"The Economist": Ukraina w defensywie. Militarnie, gospodarczo i dyplomatycznie
Rosja mozolnie zdobywa kolejne przyczółki, a sojusznicy Ukrainy są coraz bardziej zmęczeni wojną. Kijów wciąż liczy na załamanie rosyjskiej gospodarki, ale może się okazać, że to oni jako pierwsi osiągną punkt krytyczny.
- Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazet
- Wojna na wyniszczenie jest nie do utrzymania. Mimo ogromnej liczby rannych i zabitych po stronie Rosji ma ona przewagę ludnościową - zauważa brytyjski tygodnik "The Economist"
- Ukraina ma wiele problemów poza polem bitwy. Chodzi m.in. o stan sieci energetycznych przed zbliżającą się zimą
- Najbliższe tygodnie będą kluczowe dla Ukrainy i Wołodymyra Zełenskiego - podkreśla "The Economist"
- Rosję trzeba zmusić do pokoju - powiedział na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ prezydent Ukrainy. Wołodymyr Zełenski był przez kilka dni w USA, rozmawiając z możnymi tego świata i opowiadając o swoim "planie zwycięstwa". Ma on zakończyć trwającą dwa i pół roku wojnę z Rosją.
Zełenski jak zwykle poprosił o większe wsparcie wojskowe, finansowe i dyplomatyczne, by pomóc stawić czoła nieustannym atakom Rosji. I rzeczywiście prezydent Joe Biden ogłosił nową dostawę broni dla Ukrainy.
Ale Donald Trump jest znacznie mniej przychylny Kijowowi. Dlatego Zełenski obawia się, że to jego kraj, a nie Rosja, może zostać zmuszona do zawarcia pokoju na niekorzystnych warunkach. I to w sytuacji, gdy jego armia stopniowo traci grunt pod nogami, entuzjazm narodu dla wojny słabnie, a poparcie Zachodu jest wątpliwe. Prezydent Ukrainy jest w coraz trudniejszej sytuacji.
Zły czas dla Ukrainy na froncie
Odkąd Ukraina odzyskała Chersoń pod koniec 2022 r., nie poczyniła prawie żadnych postępów w odpieraniu rosyjskiej inwazji. Szeroko zapowiadana ofensywa latem 2023 r. przyniosła jedynie niewielkie fragmenty terytorium zajmowanego przez okupanta.
Od tego czasu większość zmian na linii frontu była raczej na korzyść wojsk Władimira Putina. W lutym Rosja zdobyła Awdijiwkę w obwodzie donieckim. W ostatnich miesiącach zbliżyła się do kilku kolejnych ukraińskich twierdz w Doniecku, w tym do Pokrowska i Wuhłedaru.
Teoretycznie Ukraina pozostaje zdeterminowana, by odzyskać całe utracone terytorium, przywracając granice, które odziedziczyła po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 r. Oznaczałoby to odzyskanie nie tylko okupowanych przez Rosję części obwodów donieckiego, chersońskiego, ługańskiego i zaporoskiego, ale także Krymu, zajętego w 2014 r.
Jest to jednak poza zasięgiem militarnym. W praktyce wojna stała się konfliktem na wyniszczenie, a obie strony mają nadzieję, że uda im się przetrzymać drugą stronę lub przynajmniej odeprzeć ją na tyle długo, by uniknąć zawarcia niekorzystnego porozumienia pokojowego pod przymusem.
Rozmowy o zakończeniu wojny są na razie czysto fikcyjne. Władimir Putin nie wykazał szczerego zainteresowania rokowaniami. Z kolei w 2022 r. Zełenski podpisał dekret zakazujący ukraińskim urzędnikom negocjacji z Rosją, dopóki Putin pozostaje u władzy.
Wichry wojny i złudzenia Zełenskiego
Ukraiński przywódca nadal wypowiada się tak, jakby całkowite zwycięstwo na polu bitwy pozostawało w zasięgu ręki, choć wspomniał również o "pragnieniu dialogu". Nadzieja Ukrainy wydaje się polegać na tym, że napływ nowych rekrutów, stałe dostawy zachodniej broni i sprytne wykorzystanie siły ognia mogą powstrzymać armię Putina.
