"The Washington Post": Pokój za ziemię? W Ukrainie nie chcą o tym słyszeć
Rośnie presja na Ukrainę, by zgodziła się na oddanie okupowanych terenów Rosji w zamian za pokój. Taki jest m.in. plan Donalda Trumpa, o czym mówił jego kandydat na wiceprezydenta. - Tutaj nikt by czegoś takiego nie poparł. Ta ziemia jest teraz zroszona naszą krwią - mówi Weronika, 23-letnia sanitariuszka ze Słowiańska.
- Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazet
- Hasło "pokój za ziemię" nie podoba się większości Ukraińców
- Wobec potencjalnej zmiany administracji w Białym Domu być może władze w Kijowie nie będą miały wyboru
- Dziennik "The Washington Post" sprawdził, jak na hasło oddania ziem Rosji, reagują mieszkańcy Donbasu oraz wojskowi
W miarę jak siły rosyjskie posuwają się naprzód przez Donbas, rośnie presja na Kijów, by usiadł do stołu rokowań z Rosją i zaczął rozmawiać o pokoju za ziemię.
Prezydent Wołodymyr Zełenski ma zaprezentować sojusznikom "plan zwycięstwa" w przyszłym tygodniu. Najpierw pozna go prezydent USA Joe Biden wraz z kandydatami na ten urząd: Kamalą Harris i Donaldem Trumpem. Według Zełenskiego plan pomoże zakończyć wojnę z korzyścią dla Kijowa, jednak czas jego ogłoszenia wiąże się z ostatnimi tygodniami kampanii wyborczej w USA, co może mieć znaczenie dla przywództwa USA w koalicji państw wspierających Ukrainę.
Zaledwie kilka dni temu kandydat republikanów na wiceprezydenta USA J.D. Vance przedstawił plan Donalda Trumpa na zakończenie wojny. Zakłada on oddanie Rosji części terytorium przez Ukrainę.
Jakikolwiek rodzaj porozumienia w stylu "pokój za ziemię" prawdopodobnie przypieczętowałby los pogrążonego w walkach od 2014 r. Donbasu. Sondaże pokazują jednak, że Ukraińcy nie są gotowi oddać swojej ziemi. Sprzeciw ten jest widoczny zwłaszcza u osób, które walczyły w regionie w ciągu ostatnich 10 lat.
Ukraina-Rosja: Pokój za ziemię?
- Doszłoby do zamachu stanu. Pomysł byłby promowany przez tych, którzy są bezpieczni w miastach... Tutaj nikt by czegoś takiego nie poparł. Ta ziemia jest teraz zroszona naszą krwią - mówi Weronika, 23-letnia sanitariuszka. Jako nastolatka wraz z rodziną uciekła z Doniecka do Słowiańska, gdy w 2014 r. zajęli go wspierani przez Rosję separatyści.
Badanie opinii publicznej przeprowadzone w maju przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii wykazało, że jedna trzecia Ukraińców jest obecnie gotowa pójść na ustępstwa terytorialne wobec Rosji, jeśli przyniosłoby to szybkie zakończenie wojny i zachowanie niepodległości. Jednak ponad połowa respondentów nadal odrzuca pomysł oddania choćby skrawka ziemi za cenę pokoju.
Wcześniejsze badania przeprowadzone przez think-tank Carnegie Endowment for International Peace w Waszyngtonie wykazały, że prawie połowa Ukraińców była gotowa poprzeć negocjacje z Rosją, ale liczba ta gwałtownie spadła, jeśli na stole pojawiły się ustępstwa terytorialne. Prawie dwie trzecie odrzuciło np. ugodę, która zamroziłaby "obecne linie frontu", a 86 proc. respondentów wątpiło w stwierdzenie, że Kreml nie zdecyduje się na kolejny atak nawet po podpisaniu traktatu.
I choć tylko 7 proc. respondentów stwierdziło, że przyłączyłoby się do zbrojnego protestu w przypadku ustępstw terytorialnych, procent ten jest dwukrotnie wyższy, jeśli bierze się pod uwagę aktywnych żołnierzy i weteranów - w tym tych, którzy walczyli przez ostatnią dekadę w Donbasie. Widzieli oni na własne oczy, jak siły rosyjskie zrównują z ziemią zdobyte ukraińskie miasta, a teraz nie mogą sobie wyobrazić perspektywy utraty jakiejś części terytorium na rzecz wroga.
Zełenski twierdzi, że tak się nie stanie i wielokrotnie mówił o swoim planie - nie ujawniając żadnych szczegółów. Wiadomo tylko, że ofensywa w obwodzie kurskim to pierwszy, już zrealizowany, kierunek. Realizacja wszystkich kilku punktów ma zmusić Kreml do zakończenia konfliktu.
