Tę historię trzeba opisać od końca, bo nikt nie wie, kiedy na dobrą sprawę się zaczęła. Z dnia na dzień, 6 maja 2024 roku, sędzia WSA w Warszawie Tomasz Szmydt pojawił się na konferencji prasowej w Mińsku. Poprosił o azyl, bo uznał, że bliżej mu do Białorusi i Rosji, niż do Polski. - Szok i niedowierzanie - mówi nam Kazimierz Plocke z PO, z sejmowej komisji służb specjalnych. - Tę sprawę muszą wyjaśnić służby. Ufam, że to zrobią, bo na razie mamy za mało informacji - dodaje. W podobnym tonie wypowiadają się kolejni politycy, a z ich ust często pada słowo "zdrada". Szef MSZ Radosław Sikorski sprawę Szmydta porównał do Emila Czeczki, dezertera, który kilkanaście miesięcy temu uciekł na Białoruś, a przez miński reżim był wykorzystywany do działań propagandowych. Sęk w tym, że Czeczko był mało znaczącym incydentem, a sprawa Szmydta jest niezwykle poważna. Dlaczego? Z powodu faktu, że Szmydt pełnił ważne funkcje państwowe w polskim sądownictwie i resorcie sprawiedliwości. Jak sprawdziła "Gazeta Wyborcza", zajmował się m.in. sprawami zażaleń na odmowy dostępu do informacji niejawnych czy dostępu do tajemnic organizacji międzynarodowych. 16 maja 2024 r. miał na przykład orzekać w sprawach z udziałem szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, komendanta głównego policji oraz na niejawnych posiedzeniach w sprawach z zakresu prawa konkurencji i ochrony danych osobowych. Na 4 czerwca 2024 r. miał z kolei zaplanowane sprawy związane z odmowami wydania poświadczeń bezpieczeństwa w zakresie dostępu do informacji niejawnych, w tym o klauzulach NATO SECRET, SECRET UE oraz EU SECRET. Sędzia Tomasz Szmydt uciekł na Białoruś. Czym zajmował się wcześniej? Politycy natychmiast zaczęli przerzucać się, z kim mocniej związany był sędzia Tomasz Szmydt. Działacze Koalicji Obywatelskiej wytykają, że miał związki z ziobrystami, bo pracował w Ministerstwie Sprawiedliwości i był jednym z bohaterów tzw. afery hejterskiej w tym resorcie. Politycy Zjednoczonej Prawicy odpowiadają, że od wielu lat Szmydt był postacią atakującą ich obóz i człowiekiem chętnie wykorzystywanym do atakowania ich rządu w mediach sprzyjających liberałom. Jeśli przyjrzeć się karierze sędziego Szmydta, widać, że usiłował robić wszystko, by być blisko kluczowych politycznie wydarzeń, niezależnie od tego, kto aktualnie rządził. - Dla Rosji nie ma znaczenia, czy przyciąga kogoś związanego z PO czy PiS. To wyłącznie nasz wewnętrzny pijar. Człowiek z dostępem do takich informacji jest bardzo atrakcyjny dla służb przeciwnika. To nie jest kwestia przypadku - mówi Interii wysoki rangą były oficer ABW, który pragnie pozostać anonimowy. - Obce służby interesują się kimś, jeśli ten ktoś ma istotne informacje. Ktoś musiał mu zaproponować współpracę, a najpierw go znaleźć. Potem trzeba go przekonać i weryfikować przekazywane przez niego informacje. To wszystko zabiera czas. Musiał być pod lupą obcych służb od dawna, obstawiam, że rosyjskich. Nie miały znaczenia jego sympatie polityczne - dodaje były oficer. Sam Szmydt opowiadał, że do WSA w Warszawie zawitał w październiku 2012 roku. Wcześniej orzekał w Sądzie Rejonowym w Ciechanowie i Sądzie Okręgowym w Płocku. Zanim jeszcze trafił do WSA, w maju 2012 roku uczestniczył jako jeden z przedstawicieli Stowarzyszenia Sędziów Themis w rozmowach z