Celem Kijowa jest zmuszenie kremlowskiego przywódcy do poniesienia politycznych kosztów mobilizacji większej liczby rezerwistów i dalszego nadwyrężania gospodarki, a tym samym skłonienie go do zawarcia porozumienia na warunkach Ukrainy. Może się jednak okazać, że to ukraińska armia, gospodarka i społeczeństwo jako pierwsze osiągną punkt krytyczny.
Postępy Rosji wiążą się z przerażającymi kosztami. Wołodymyr Horbatiuk, zastępca szefa Sztabu Generalnego twierdzi, że Rosja traci ostatnio sześciu żołnierzy na jednego ukraińskiego. - Oni naprawdę pchają wszystkich do młyna: kierowców, kucharzy, budowniczych - powtarza inny wysoki rangą żołnierz. Z kolei anonimowy amerykański urzędnik twierdzi, że od początku wojny zginęło 100 tys. Rosjan, a 430 tys. zostało rannych.
Tempo rosyjskich zdobyczy, i tak już bardzo powolne, ostatnio jeszcze się zmniejszyło. Możliwe, że Pokrowsk utrzyma się jeszcze przez kilka miesięcy, a obawy państw Zachodu przed upadkiem Ukrainy i szybkim rosyjskim natarciem na duże miasta, jak Dniepr i Odessa, ustąpią, pod warunkiem, że USA nie odetnie nagle dopływu broni.
Przewagi Rosji nad Ukrainą
Równowaga sił faworyzuje jednak Rosję. Jeśli wojska Putina ostatecznie zajmą Pokrowsk, co prawdopodobnie ostatecznie nastąpi, będzie to sprzyjało dalszym rosyjskim postępom.
Rosja nadal posiada ogromną przewagę w sile ognia, nawet po tym, jak Ukraina otrzymała duży napływ amerykańskiej broni na początku tego roku. Rosyjska artyleria rządzi na linii frontu, wystrzeliwując w niektórych miejscach nawet 10 pocisków na jeden ukraiński. Rosja ma również przewagę dzięki bombom szybującym, kierowanej amunicji o wadze 500 kg, 1,5 tony lub 3 tony, która może spłaszczyć pozycje obronne i zabić wielu ukraińskich żołnierzy.
I nawet jeśli ukraińskich ofiar jest mniej w liczbach bezwzględnych niż rosyjskich (ale prawdopodobnie nie tak mało, jak twierdzi Horbatiuk), Ukrainie trudniej jest je zastąpić.
Kijów ma mniej żołnierzy na froncie: 450 tys. do 540 tys. I podczas gdy większość rosyjskich żołnierzy zgłosiła się na front dobrowolnie w zamian za spore wynagrodzenie, Ukraina w coraz większym stopniu polega na poborze.
Oficerowie narzekają, że wielu powołanych do służby nie nadaje się do walki: są zbyt starzy, chorzy, nadużywają alkoholu. Brakuje jasnej drogi opuszczenia armii, co sprawia, że mobilizacja wydaje się być biletem w jedną stronę do kostnicy.
Jednocześnie władze ścigają wielu dezerterów, ale nie wzbudzają takiego strachu jak reżim Putina. Według badania opinii publicznej mniej niż 30 proc. Ukraińców uważa unikanie poboru za haniebny czyn.
Skutki ofensywy w obwodzie kurskim
Problemy zostały w pewnym stopniu zaostrzone przez wtargnięcie Ukrainy do obwodu kurskiego w Rosji. Chociaż ofensywa potwierdziła zdolność Kijowa do przejęcia inicjatywy, przechytrzenia wroga, a nawet zawstydzenia Putina, jednocześnie wydłużyła linię frontu i rozciągnęła ukraińskie linie zaopatrzenia.
Manewr nie skłonił Rosji do spowolnienia ofensywy w Doniecku, na co liczono, choć część sił rosyjskich została skierowana do obrony Kurska. Ofensywa zmniejszyła także zasoby dostępne do obrony Pokrowska: Ołeksandr, oficer stacjonujący w pobliżu miasta, mówi, że jego jednostka otrzymała mniejsze wsparcie lotnicze od czasu rozpoczęcia inwazji na terytorium wroga.
Ustabilizowanie linii frontu będzie wymagało większej siły ognia. Ukraińscy urzędnicy wyższego szczebla twierdzą, że ich siły potrzebują wielowarstwowej obrony, w tym artylerii, pocisków rakietowych, samolotów bojowych i dronów, by zmusić rosyjskie wojska do opuszczenia linii frontu, a tym samym uniemożliwić dalsze postępy.
