"The Economist": Plaga dziecinnych dorosłych. Wszystko przez kulturę Zachodu?
Nie chcą dorosnąć, nie stronią od zabawek, uwielbiają przebierać się za ulubione postaci z bajek i komiksów. Kim są? To tzw. kidults. Młodzi dorośli są dziś mniej dojrzali niż poprzednie pokolenia, a winę za to ponosi zachodnia kultura - twierdzi Keith Hayward, kryminolog i jednocześnie badacz zdziecinnienia.
- Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazet
- "The Economist" przygląda się tzw. kidults, którzy od kilku lat podbijają świat Zachodu
- Ich postawa ma daleko idące konsekwencje dla zachodnich społeczeństw
- Keith Hayward, autor książki "Infantilised: How Our Culture Killed Adulthood", uważa, że popkultura infantylizuje ludzi, a współczesne kino celebruje niedojrzałość
Scena z biura. Szef poprawia młodszą pracownicę. - W słowie "chomik" (ang. hamster - przyp. red.) nie ma literki B - mówi. - Ale ja tak wymawiam - sprzeciwiła się 20-latka. Szef zasugerował, by sprawdziła w słowniku. Pracownica zadzwoniła do matki, przełączyła ją na tryb głośnomówiący i ze łzami w oczach nalegała, by powiedziała szefowi, że jest niemiły.
Kidults. Dorośli wracają do zabaw z przeszłości. I świetnie się bawią
To niezwykle frapująca sytuacja. Wygląda na to, że zapłakana 20-latka wpoiła sobie pojęcie "mojej prawdy", mającej na celu racjonalizację przekonań mówiącego i ochronę ich przed krytyką opartą na faktach. Można powiedzieć, że 1+1=2, ale zgodnie z "moja prawdą" wynik może wynosić 3. Postmoderniści uważają ten sposób myślenia za wyrafinowany. Jednak Keith Hayward nazywa go dziecinnym. I ma rację.
Hayward, kryminolog z Uniwersytetu Kopenhaskiego, idzie znacznie dalej. W wydanej przed wakacjami książce pt. "Infantilised. How Our Culture Killed Adulthood" (z ang. Zdziecinnienie. W jaki sposób nasza kultura zabiła dorosłość) twierdzi, że młodzi ludzie są dziś mniej dojrzali niż poprzednie pokolenia, a winę za to ponosi zachodnia kultura.
Autor podaje wiele przykładów tzw. kidultingu - osób definiowanych jako grupa dorosłych, która uwielbia powrót do dzieciństwa - by wzmocnić swoją tezę. I według Haywarda mamy w ostatnich latach do czynienia z trendem, w którym dorośli z lubością odtwarzają zabawy z czasów, gdy mogli się beztrosko bawić, przebierając się np. za kucyki Pony, odwiedzając parki rozrywki, oddając się np. walce na poduszki czy kontynuując długie zabawy w nocnych klubach.
Przez wiele lat jako wykładowca Hayward zauważył z niepokojem, że jego 18-letni studenci "przypominali mniej dojrzałych nastolatków u progu dorosłości, a bardziej przestraszonych uczniów dryfujących w obcym świecie dorosłych".
Młodzi dorośli wolą być traktowani jak dzieci
Jeden ze studentów przyszedł na zajęcia ubrany w piżamę. Stwierdził, że było zimno i chciał poczuć się komfortowo. Hayward zapytał, czy student nie miał poczucia infantylizmu. - Nie, chcę być traktowany jak dziecko - padła odpowiedź. - Dorosłość jest trudna - dodał.
Hayward zaprezentował w książce cały wachlarz solidnych dowodów na poparcie swojej tezy. Z pewnością będą one znane wielu czytelnikom. Otóż w bogatych krajach nastąpił dramatyczny spadek odsetka osób, które w wieku 30 lat osiągnęły tradycyjne wyznaczniki dorosłości: opuszczenie domu, uzyskanie niezależności finansowej, zawarcie małżeństwa, posiadanie dziecka.