ministrem sprawiedliwości Jarosławem Gowinem. Jak czytamy w notatce z tego spotkania, sędziowie prezentowali ministrowi "propozycje zmian zmierzających do usprawnienia funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości". - Dopiero teraz, jak się przyglądamy jego karierze, to widać, że od początku był eksponowany w różnych miejscach. Wtedy nikogo to nie zastanawiało, dziś już tak - mówi nam jeden z polityków prawicy. Sędzia Tomasz Szmydt i jego kariera w resorcie sprawiedliwości Kiedy w 2017 roku w Ministerstwie Sprawiedliwości powołano komisję weryfikacyjną, mającą zajmować się sprawami warszawskiej reprywatyzacji sędzia Tomasz Szmydt sam zgłosił się na ochotnika, by w niej pracować. Jako sędzia z dużym doświadczeniem w sprawach administracyjnych spełniał wszystkie wymagania do pracy w komisji. Długo w niej jednak nie zabawił. Najwyżej kilka miesięcy, jak usłyszeliśmy. - Pan Szmydt krótko pracował w ministerstwie, dość szybko został negatywnie zweryfikowany jako człowiek, z którym nie warto współpracować i od tego czasu był używany w kolejnych operacjach medialnych na szeroką skalę, których celem było uderzenie w nasz rząd - wspomina Sebastian Kaleta, jeden z członków komisji weryfikacyjnej i wiceminister sprawiedliwości, gdy resortem rządził Zbigniew Ziobro. Od innego z pracowników resortu słyszymy, że Tomasz Szmydt okazał się mało przydatny dla komisji z punktu widzenia prawnego. - Szukał bardziej relacji towarzyskich niż ciężkiej pracy - mówi jeden z naszych rozmówców. Cofnięto mu więc delegację do komisji weryfikacyjnej, Szmydt nie chciał się jednak rozstawać z ministerstwem sprawiedliwości. Sędzia Łukasz Piebiak, ówczesny wiceminister sprawiedliwości w rozmowie z Interią przyznaje, że Szmydt trafił wtedy pod jego skrzydła, zostając specjalistą od spraw dyscyplinarnych. - Tego, że Tomasz Szmydt pojedzie na Białoruś, na pewno się nie spodziewałem, bo trudno się spodziewać, że jakikolwiek sędzia okaże się szpiegiem obcych służb. Jednak z tego, co pamiętam z czasu jego pracy w ministerstwie, on już wtedy wykazywał takie zaskakujące zainteresowanie Wschodem. Mówił różnym osobom, że tam są wielkie możliwości biznesowe, że robi rozeznanie pod kątem biznesowym - wspomina w rozmowie z Interią Łukasz Piebiak, dziś prezes Stowarzyszenia Prawnicy Dla Polski. - To było dość dziwne, jednakże uznawaliśmy, że jak każdy ma swoje pasje czy nawet dziwactwa. Nigdy nie podejrzewałem, że te jego zainteresowania zajdą tak daleko. Być może takimi rozmowami sondował środowisko, w którym się obracał - dodaje sędzia Piebiak. Tomasz Szmydt i tzw. afera hejterska w resorcie sprawiedliwości W 2019 roku resortem sprawiedliwości wstrząsa tzw. afera hejterska, którą opisał Onet i w której istotną rolę odgrywają m.in. sędzia Szmydt oraz jego była już żona Emilia (działająca pod pseudonimem "mała Emi"). Dziennikarze ujawnili, że w resorcie sprawiedliwości pod nadzorem wiceministra Piebiaka miała działać grupa sędziów i polityków, którzy zajmowali się deprecjonowaniem innych sędziów m.in. zorganizowanymi akcjami w mediach społecznościowych. - Odegrał bardzo ważną rolę w nakręceniu całej afery tzw. hejterskiej, której celem od początku było zablokowanie reformy wymiary sprawiedliwości i dzisiaj jest to jeszcze bardziej oczywiste niż wtedy. Przecież ta wykreowana