami chroniącymi prawa człowieka czy monitorującymi praworządność. Mimo tego władza idzie na razie w zaparte, przy pomocy kilku środowisk, dobrze umocowanych decydentów i politycznych influenserów, z Adamem Bodnarem i Romanem Giertychem na czele. Paradoksalnie, pierwszy z nich wiele lat zarabiał na obronie praw człowieka i obywatelskich, na drugim ciążą bardzo poważne zarzuty. Całość wygląda jak pewna dominująca koncepcja stylu sprawowania władzy, której autorem jest w gruncie rzeczy jeden polityk. Tylko czy to wciąż koncepcja, czy przede wszystkim emocje, które będą rosły i rosły, aż do momentu, gdy wszystko znowu się przewróci i dzisiejsi sądzący w wątpliwych okolicznościach zamienią się w równie wątpliwie traktowanych podsądnych? Wiktor Świetlik