W Wielkiej Brytanii mediana wieku dla pierwszego małżeństwa, wynosząca 33 lata dla mężczyzn i 31 lat dla kobiet, jest o dekadę wyższa niż na początku lat 60. XX w. W 2016 r. w badaniu Pew Research Center okazało się, że po raz pierwszy od 130 lat amerykańscy 18-34-latkowie częściej mieszkali z rodzicami niż z partnerem w osobnym mieszkaniu.
Hayward uważa, że popkultura infantylizuje ludzi, a współczesne kino celebruje niedojrzałość. I jako przykład wskazuje niereformowalnych zdziecinniałych mężczyzn z filmów, jak "Szkoła rocka" czy "Ted" - w drugim z nich bohaterem jest pluszowy miś pijący piwo - po niekończące się remake'i "Batmana" i "Spider-Mana". Wizyta w kinie w dzisiejszych czasach przypomina bardziej wycieczkę do sklepu z zabawkami - pisze Hayward.
Programy typu reality show wzmacniają zdziecinnienie
Hayward przekonuje, że programy typu reality show normalizują infantylizm, sprawiając, że "40- i 50-letni celebryci przebierają się za samochody-zabawki, misie dla dzieci i dinozaury". I jak dodaje, wiele współczesnych reklam to w rzeczywistości "atak na dojrzałą dorosłość".
Przykłady można mnożyć. Milky Bar Kid - postać kilkuletniego chłopca z kultowych reklam barów mlecznych w Wielkiej Brytanii - został odegrany w kolejnych latach przez aktorów w każdym już chyba wieku. Z kolei w kampanii reklamowej wody Evian pt. "Żyj młodo" skorzystano z triku, w którym bobasy... udają dorosłych.
Hayward podkreśla, że nie bez winy jest system edukacji. Uczniowie są chronieni przed potencjalnie wrażliwymi kwestiami. I tak np. Uniwersytet w Aberdeen w Szkocji ostrzegł przed "Piotrusiem Panem", wskazując, że studenci mogą uznać "dziwne perspektywy dotyczące płci" w książce za "emocjonalnie trudne".
Hayward zwraca uwagę, że dzieciom w wieku szkolnym mówi się rzeczy, które są ewidentnie nieprawdziwe, jak oklepane "możesz być kimkolwiek chcesz". A historia, socjologia i filozofia są skompresowane do bajeczki z morałem o uprzywilejowanych i uciskanych. Autor dodaje, że szkoły i uniwersytety kiedyś nauczyły niezbyt kontrowersyjnej idei, że uczniowie będą musieli dostosować swoje zachowanie do świata, jeśli mają w nim skutecznie funkcjonować. Teraz już się tego nie mówi.
Keith Hayward: Ostra krytyka liberalizmu
Wreszcie Hayward gani liberalnych komentatorów. Z jednej strony, aktywistka klimatyczna Greta Thunberg została uznana za "wszechwiedzącego mędrca", mimo że nie posiadała "żadnej wiedzy naukowej" i nie powiedziała "nic oryginalnego na temat kwestii klimatycznych". Autor podkreśla, że jest to dowód na odwrócenie ról, a młodym ludziom coraz częściej przypisuje się intelektualną powagę i autorytet kulturowy do edukowania dorosłych.
Z drugiej strony, gdy Brytyjka Shamima Begum jako 15-latka wyjechała do Syrii, gdzie wyszła za terrorystę z tzw. Państwa Islamskiego, liberalni eksperci potępili decyzję rządu w Londynie o niewpuszczeniu jej z powrotem do kraju, by postawić ją przed wymiarem sprawiedliwości.
Liberalni komentatorzy przedstawiali ją jako naiwną nastolatkę, która dała się zwabić terrorystom. Dlatego nie powinna ponosić odpowiedzialności za swoje późniejsze działania. Kiedy społeczeństwo działa w tak obłudny sposób, z jednej strony zabijając dorosłych, a z drugiej infantylizując, gra w niebezpieczną i obłudną grę - grzmi Hayward.