afera hejterska z udziałem jego i jego byłej żony pogrzebała pomysły reformowania sądownictwa. I o to według mnie chodziło - mówi dziś w rozmowie z Interią sędzia Piebiak. Przyznaje, że pytań, dotyczących działalności Szmydta jest dużo więcej. - Chętnie dowiedziałbym się, jak to się stało, że był przydzielany do takich, a nie innych spraw. Przecież nadzorował sprawy dotyczące przyznawania dostępu do tajnych materiałów, sprawy, w których stronami byli szefowie ABW czy SKW. Pytanie, czy zabiegał o to, by być w wydziale, który się takimi sprawami zajmował czy po prostu został tam skierowany. WSA w Warszawie to wielki sąd, mógł równie dobrze zajmować się podatkami czy zezwoleniami na budowę, a z jakiegoś względu właśnie takie sprawy mu powierzono - zastanawia się sędzia Łukasz Piebiak. - Oprócz orzekania w WSA miał też delegacje do NSA, więc w niektórych sprawach orzekał także w drugiej, ostatniej instancji. Pytanie, w ilu i w jakich, to też ciekawy wątek do prześledzenia. Ogólnie myślę, że taki sędzia w roli agenta był dla obcych służb bardzo cenny - dodaje. Nagła zmiana frontu - Bezcenny - nie ma wątpliwości poseł Marek Biernacki, były koordynator służb specjalnych, były szef MSWiA oraz były szef resortu sprawiedliwości, a dziś szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych. - Zna kuchnię sprawowania rządów z czasów PiS, ale też wie, jak funkcjonuje polska scena polityczna. W kwestii bezpieczeństwa miał przeogromną wiedzę, bo nie zajmował się zwykłymi sprawami. Dla każdego wywiadu to wartość bezcenna - podkreśla Biernacki. Polityk dziwi się natomiast, że taki człowiek jak Szmydt po aferze hejterskiej orzekał w tak istotnych sprawach. - Sprawa jest dziwna od samego początku. Szmydt orzekał w WSA. Dlaczego robił to wciąż po tym, jak ujawniono aferę hejterską? Sądził sprawy dotyczące służb, szeroko rozumianych. Samo to musi być wyjaśnione bardzo poważnie. Nie mówię o ostracyzmie, ale taka osoba nie dawała rękojmi, że takimi sprawami może się zajmować. A do końca zajmował się właśnie tym - przypomina Biernacki. - Pamiętajmy, że afera hejterska wstrząsnęła Polską. Jeśli później jeden z jej głównych graczy znajduje się w Mińsku, to coś tu nie gra. Jedno jest pewne: po aferze hejterskiej, po tym, jak "mała Emi" była sygnalistką, nie powinien prowadzić tego typu spraw. Dla mnie jest to całkowicie niezrozumiałe. I za to powinny odpowiedzieć określone osoby, które nie zareagowały - przekonuje polityk. Czy Szmydt spektakularną karierę w wymiarze sprawiedliwości zawdzięcza wyłącznie sobie i swoim ponadprzeciętnym umiejętnościom? W taki tok wydarzeń nie wierzy sędzia Piebiak. - Musiał mieć wsparcie, pomoc kogoś, kto ułatwiał mu karierę. Trafić z sądu w Płocku od razu do WSA i to w młodym wieku to jest duży przeskok, wielu sędziów próbuje, rzadko komu się to udaje. Ja sam przed 2015 rokiem próbowałem ponad 40 razy awansować, w tym kilka razy do tego właśnie WSA, bezskutecznie. Mówię to nie po to, żeby uprawiać martyrologię, ale by pokazać, że to nie była wcale oczywista i prosta ścieżka awansu - uważa sędzia Piebiak. Po aferze hejterskiej w resorcie sprawiedliwości, sędzia Tomasz Szmydt zmienił front i stał się bohaterem drugiej strony. W mediach był przedstawiany jako "sędzia, który przerwał zmowę milczenia" w sprawie ataku na sędziów czy nawet