- Lego zacząłem interesować się już jako kilkuletnie dziecko. Sam łapałem za klocki w sklepach, podsuwali mi je rodzice. W końcu zaczęli mi je kupować na prezenty nie tylko oni, ale i dziadkowie i rodzina - opowiada Przemysław, który jest dorosłym fanem klocków Lego, czyli tzw. AFOL-em (z ang. "adult fan of Lego"). Tacy jak on często nazywani są "kidult", czyli dorosłymi zainteresowani rozrywkami jeszcze kilkadziesiąt lat temu zarezerwowanymi dla najmłodszych. Europejczycy coraz częściej kupują zabawki nie swoim dzieciom, a sobie lub innym dorosłym. Według raportu "Demystifying the Kidult Toy Market in Europe" wspomniany segment "kidult" w państwach Unii Europejskiej został w 2022 r. wyceniony na 4,6 mld euro. "Kidulci" zbierają zatem klocki Lego lub, tak jak Przemysław, tworzą z nich skomplikowane, rozbudowane kreacje; kolekcjonują figurki bohaterów z gier, filmów czy seriali, grają w rozmaite gry czy układają puzzle. - W 2002 roku babcia sprezentowała mi pierwszy zestaw Lego Bionicle, które wówczas były szalenie popularne. Do dziś go mam - to Gahlok Va. Bionicle wydawały mi się czymś szczególnym w ofercie Lego. Nie były to proste klocki z uśmiechniętymi buźkami. Stała za nimi poważniejsza, cięższa, bardziej mroczna historia niż wszystko, co Lego dotąd mogło zaproponować - wspomina Przemysław. Jak mówi, pasja pomaga mu się odstresować. - Daje poczucie połączenia z tym małym dzieckiem, którym byłem 20-25 lat temu, gdy pierwszy raz zajarałem się Legoskami. Daje mi to także poczucie bycia prawdziwym sobą. Odkąd pamiętam byłem zakochany w tworzeniu z klocków i kochając to dalej, zachowuję pewną ciągłość charakteru. Pasja daje mi także możliwość rozwoju, bo widzę, jak zmieniają się techniki budowania, pomysły i jak ewoluują moje umiejętności - dodaje. Trend dotarł do Polski. Czym jest "kidult"? - Lubimy się bawić. W ostatnich dekadach spojrzenie na spędzanie wolnego czasu na zabawie i przyjemności zmieniło się. Jest coraz większe przyzwolenie na nieco szaleństwa i dziecięcości w dorosłości - zauważa profesor Konrad Piotrowski z Uniwersytetu SWPS. Ekspert właśnie w zmianach społecznych upatruje coraz większej popularności trendu konsumenckiego "kidult". - Kilkadziesiąt lat temu, w bardziej tradycyjnym społeczeństwie, ze sztywnymi definicjami ról społecznych, nie wypadałoby dorosłemu człowiekowi otaczać się atrybutami dziecięcości. Mógłby być wtedy postrzegany jako niedojrzały, trochę śmieszny. Obraz osoby dorosłej był wtedy mocno określony, precyzyjnie zdefiniowany i nie było w nim miejsca na takie atrybuty - mówi Piotrowski. Coraz bardziej wierzymy w to, że każdy może robić to, co mu się podoba, o ile pozostaje w granicach prawa. - Po dołączeniu Polski do grupy krajów indywidualistycznych rozwija się trend w kierunku tego, że każdy człowiek może realizować swoją pasję, niezależnie od tego, jaka ona jest - podkreśla psycholog. Jak dodaje, idzie za tym przyzwolenie dla samego siebie, że nie ma nic złego w tym, że ktoś kolekcjonuje klocki Lego, figurki, ubranka dla lalek. Wspomina także o innych zaletach oddawania się pasji: - Dzięki temu, że osoby z podobnym hobby mogą łączyć się w mediach społecznościowych, dostają dodatkowe zalety kolekcjonowania w postaci poczucia przynależności, budowania tożsamości. Kolekcjonowanie rzeczy jest formą zabawy i miłego spędzania czasu. W dorosłości może pomóc w zaspokajaniu pewnych psychologicznych potrzeb. - Dla jednej osoby kolekcjonowanie jest fajnym, rozwijającym, ciekawym procesem, jakąś formą pasji. Dla innej wynika z jakichś problemów, niezaspokojonych innych potrzeb, jest pewną formą kompensacji - mówi Konrad Piotrowski. Podejrzewa jednak, że zazwyczaj kolekcjonowanie jest formą dobrego spędzania czasu, powrotu do dziecięcej radości. - Można to potraktować jako pewną formę powrotu do dzieciństwa - zaznacza. On też, już jako dorosły zainteresował się popularną grą. - Gdy moja córka była w przedszkolu, zainteresowała się Pokemonami. Razem z żoną też się nimi zainteresowaliśmy. Tym sposobem po paru tygodniach wszyscy razem graliśmy w Pokemony - wspomina. Zbieranie klocków i "niemęskie zajęcie" Przemysław przyznaje, że jeden raz skrytykowano jego hobby. - Usłyszałem kiedyś od pewnego człowieka, że zabawa plastikowymi robotami to niemęskie zajęcie. Oczywiście wygładzam, bo słowa były o wiele bardziej wulgarne - wspomina. Poza tym, jak mówi, jego pasja spotyka się z pozytywnym odzewem i zachwytami nad jego kreacjami. - Zwłaszcza ze strony mężczyzn w moim wieku. Niektórzy starsi patrzą ze zdziwieniem lub niezrozumieniem, ale mnie żadna nieprzychylna opinia nie łamie. Robię to co kocham i nie baczę na to, czy się to ludziom podoba, czy nie. Fajnie, jeśli mnie doceniają, ale nie zajmuję się hobby dla poklasku, ale dla własnego uśmiechu. Anna Nicz Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!