Dlatego Ukraina prosi o pozwolenie na użycie potężnych zachodnich rakiet do atakowania celów wojskowych w głębi Rosji: baz lotniczych, fabryk i obiektów infrastruktury. Trzy zuchwałe ataki ukraińskich dronów i pocisków rakietowych w ostatnich tygodniach - jeden z 18 września na skład broni w mieście Toropiec w obwodzie twerskim na zachodzie kraju, a dwa kolejne kilka dni później na magazyny w Krasnodarze - posłużyły jako mocna ilustracja tego, co obecnie jest możliwe dla Kijowa.
Wielkie obawy w USA
Amerykańscy urzędnicy obawiają się jednak, że użycie zachodniej broni w głębi Rosji może skłonić Kreml do odwetu, uprzykrzając życie krajom zachodnim w inny sposób, np. poprzez uzbrojenie rebeliantów Huti w Jemenie.
Zresztą Amerykanie argumentują, że nie mają wystarczającej liczby dostępnych pocisków, by zrobić dużą różnicę na froncie. Zamiast tego koncentrują się na budowaniu ukraińskiego przemysłu obronnego, zwłaszcza zdolności do produkcji dronów.
Ukraina odniosła wielki sukces dzięki śmiałym atakom bezzałogowców, które nie tylko uderzyły w rosyjskie cele wojskowe, ale pomogły wyprzeć rosyjską flotę z Morza Czarnego. Według doradcy Zełenskiego Ołeksandra Kamyszina produkcja broni w Ukrainie z roku na rok wzrasta mniej więcej trzykrotnie.
Głównym problemem nie jest jednak zdolność produkcyjna a pieniądze. Ukraiński rząd nie ma środków na zakupy u lokalnych producentów broni. W niektórych przypadkach portfele zamówień są zapełnione w mniej niż połowie. Ukraina mogłaby produkować ponad 3 mln dronów krótkiego zasięgu rocznie, ale armia była w stanie zakontraktować jedynie 1,5 mln sztuk.
Rosja zwiększa moce produkcyjne
Ołeksandr Kamyszin chce sfinansować krajowe zakupy broni poprzez zniesienie kontroli eksportu i sprzedaż broni za granicą. Zachęca również zachodnich sojuszników do płacenia za broń produkowaną w Ukrainie. I tak np. duński rząd kupił w ten sposób 18 samobieżnych armatohaubic Bohdan dla Ukrainy.
Ale i Rosja zwiększa możliwości produkcyjne. Putin zobowiązał się do 10-krotnego zwiększenia produkcji dronów w tym roku. Produkcja bomb szybujących i pocisków Iskander wzrosła siedmiokrotnie od końca 2022 r. Moskwa była w stanie kupić duże partie amunicji i pocisków od Korei Północnej oraz dronów i pocisków od Iranu.
Broń ta pozwoliła między innymi na przeprowadzenie dziewięciu fal ataków od marca do sierpnia na ukraińskie elektrownie i sieć energetyczną. Według niedawnego raportu ONZ Rosja uderzyła w cele w niemal każdym obwodzie, znajdującym się pod kontrolą Ukrainy. W ten sposób trafiono około 80 proc. ukraińskich elektrowni węglowych i gazowych.
Wiele z uszkodzonych obiektów ponownie funkcjonuje, ale pozostają podatne na przyszłe bombardowania. Bo wprawdzie obrona przeciwlotnicza uległa poprawie, ale ataki wroga stały się bardziej wyrafinowane, wykorzystując flary, wabiki i inne sztuczki, by przechytrzyć baterie antyrakietowe. 26 sierpnia Rosja zaatakowała okablowanie łączące trzy ukraińskie elektrownie jądrowe z siecią. Nad krajem zawisło widmo odcięcia ponad połowy dostaw energii w ciągu jednego dnia.
Ukraina zamarznie?
Zełenski argumentował w ONZ, że zamiarem Kremla jest zmuszenie Kijowa do poddania się, ponieważ znaczna część ukraińskiego systemu cieplnego zależy od dostaw energii. Już teraz brakuje jej w systemie, a deficyt będzie się pogłębiał w miarę spadku temperatur oraz kolejnych rosyjskich ataków na infrastrukturę.