jako "świadek koronny". Był zapraszany przez posłów ówczesnej opozycji na posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości. Michał Szczerba dziękował mu za postawę, podkreślając, że do tego "trzeba dużej odpowiedzialności i odwagi cywilnej, obywatelskiej". Dziś wytyka to Sebastian Kaleta, były wiceminister sprawiedliwości z czasów Zbigniewa Ziobry. - Człowiek, który był bohaterem drugiej strony dziś jest przyklejany do naszego obozu. Przypomnę, że za to, że atakował Zjednoczoną Prawicę i resort sprawiedliwości osobiście dziękowali mu Arkadiusz Myrcha czy Michał Szczerba. Dwa lata temu objawił się jako skruszony sygnalista i był hołubiony przez polityków ówczesnej opozycji, bo był wygodną pałką do uderzenia w nielubiany rząd. Występy w TVN, na komisjach, wywiady itd. - wylicza. - Dziś ruszyła kolejna operacja medialna przyklejenia nam pana Szmydta, co idzie w parze z kreowaną przez rząd Donalda Tuska kłamliwą narracją dotyczącą rzekomej prorosyjskości polityków Zjednoczonej Prawicy - uważa. Tomasz Szmydt. Problem dla wszystkich partii Jak widać, dzisiaj zarówno politycy prawicy, jak i rządzącej koalicji odżegnują się od jakichkolwiek związków z Tomaszem Szmydtem. - Praktyka rządzenia w Polsce przez PiS i PO od lat polega na przyklejaniu sobie rozmaitych łatek. Dziś mamy więc przerzucanie się sędzią Szmydtem. A moim zdaniem on nie jest ani ziobrowy czy pisowski ani platformerski. To człowiek zagranicznych służb, którego zadaniem było zabetonowanie sytuacji w polskim systemie sądowniczym, by było tak, jak było. Tę misję wykonał wzorowo, więc otrzymał kolejną, tym razem za wschodnią granicą RP - podkreśla Łukasz Piebiak. Wiceszef sejmowej komisji służb specjalnych Mirosław Suchoń z Polski 2050 nie ma wątpliwości, że Szmydt przez obcy wywiad nie został wybrany przypadkowo. - To sygnał, że służby obcych państw nie śpią. Agenci mogą być poumieszczani w różnych miejscach i interesuje ich wszystko. Wpisują się w te działania polityczne partii, które w ramach swojej strategii chcą dzielić, jątrzyć, skłócać, działać destrukcyjnie na Polskę. Ten człowiek był umieszczony w konkretnym miejscu, w grupie Kasta, która miała za zadanie podważać zaufanie do systemu sądowniczego. Idealne miejsce dla agenta - uważa Suchoń. Biernacki: - Zna meandry polityki, wie, jak zapadają decyzje, wie, jak się walczy z opozycją, jak walczy się z grupami zawodowymi, jak można wpływać na to, że polska pozycja w UE słabnie. Tę wiedzę na pewno dostarczył lub dostarcza. To wiedza przeogromna. Osłabienie UE i NATO to jeden z podstawowych celów rosyjskiej polityki. Po drugie, Szmydt może wskazywać na słabe punkty w zaporze informacji niejawnych. Ma też wiedzę dotyczącą służb, która mogła wynikać z postępowań procesowych. Te informacje uzupełniają biały wywiad, a to wiedza ekskluzywna. - Uciekł do Białorusi, mając duży zasób informacji. Musimy przestać myśleć czasami Stirlitzów, Hansów Klossów czy Jamesów Bondów, gdzie jedna informacja jest superważna. Dla państwa wrogiego ważniejsze są informacje całościowe: w jaki sposób zapadają w Polsce decyzje, jak można kształtować opinię publiczną, jak można ominąć pierścień, którym jest ochrona informacji niejawnych, która przecież jest pierwszą linią obrony bezpieczeństwa państwa - dodaje były szef polskich specsłużb. Systemowa