Oto fragment twitterowego wpisu profesora Wojciecha Sadurskiego, prawnika, a dziś jednego z guru liberalno-lewicowej opozycji. "Ponieważ to będą wybory o wszystko, wszystkie środki (poza bezprawnymi) są uprawnione. Użyć kartę imigrancką by pokazać hipokryzję PiS? Jasne. Rozdawnictwo w odpowiedzi na ich kiełbasę? Anytime. Koalicja z Konfederacją? Zatkać nos i trudno. To nie czas na pięknoduchostwo." Oswajanie "Konfy" Profesor Sadurski, niegdyś stateczny naukowiec o liberalnych poglądach, to jedna z ofiar internetu. Mniej więcej za pierwszych rządów PiS, zasłuchany w brawa tak zwanych followersów, zmienił się z eksperta w banalnego politycznego hejtera skoncentrowanego na totalnej słownej wojnie z prawicą, w której można przewidzieć każde słowo. Jest ich więcej: Roman Giertych czy Waldemar Kuczyński to inne przykłady. W tym przypadku ciekawa jest sama ta zbitka. Moralistyczne przekonanie, że uczestniczy się w ostatecznym starciu absolutnego dobra ze smoliście czarnym złem, prowadzi do naiwnego makiawelizmu. Naiwnego, bo przecież na zdrowy rozum publiczne udzielanie takich rad czyni postulowane oszustwo jawnym i łatwiejszym do zdemaskowania. Odnośnie sfery socjalnej nie jeden Sadurski udzielał takich instrukcji obozowi Donalda Tuska - by przypomnieć ekonomistę i byłego członka Rady Polityki Pieniężnej Bogusława Grabowskiego. Ale ciekawy jest także wątek przyzwolenia na układy z Konfederacją. Która - wynika to z sondaży - staje się coraz bardziej języczkiem u wagi, kluczem do ewentualnego rządzenia po wyborach. Profesor Sadurski rozważa to w tonie kabaretowym. Ale nie jest przecież jedyny. Oto fragment poważniejszej analizy z "Gazety Wyborczej": "Fundamentalną odpowiedzialnością liderów wszystkich partii demokratycznych, w tym zwłaszcza lewicy, która ma tutaj prawo odczuć najgłębszy dysonans, jest nie wykluczać z góry arcytrudnej perspektywy powołania rządu albo tolerowanego przez Konfederację, albo nawet z jej udziałem". Dalej następują zalecenia aby ci liderzy zastanowili się nad tym we własnym gronie. I żeby wybrali te elementy "toksycznej tożsamości" Konfederacji, które mogą się najlepiej przysłużyć rozmontowaniu "państwa PiS". CZYTAJ WIĘCEJ: Ryszard Petru "pogromcą Konfederacji"? "Nic tam się nie zgadza" Takich sugestii pojawia się więcej: w "Wyborczej", w "Newsweeku", na liberalnych portalach. Wszak komentatorzy stamtąd już dawno zmienili się w mniej lub bardziej dorywczych doradców. Debatują dzień i noc, co zrobić, aby ich obóz odebrał władzę Jarosławowi Kaczyńskiemu. Podchwytują czasem tę myśl i politycy Koalicji Obywatelskiej, choć z oczywistych powodów nie stawiają kropki nad i. Ale opowiadając, że największym zagrożeniem jest "koalicja PiS z Konfederacją", trochę szykują swoich wyborców na sytuację udaremnienia tej strasznej perspektywy. W jaki sposób? A choćby poprzez jakieś przyciągnięcie słabszej i mniej znienawidzonej partii prawicy. Czy w Polsce możliwe jest powtórzenie węgierskiego fenomenu współdziałania liberałów i lewicy z narodowym Jobbikiem? On skądinąd nie dał na Węgrzech opozycji wymarzonego sukcesu już na poziomie samych wyborów. Nie ma tu naturalnie żadnego ostatecznego scenariusza. I nie będzie do momentu poznania powyborczej arytmetyki. Choć słychać o zakulisowych rozmowach platformersów z jakimiś konfederatami. Ale słychać też o podobnych kontaktach konfederatów z ludźmi PiS. Pompowana sytuacją Konfederacja będzie się teraz bawić w rozprowadzanie sceny politycznej. Okrążyć PiS? Ale jak? Pewien konfederata tłumaczył mi już