Istnieją obawy, że przerwy w dostawach prądu mogą potrwać nawet 12 godzin. W najgorszym przypadku rury mogą zamarznąć i pęknąć, wyłączając systemy grzewcze nawet po przywróceniu zasilania. Dlatego oddziały techników stacjonują w pobliżu ważnych węzłów sieci, uzbrojone w części zamienne, gotowe do szybkich napraw.
Zagrożeni imają się wszelkich sposób na przetrwanie. Zbudowano betonowe pancerze w celu ochrony elektrowni. A w miastach w pobliżu linii frontu, np. w Charkowie, rozmieszczane są małe, mobilne jednostki wytwórcze, by zmniejszyć ryzyko katastrofalnej awarii zasilania.
Aby poradzić sobie z przerwami w dostawach energii, duże przedsiębiorstwa przemysłowe, jak huty stali, inwestują we własne turbiny gazowe. Prezes ukraińskiego banku centralnego twierdzi, że jego firma również instaluje własne moce wytwórcze. Nawet małe firmy kupiły generatory lub opracowały inne plany awaryjne. - To będzie bardzo trudna zima, ale jestem przekonany, że unikniemy katastrofy - mówi Ołeksandr Łytwynenko, szef ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Ukraina. Różnice między pokoleniami
Na pierwszy rzut oka większość Ukraińców jest równie pewna siebie, co bojowa. Prawie trzy czwarte ankietowanych uważa, że zwycięstwo militarne jest nadal możliwe. Tylko 9 proc. twierdzi, że zaakceptowałoby zakończenie walk, które po prostu utrwaliłoby obecne linie frontu bez żadnych innych ustępstw.
Liczby te ukrywają jednak rosnący podział pokoleniowy. Osoby starsze niż 60 lat, które nie ryzykują poboru do wojska, inaczej patrzą na wojnę niż młodzi: 54 proc. z nich uważa, że Ukraina wygrywa, w porównaniu do 31 proc. osób w wieku od 18 do 25 lat. Z tego samego powodu 60 proc. osób starszych twierdzi, że Ukraina musi kontynuować walkę, dopóki całe jej terytorium nie zostanie wyzwolone. Podobnie myśli 40 proc. osób w wieku od 18 do 25 lat.
Tymczasem liczba Ukraińców, którzy twierdzą, że byliby skłonni oddać terytorium Rosji pod pewnymi warunkami, stale rośnie. Odsetek chętnych do zaakceptowania obecnej linii frontu wzrasta do 38 proc., gdyby Ukraina została przyjęta do Unii Europejskiej i otrzymała fundusze na odbudowę.
Gdyby Ukraina została również przyjęta do NATO, 47 proc. byłoby skłonnych zaakceptować obecną linię frontu. Natomiast 57 proc. byłoby gotowych zawrzeć pokój, gdyby Ukraina odzyskała kontrolę nad okupowanymi częściami obwodów zaporoskiego i chersońskiego, jednocześnie oddając kontrolę nad Krymem, Donieckiem i Ługańskiem.
Wojna widziana z dużych miast może wyglądać inaczej niż na wschodzie kraju, jak w Odessie, gdzie restauracje na świeżym powietrzu są pełne, a ludzie robiący sobie selfie szczelnie wypełniają nadmorską promenadę. A przecież 77 proc. mieszkańców kraju twierdzi, że stracili przyjaciela lub znajomego na wojnie, a 22 proc. straciło krewnego. Dlatego oczekiwania co do tego, jak długo potrwa wojna, rosną.
Spada zaufanie do rządzących
Inne zmartwienie to gospodarka. Chociaż ustabilizowała się, a nawet rośnie, pozostaje znacznie mniejsza niż przed wojną. Około 6,5 mln osób, czyli prawie jedna piąta populacji, uciekło z kraju. Ponad 60 proc. z tych, którzy pozostali, mówi ankieterom, że ich dochody spadły i walczą o przetrwanie.
Rządowi jest jeszcze trudniej. Przewiduje się, że jego dochody ledwo pokryją połowę wydatków w 2025 r. Kijów potrzebuje dotacji lub pożyczek, by pokryć pozostałe około 38 mld dolarów. Chociaż sojusznicy, w tym USA i kraje UE, zgodziły się sfinansować deficyt z dochodów z zamrożonych rosyjskich aktywów, proces ten potrzebuje czasu ze względu na biurokrację i pozostawia Ukrainę zakładnikiem kaprysów dobroczyńców.