Może i ma rację. Jednak głównym argumentem liberałów przemawiającym za umożliwieniem Begum powrotu do domu było wskazanie, że bezpaństwowość jest niezgodna z prawem międzynarodowym. Gdyby tak nie było, dany kraj mógłby pozbywać się w łatwy sposób "swoich przestępców" poza granice i odmawiać przyjmowania ich z powrotem. Hayward jednak nie mierzy się z tym argumentem.
W jego książce jest kilka perełek. Intryguje zwłaszcza istnienie Laboratorium Niemoralności powołanego w 2009 r. na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej. Z badań jednostki wynika, że osoby, które regularnie sygnalizują bycie ofiarą, są bardziej skłonne do kłamstw i oszustw dla egoistycznych celów, z czego ludzie powinni przecież z czasem wyrosnąć.
W tym kontekście nie zaszkodzi przypomnieć, nie tylko wyborcom w USA, o doniesieniach, jakoby Donald Trump w trakcie awantury z wiceprezydentem Mikiem Pencem powiedział: "Nie chcę już być twoim przyjacielem, jeśli tego nie zrobisz!". Multimiliarder zareagował w ten sposób na odmowę pomocy w próbie obalenia wyników wyborów z 2020 r.
A dlaczego się nie przebierać? Polemika z Haywardem
Argumentacja Haywarda ma jednak dwie wady. Autora nie przekonuje np. możliwość przebierania się przez dorosłych za postaci z komiksów. A dlaczego nie mieliby tego robić, jeśli sprawia im to przyjemność? Co jest złego w lubieniu filmów animowanych jak "Wallace i Gromit"? Przecież bycie dorosłym oznacza branie odpowiedzialności za swoje czyny. Nie oznacza, że zawsze szukamy wyłącznie wyszukanych rozrywek.
Jednocześnie kryminolog z Uniwersytetu Kopenhaskiego pomija bardziej przekonujące wyjaśnienia rzekomego nasilenia się zjawiska zdziecinnienia. A przecież powodów może być więcej. Choćby to, że każdy ma kamerę w smartfonie i publikuje zabawne wideo w mediach społecznościowych.
Idiotyczne rzeczy, które pokolenie boomersów i generacja X robili w wieku 20 lat, niemalże uległy zapomnieniu. Całe szczęście. Natomiast najgłupsze wybryki członków pokolenia Z mają tendencję do wirusowego rozprzestrzeniania się.
A co z późniejszym wejściem w dorosłość? Być może powodem, dla którego młodzi ludzie znajdują pracę i mają dzieci później niż wcześniejsze pokolenia, jest to, że dłużej się kształcą. Aż 40 proc. Amerykanów w wieku 25 lat i starszych ma obecnie wyższe wykształcenie, w porównaniu z 8 proc. w 1960 r.
To ogromna zmiana i zwykle postrzegane jest jako pozytywne zjawisko, nawet jeśli niektóre stopnie naukowe są kosztowne w zdobyciu i finalnie bezcelowe. Ci, którzy studiują w wieku 25 lat, raczej nie będą niezależni finansowo, a zatem mogą wahać się przed posiadaniem dzieci. To nie oznaka zdziecinnienia, a odpowiedzialne podejście.
Nie tylko Keith Hayward poddaje krytyce osoby wchodzące w dorosłe życie. Inni autorzy, jak psychologowie społeczni Jonathan Haidt i Jean Twenge, opracowali własne interesujące, niekiedy niepokojące wnioski na temat młodych dorosłych. Wskazują na ich psychiczną delikatność po dość słabe poparcie dla demokracji. Jednak odrzucanie całej generacji, jak sugeruje Hayward, jako dużych dzieci, wydaje się być przesadą.
-----
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
-----
Tekst przetłumaczony z "The Economist"© The Economist Newspaper Limited, London, 2024
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji
-----