luka, którą wykorzystał Tomasz Szmydt Wszyscy nasi rozmówcy - niezależnie od politycznych barw - zwracają nam uwagę na systemową lukę, którą wykorzystał Szmydt. Otóż sędziowie są w Polsce jedną z uprzywilejowanych grup, która niejako znajduje się poza zakresem zainteresowania służb specjalnych. Innymi słowy: Szmydt, jako sędzia, mógł być spokojny, że służby same z siebie się nim nie zajmą. - Mógł znaleźć się na radarze służb wyłącznie w związku z rozpoznawaniem kogoś innego. Tylko wtedy. Bo z urzędu ABW nie ma żadnego prawa interesować się takimi osobami - przekonuje w rozmowie z Interią były oficer służb specjalnych. Oficer - podobnie jak nasi inni rozmówcy - nie chce wierzyć, by Szmydt był postacią przypadkową i na Białorusi znalazł się z dnia na dzień. - To nie jest przypadek. Decyzja mogła zostać podjęta oczywiście pod wpływem emocji w ciągu ostatnich kilku dni, ale sama sprawa nie może być nowa. Proszę zwrócić uwagę na oświadczenie majątkowe. Jest w branży od kilkunastu lat, zarabia kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, a nie ma żadnego majątku poza starszą skodą. Tak jakby od dłuższego czasu był świadomy, że z Polski będzie musiał uciekać, a z Polską nic go kompletnie nie wiąże. Nie wierzę, że po tylu latach nie mógł wykazać nawet złotówki, być może wyprowadzał ją wcześniej - uważa były oficer ABW. Biernacki: - Czy przestraszył się tym, że "mała Emi" zeznaje i będzie miała inny status? Boi się jej zeznań i konsekwencji? A może poczuł się zagrożony w swojej działalności - nazwijmy to - agenturalnej? "To akcja wyjątkowo spektakularna". Sprawa sędziego Tomasza Szmydta - To akcja wyjątkowo spektakularna. To nie jest przypadkowy człowiek. Zna działanie systemu państwa, uczestniczył w grze politycznej, a w dodatku wysłuchiwał oficerów służb podczas procesów, gdy ci mówili różne rzeczy, które on może wykorzystać. Mamy więc całą paletę spraw, które prowadził, a którą służby muszą zweryfikować. Nie przyjęli go za to, że jest piękny i bogaty, ale dlatego, że jest przydatny. Wiedza zgromadzona przez niego dotąd ma wartość, którą będzie teraz sprzedawał. A on chce być wartościowy dla służb białoruskich i rosyjskich. A to dla niego jest wymierne, bo gwarantuje mu bezpieczeństwo i pieniądze - nie ma wątpliwości były koordynator służb specjalnych. Cała sprawa jest prawdopodobnie najgłośniejszą historią szpiegowską w Polsce w ostatnich latach. Kłopot w tym, że - jak przekonywał szef BBN Jacek Siewiera w RMF - podobnych skandali możemy się jeszcze spodziewać. Mirosław Suchoń: - Jestem przekonany, że takich osób jest więcej w całej Polsce. W różnych miejscach, na różnych stanowiskach. Wszędzie tam, gdzie są informacje istotne z perspektywy innych służb, a też w takich, które na pierwszy rzut oka może nie są zbyt tajemnicze, ale pokazują, jak funkcjonuje nasze państwo. Bez paranoi, ale zwłaszcza w miejscach wrażliwych należy zwracać uwagę, co robią osoby wokół nas. Były oficer ABW, zapytany przez nas, czy przypadków takich jak Tomasz Szmydt nad Wisłą może być dużo więcej, najpierw się uśmiecha, a po chwili ciszy odpowiada: - Trzeba zakładać, że są. Kamila Baranowska, Łukasz Szpyrka--- Przeczytaj również nasze raporty specjalne: Wybory samorządowe 2024 oraz Wybory europejskie 2024 Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!