Rozmowy pokojowe z Rosją? Kreml się nie zatrzyma
Przeciwny cesji terytorium na rzecz Rosji jest m.in. 34-letni Pasza, w przeszłości górnik z Pokrowska. Obecnie służy jako operator drona. Jego zdaniem utrata Donbasu będzie "kataklizmem". Mężczyzna wskazuje na brak gwarancji, że po porozumieniu "pokój za ziemię" wojna się zakończy. - Rosja jest krajem o imperialistycznych ambicjach. Oni się nie zatrzymają - zwraca uwagę.
Wielu ukraińskich wojskowych twierdzi, że negocjacje z Moskwą nigdy nie przynoszą dobrych rezultatów. Wcześniejsze - porozumienia mińskie w sprawie zawieszenia broni z lat 2014-2015 - Władimir Putin zerwał na dwa dni przed inwazją w 2022 r. Lojalni Ukrainie mieszkańcy Donbasu uważają, że jakikolwiek kompromis za cenę oddania ziem dałby Moskwie czas na odbudowanie potencjału militarnego przed kolejną inwazją.
Podobnie uważa 38-letnia Natalia Bredowa ze Słowiańska. Kobieta zbyt dobrze zna koszty wojny. Jej 20-letni syn, Wołodymyr, zginął w walkach w Awdijiwce w marcu. Jej mąż również służy w armii.
- Zbyt wielu ludzi zginęło - jest już za późno, by mówić o negocjacjach. Oni są światłem naszego narodu. Musimy dalej walczyć - twierdzi. I dodaje, że nigdy nie żyłaby pod rosyjską okupacją, nawet gdyby "zaoferowano jej mnóstwo złota".
Mieszkańcy Donbasu: Rosja już tutaj jest
Ale dla wielu Ukraińców z Donbasu - dużego zagłębia węglowego, niegdyś klejnotu w koronie przemysłu ZSRR - groźba rosyjskiej okupacji jest faktem od lat. Witalij Barabasz jest szefem administracji wojskowej Awdijiwki. Walczy z Rosją od 2014 r. Awdijiwka została ostatecznie zdobyta przez Rosję zimą po prawie dekadzie walk.
Spotykamy Barabasza w obskurnym biurze w Pokrowsku. Właśnie pracował nad realizacją swoich zadań. To m.in. pomoc mieszkańcom w ubieganiu się o odszkodowanie za utracone domy oraz koordynacja centrum dla uchodźców z Awdijiwki w Dnieprze.
Jedną ze ścian pomieszczenia zdobią flagi Donbasu i Awdijiwki. Ta druga przedstawia postrzępiony czerwony płomień na zielonym tle. Symbolizuje płomień, który niegdyś płonął nad ogromną fabryką stali w mieście. - Jestem w wojsku od 2014 r., więc wiem, jak to jest stracić terytorium. To było jak utrata kończyny - opowiada.
Po zajęciu miasta przez Rosjan Barabasz potrzebował odciąć się na kilka dni od wszystkiego. - Musiałem być sam... Nawet moi krewni wiedzieli, że nie powinni się do mnie odzywać. Byłem w naprawdę złym stanie psychicznym - przyznaje. Aby poradzić sobie ze stresem, lubi chodzić na strzelnicę lub jeździć motocyklem po Dnieprze.
Mężczyzna nie wierzy, że Zełenski podpisałby porozumienie pokojowe, które "oddałoby" Rosji Donbas. Jego zdaniem już rozmowy z Moskwą byłyby "głupim posunięciem". - Większość ma nadzieję, że wrócimy do Awdijiwki. Ludzie są gotowi mieszkać w namiotach, by w przyszłości odbudować to miasto - podkreśla.
Pełnoskalowa inwazja na Ukrainę. "Maski opadły"
Władimir Putin od dawna twierdził, że jednym z jego uzasadnień dla wojny na Ukrainie była obrona rosyjskojęzycznej ludności wschodniej Ukrainy przed tym, co - fałszywie - przedstawiał jako zagrożenie ludobójstwem. Rosyjscy żołnierze, z którymi rozmawiali dziennikarze "The Washington Post" w Rosji, wymieniali to jako kluczowy powód, dla którego uważali, że wojna musi być kontynuowana.
Rzeczywiście, prorosyjskie nastroje i nostalgia za sowiecką przeszłością były historycznie znacznie wyższe na wschodzie niż w innych częściach Ukrainy. Jednak w Donbasie jest wielu rosyjskojęzycznych Ukraińców, którzy chcą, by pozostał on ukraiński - zwłaszcza od czasu pełnoskalowej inwazji w 2022 r.
Od czasu rozpoczęcia konfliktu w 2014 r. życie straciły tysiące ludzi, zniszczono wiele domostw, a to wszystko w imię polityki Kremla o "obronie rosyjskojęzycznych mieszkańców". Gdy rosyjskie wojska ruszyły na zachód, mieszkańcy Donbasu zostali zmuszeni do opuszczenia pełnych wspomnień rodzinnych domów i obserwowania, jak ich miasta i wsie są bombardowane.
