Były szef ochrony prezydenta pomógł ująć M. Wąsika i M. Kamińskiego
Jak ustaliła Interia, zanim policja zatrzymała Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego, z politykami PiS spotkali się dwaj zastępcy szefa Służby Ochrony Państwa: ppłk Bartłomiej Hebda - były szef ochrony prezydenta i ppłk Krzysztof Król. Według naszych źródeł, zbliżonych do głowy państwa, to oni pod nieobecność prezydenta, wskazali policji, w którym miejscu Pałacu Prezydenckiego znajdują się skazani politycy.
Od kilku tygodni cała Polska żyje sprawą zatrzymania dwóch, skazanych na więzienie, posłów PiS. Zanim we wtorek zostali wyprowadzeni z Pałacu Prezydenckiego przez policję, spotkali się jeszcze z prezydentem podczas uroczystości powołania nowych doradców, ok. godz. 11. Kiedy w południe Kancelaria Prezydenta RP opublikowała fotografię z ceremonii, znaczne siły policyjne pojawiły się pod siedzibą głowy państwa przy ul. Krakowskie Przedmieście w Warszawie.
Jak napisaliśmy w Interii, mundurowi sprawdzali wówczas nawet samochody należące do prezydenckich ministrów. Chodzi o Piotra Ćwika, zastępcę szefa Kancelarii Prezydenta RP oraz Ewelinę Bielińską, dyrektor generalną. Według informacji podanych przez TVN24, początkowo nie planowano zatrzymania polityków na terenie Pałacu Prezydenckiego. Zresztą wszystko działo się bardzo dynamicznie.
Zgodnie z wolą Andrzeja Dudy do prezydenckiego gmachu, po okazaniu dokumentów, policję miała wpuścić szefowa Kancelarii Prezydenta RP, Grażyna Ignaczak-Bandych. Sam prezydent miał na tyle napięty kalendarz, że nie dokończył rozmowy z Maciejem Wąsikiem i Mariuszem Kamińskim przed swoim wyjazdem do Belwederu. Potem było już za późno, bo działacze zostali wyprowadzeni z gmachu.
- Policjanci byli niegrzeczni, nie chcieli mi okazać żadnych dokumentów. Nie byłam poproszona o żadną rozmowę. Po prostu wtargnięto i aresztowano jego gości. W tym czasie prezydent rozmawiał ze Swietłaną Cichanouską i białoruskimi więźniami politycznymi - relacjonowała szefowa Kancelarii Prezydenta RP, Grażyna Ignaczak-Bandych na antenie Telewizji Republika.
Maciej Wąsik, Mariusz Kamiński. Zatrzymanie w Pałacu
Jak udało nam się dowiedzieć nieoficjalnie, zanim zatrzymano obydwu polityków PiS, w Pałacu Prezydenckim pojawili się dwaj wiceszefowie Służby Ochrony Państwa, czyli ppłk Bartłomiej Hebda - były szef ochrony prezydenta i ppłk Krzysztof Król. Mieli oznajmić personelowi, że policja chce wejść do obiektu, żeby ująć Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Poprosili też prezydenckich ministrów o spotkanie z politykami PiS. Doszło do niego w gabinecie Marcina Mastalerka, jednego z najbliższych współpracowników Andrzeja Dudy.
- Zanim Maciej Wąsik i Mariusz Kamiński udali się na spotkanie z oficerami SOP, przemieszczali się po Pałacu Prezydenckim, jako goście prezydenta. Kiedy otrzymali informację, że Hebda i Król chcą się z nimi spotkać, przyszli - dodaje nasz informator. - Po kilku minutach na miejscu pojawiła się policja - usłyszeliśmy. Było tuż po 19.
Na antenie Polsat News Marcin Mastalerek ujawnił, że po posłów, do jego gabinetu, weszło siedmiu funkcjonariuszy policji. W Pałacu Prezydenckim miało być ich łącznie kilkunastu. Chociaż, jak przyznał, nie było go na miejscu, podczas zatrzymania Mariusz Kamiński miał zostać uderzony o futrynę.