kilka miesięcy temu, że popieranie lub wejście do rządu PiS jest dla nich gorszą perspektywą, bo obóz Kaczyńskiego gotów ich wyssać i wyrzucić na śmietnik - jak w roku 2007 uczynił to z LPR-em Romana Giertycha. Ewentualna współpraca z obozem Tuska miałaby być mniej kosztowna, bo czysto zewnętrzna - bez ryzyka licytacji na prawicowość. To z perspektywy Konfederacji. A z drugiej strony? Warto dedykować liberalnym mędrcom myśl, że ciężko będzie znaleźć jakiekolwiek punkty wspólne dla ewentualnego okrążenia PiS z dwóch stron. CZYTAMY WIĘCEJ: J. Korwin-Mikke: Bez wahania wybiorę Rosję, jeśli zaproponowaliby coś lepszego niż USA Prawda, wyborcy Konfederacji PiS nienawidzą. Ale za co? Za stanowisko w sprawie pandemicznych restrykcji? Za wspieranie Ukrainy i zacieśnienie związków z NATO? Za "rozdawnictwo"? W tych wszystkich sprawach Platformie, ba nawet lewicy, bliżej mimo wszystko do Kaczyńskiego niż do Krzysztofa Bosaka (nie mówiąc o pogrążonym w permanentnej gorączce Grzegorzu Braunie). W każdym razie nawet takiemu demagogowi jak Tusk ciężko to będzie objaśnić swoim zwolennikom. Nie wszyscy to zbiorowy profesor Sadurski. Pozostaje czysta taktyka: zamiar wspólnego odebrania Polski ludziom PiS, na przykład przez pozbawienie ich wpływów w spółkach skarbu państwa. Ale to paliwo na kilka miesięcy. Co potem? Dlatego wszyscy uważają, że z kim Konfederacja by nie weszła po wyborach w doraźny alians, szybko go zerwie ryzykując kolejne wybory. Czy Tuskowi, nie mówiąc o mocno zideologizowanej Lewicy, taki spektakl się opłaca? Dzieci bawiące się polityką Zapewne jest on koszmarem także dla PiS. Ale tam przynajmniej można mówić o wspólnej, do pewnego stopnia, dla prawicy wizji świata: ratowania upadającej europejskiej cywilizacji. Na razie ani politycy PiS ani sprzyjający im komentatorzy, aliansu z Konfederacją nie rozważają - jak Sadurski z "Wyborczą". Są przekonani, że uda się być może manewr wyjęcia z Konfederacji kilku posłów skuszonych korzyściami z byciu przy władzy. W tej kadencji kilku "narodowych" posłów tego bloku głosowało czasem zgodnie z interesem PiS. Są to kalkulacje jednak zawodne. Konfederacja pozostaje, prawda, tworem niespójnym, pozbawionym nawet silnego lidera. Ale może ją spajać wiara w zyskaniu na wcześniejszych wyborach, na kolejnym rozdaniu. Ta niespójność czyni ją zresztą partnerem nieprzewidywalnym dla każdego ugrupowania prącego do władzy. Tu jednak dwie uwagi dotyczące samej Konfederacji. Dziś wydaje się ona być w sytuacji komfortowej. Może przebierać w potencjalnych partnerach. Ale scenariusz wspierania czyjegoś rządu przez kilka miesięcy aby go następnie obalić i zyskać na kolejnych wyborach, też nie jest idealny. Skazuje to Polskę na permanentny chaos - w obliczu wojny tuż przy granicy i związanych z nią trudności ekonomicznych. "Konfa" z profitenta tej sytuacji może się łatwo zmienić w winnego destabilizacji. Przynajmniej część wyborców wybierających dziś program atrakcyjny, bo wyraźnie alternatywny wobec wszystkich pozostałych partii, może się od niej odwrócić - z powodu nadmiernego bujania polską łodzią. Każdy z ewentualnych aliansów trzeba też będzie własnym "antysystemowym" wyborcom oddzielnie tłumaczyć. Popieranie ekipy strawnej równocześnie dla Bosaka z Mentzenem i dla Zandberga z Jachirą to szczyt absurdu. Na tych tłumaczeniach można będzie z łatwością stracić. Liderzy Konfederacji muszą znaleźć formułę ratującą ich przed rolą dzieci bawiących się polityką. Może się to okazać dużo trudniejsze niż popisy na Tik Toku. Piotr Zaremba