Wszystko to podsyca rozgoryczenie wojną. - Zachód, a w szczególności Stany Zjednoczone, ponoszą jednoznaczną odpowiedzialność za śmierć Ukraińców - mówi Jurij Fedorenko. Mężczyzna dowodzi jednostką dronów. - Rosja zabija nas otwarcie. Zachód, ze swoją bezradną i bezsilną reakcją, daje na to ciche przyzwolenie - dodaje.
Inny kłopot to zaufanie dla rządzących. Poparcie Ukraińców dla Zełenskiego spadło z 80 proc. w maju 2023 r. do 45 proc. obecnie - wynika z badania amerykańskiego National Democratic Institute.
Zaufanie do rządu jest jeszcze niższe. Mimo że wszystkie duże partie polityczne zgodziły się w ubiegłym roku odroczyć wybory do końca wojny, mówi się, że Zełenski rozważa głosowanie na prezydenta w 2025 r., by wzmocnić swoją władzę.
- Proces polityczny się rozpoczął - mówi weteranka ukraińskiej polityki Julia Tymoszenko. Toczy się wiele debat na temat potencjalnych rywali Zełenskiego. Pojawia się nazwisko byłego głównodowodzącego ukraińskiej armii - generała Wałerija Załużnego. Sondaże sugerują, że Ukraińcom podoba się pomysł byłego żołnierza w roli głowy państwa. - Kraj jest pełen oczekiwań wobec nowych liderów politycznych - mówi dziennikarka Julia Mostowaja.
Wstrzymać oddech
To właśnie na tym mało obiecującym tle Zełenski udał się do USA w poszukiwaniu dalszego wsparcia. Doradcy Bidena, choć skłonni do narzekania na niekończące się żądania Ukrainy, starają się pomóc jak najwięcej w ciągu czterech pozostałych miesięcy jego prezydentury. Stąd nowy pakiet ogłoszony przez gospodarza Białego Domu.
Administracja Bidena usiłuje także przyspieszyć sprawę pożyczek dla Ukrainy finansowanych przez zamrożone rosyjskie aktywa. Niektórzy wyrażają nawet nadzieję, że Kongres może zostać przekonany do zatwierdzenia większej pomocy między wyborami w listopadzie a inauguracją nowego prezydenta w styczniu.
Jeśli nowym prezydentem zostanie kandydatka demokratów Kamala Harris, Ukraina spodziewa się zasadniczo podobnego podejścia, co w przypadku obecnej administracji. Ale jeśli wygra Trump, perspektywy są znacznie mniej przewidywalne.
Jego obóz obejmuje zarówno proukraińsko nastawionych polityków, jak Mike Pompeo, który pełnił funkcję sekretarza stanu za pierwszej kadencji Trumpa, jak i ludzi, których uszczęśliwi zwycięstwo Rosji, jak kandydat na wiceprezydenta J.D. Vance. Tuż przed inwazją w 2022 r. powiedział: - Tak naprawdę nie obchodzi mnie, co stanie się z Ukrainą.
Najnowsza retoryka Trumpa dotycząca wojny nie jest uspokajająca. W ostatnim czasie zażartował, że Zełenski jest "największym sprzedawcą w historii", ponieważ odchodzi ze 100 miliardami dolarów za każdym razem, gdy przyjeżdża do Ameryki. Republikanin sugerował, że Rosja ma tendencję do wygrywania wojen i narzekał, że Biden nie bierze pod uwagę takiej możliwości.
Podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ Zełenski mówił o niebezpieczeństwach związanych z ugłaskiwaniem mocarstw, jak Rosja, oraz o niesprawiedliwych próbach narzucenia Ukrainie nierównego pokoju. Nie sprecyzował jednak, jaki mógłby być akceptowalny koniec wojny bez całkowitego zwycięstwa. A w obecnej sytuacji w Ukrainie całkowite zwycięstwo nie wydaje się być realną opcją.
-----
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
-----
Tekst przetłumaczony z "The Economist"© The Economist Newspaper Limited, London, 2024
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
-----