Inni, po miesiącach lub latach życia jako uchodźcy, zatęsknili za swoimi domami, wspomnieniem niekończących się pól słoneczników, charakterystycznymi hałdami żużlu na horyzoncie. Wrócili i nauczyli się żyć kilka kilometrów od linii frontu pod ciągłym zagrożeniem rosyjskimi atakami rakietowymi. Teraz wielu z nich ponownie pakuje walizki. Są gotowi do wyjazdu, jeśli wojska rosyjskie się zbliżą.
- Wraz z pełnoskalową wojną maski opadły. Wszystko stało się jasne i wyraziste - mówi 35-letni Jegor Firsow. Ten prawnik z zawodu przed inwazją reprezentował Donieck w ukraińskim parlamencie, a obecnie służy jako sanitariusz w miejscowości Nju-Jork na linii frontu.
Rosja podsyca podziały na wschodzie
Z Firsowem rozmawialiśmy latem w Pokrowsku. Mężczyzna pamięta Donieck sprzed okupacji jako zamożne, kosmopolityczne miejsce: miasto, które kiedyś było świadkiem występu Beyoncé na Donbas Arena oraz gościło uczestników Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2012 r., gdy setki tysięcy Ukraińców w narodowych barwach kibicowało swoim zawodnikom. Ale, jak mówi teraz, Donieck stał się "niebezpiecznym, surowym, często dzikim" miejscem.
Ludzie coraz bardziej czuli, że Kijów ignoruje region i ich skargi. W miarę jak lokalni oligarchowie zdobywali coraz większą władzę, polityczny pluralizm miasta zanikał, a Donieck stopniowo stawał się coraz bardziej przychylny Moskwie.
- Donieck to wielkie pieniądze, przedsiębiorstwa i fabryki pozostałe po Związku Radzieckim - wskazuje Firsow. - Aby utrzymać władzę, ówczesna elita podążyła określoną ścieżką... a mieszkańcy Donbasu w tamtym czasie poparli kurs - analizuje.
Firsow jest dobrze zaznajomiony z efektami rosyjskiej propagandy. Stał na czele proeuropejskich protestów w mieście w 2014 r. Rosyjska telewizja państwowa przez dekadę wmawiała mieszkańcom Donbasu, że Kijów bombarduje ich domy, a ówczesny prezydent Ukrainy Petro Poroszenko ponosi winę za konflikt.
Ale kiedy rozpoczęła się inwazja - mówi nasz rozmówca - tysiące osób dołączyły do służby w Brygadzie Obrony Terytorialnej obwodu donieckiego. - Było jasne, że wrogiem jest Rosja, to ona jest agresorem, niszczy nas i nasze domy - podkreśla.
Donbas częścią Ukrainy
Jeśli niektórzy Ukraińcy uważali kiedyś, że Donbas jest oddzielną częścią kraju, której można się pozbyć, to wydaje się, że wybuch pełnoskalowej wojny odmienił ten sposób patrzenia raz na zawsze, nawet na zachodzie.
W 2014 r. niektórzy uchodźcy z Donbasu czuli się marginalizowani w innych częściach kraju. Traktowano ich tak, jakby byli źródłem niestabilności Ukrainy i przynosili tylko kłopoty. Teraz, gdy utrata domu i uchodźcze życie stały się wspólnym doświadczeniem dla wielu osób, mieszkańcy Donbasu twierdzą, że mogą liczyć na większą empatię. Wielu z nich coraz częściej posługuje się językiem ukraińskim.
- W 2014 r. była to wojna w Donbasie, teraz to wojna w Ukrainie - podkreśla Firsow. - Jeśli wcześniej toczyła się dyskusja, czy potrzebujemy Donbasu, czy możemy go oddać, to obecnie została ucięta. To wszystko są nasze terytoria - domagamy się zwrotu ich wszystkich - dodaje.
Z kolei żołnierze z innych części kraju, którzy nigdy wcześniej nie byli we wschodniej Ukrainie, przesiedlili się do tego regionu. Niektórzy wzięli ślub i założyli rodziny. Kilku z nich spotkaliśmy m.in. w Słowiańsku. Nad brzegiem jeziora Mykoła i Artem, dwaj wojskowi z północy Ukrainy, cieszyli się godziną wytchnienia w lecie, czekając na rozkazy od dowódcy.
Przybyli do Donbasu miesiąc wcześniej - po raz pierwszy w życiu. - Przyjazd tutaj wiąże się z wieloma emocjami, biorąc pod uwagę jego historię - przyznaje Artem. - Ale nie można pokroić kraju jak kawałek tortu. To w dużej mierze część Ukrainy: ta sama przyroda, te same drzewa, to samo słońce... - dodaje.
---
---
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
---
Artykuł przetłumaczony z "The Washington Post". Autorzy: Francesca Ebel, Serhij Korolczuk
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji.
Więcej tekstów "Washington Post" możesz znaleźć w płatnej subskrypcji.
---