Część naszych rozmówców związanych z SOP twierdzi, że funkcjonariusze formacji działali bez odgórnego polecenia z MSWiA. Jak podał TVN24, jeszcze do godz. 15 zupełnie nie rozważano aresztowania na terenie Pałacu Prezydenckiego. Trudno zweryfikować te informacje, ale jedno jest pewne: cała akcja związana z zatrzymaniem posłów nie byłaby możliwa, gdyby nie ochroniarze głowy państwa. A przynajmniej dopóki skazani politycy przebywali na terenie Pałacu Prezydenckiego. Dlaczego?
Funkcjonariusze policji nie mogliby ująć Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego bez ścisłej współpracy ze Służbą Ochrony Państwa. Chociaż mundurowi weszli do Pałacu Prezydenckiego z dala od oczu i kamer dziennikarzy, bo od strony ul. Karowej, a nie Krakowskiego Przedmieścia, nie mogli sami poruszać się po obiekcie. Musieli im bowiem towarzyszyć funkcjonariusze SOP, którzy czuwają nad bezpieczeństwem głowy państwa. Zgodę musiał też wydać szef prezydenckiej ochrony obiektu i dowódca zmiany. W tej sytuacji ich przełożonymi byli bezpośrednio Hebda i Król.
Marcin Kierwiński, szef MSWiA przyznał później, że współpraca służb przebiegała "perfekcyjnie": - Policja wystąpiła o stosowną pomoc do SOP-u i SOP w tej operacji także uczestniczył, także z tej perspektywy SOP zachował się tak, jak należy - oświadczył polityk Platformy w rozmowie z Moniką Olejnik na antenie TVN24.
Szefowie SOP to nominaci PiS
Obecne kierownictwo Służby Ochrony Państwa to nominaci PiS. Dość powiedzieć, że Bartłomiej Hebda szefował ochronie głowy państwa, więc panowie nawiązali osobistą relację. Niektórzy z naszych rozmówców, związani ze służbą, są zdania, że funkcjonariusze chcieli się przypodobać nowej koalicji rządzącej.
- Jaworski i Hebda myślą, że kupią sobie w ten sposób przychylność nowej władzy - uważa jeden z byłych oficerów BOR. - Nie będę komentował osobistej motywacji obydwu panów, ale z punktu widzenia służby zachowali się jak państwowcy - przekazał kolejny z naszych rozmówców, który w przeszłości chronił najważniejsze osoby w kraju i poza jego granicami.
Jak słyszymy od byłych BOR-owców, służby nie są od tego, żeby zastanawiać się nad zawiłościami prawnymi dotyczącymi ułaskawienia czy wymierzenia kary politykom PiS. One mają po prostu wykonywać swoją pracę.
- SOP powinna zatrzymać panów i przekazać ich policji. Gdyby inni przestępcy pojawili się w miejscu ochranianym przez naszą formację, powinno być dokładnie tak samo. Skoro policjanci tam weszli, nasi im pomogli - tłumaczy nam emerytowany oficer SOP. - Wpuszczając na teren obiektu byli zobligowani, żeby poinformować o tym szefową Kancelarii Prezydenta RP. Niezależnie od tego czy pani minister się to podoba, czy nie, musiałaby przyjąć mundurowych - podkreśla.
Gen. Mirosław Gawor, były szef ochrony Lecha Wałęsy, który dowodził JW 1004 i Biurem Ochrony Rządu łącznie przez dekadę: - Życie wyprzedza kodyfikację, bo nawet tworząc najlepsze przepisy, nikt nie zakładał, że prezydent będzie chronił przestępców. A tak to formalnie wygląda - uważa. - Jeżeli szef MSWiA wydał polecenie, że SOP ma współpracować z policją, żeby zatrzymać tych dwóch dżentelmenów (Wąsika i Kamińskiego - red.), nie ma pola do dyskusji. Trzeba wykonać i tyle - zaznaczył.
Prezydent Andrzej Duda, jego współpracownicy oraz działacze PiS uważają, że Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik zostali skutecznie ułaskawieni w 2015 r. W ich opinii nie powinni więc odbywać kary pozbawienia wolności w związku z wyrokiem za aferę gruntową. W czwartek prezydent ogłosił, że wszczyna nową procedurę ułaskawieniową wobec skazanych polityków PiS. Czytaj więcej na ten temat.
O akcję w Pałacu Prezydenckim pytaliśmy zarówno służby prasowe policji jak i SOP. Do czasu publikacji tekstu nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi.
Jakub Szczepański