Oczywiście, póki co, wydaje się, że wygrywa strona rządowa, która wysłała policję do pałacu prezydenckiego i wyciągnęła stamtąd Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Ma siłę i społeczny mandat. Zapewne na razie nieco więcej badanych poprze w najbliższych sondażach akcję Donalda Tuska niż ją potępi - mniej więcej zgodnie z preferencjami wyborczymi. "Silni razem", Roman Giertych i kilka innych postaci z otoczenia Donalda Tuska już lewitują z zachwytu i zapowiadają podobne wejście po szefa NBP, potem prezydenta. Wszystko mają? Reakcji światowych mediów i oficjalnych reakcji zachodnich rządów niemal nie ma. Były one przeciwko PiS, a za Tuskiem, więc teraz są bardzo stonowane. Co więcej, wydaje się, że Polska może zacząć być (albo i już jest) traktowana jak kraj peryferyjny, w rodzaju Albanii czy Kosowa. Nieważne co tam się tak naprawdę w środku dzieje, ważne, żeby nie był wrogi i można było z nim robić interesy. No i w końcu jest poparcie krajowych mediów dla wszelkich działań rządu. Teraz już niemal wszystkich mediów. A także ich reklamodawców. Nie dość tego, okazało się, że można to zrobić pomimo oczywistej bardzo poważnej wątpliwości. Pomimo dwuznaczności prawnej, która powinna działać na korzyść oskarżonych. Pomimo tego, że sędzia wydający decyzję jest równocześnie aktywistą politycznym, powiązanym z Marcinem Kierwińskim (pracowała dla niego jego matka). Można to było wszystko zrobić, a więc wszystko można zrobić. W gruncie rzeczy wystarczy uzasadnienie prawne przedstawione przez kilka kupionych lub zaangażowanych prawnie autorytetów prawniczych, policja, służby specjalne, odpowiedni sędzia i hulaj dusza, piekła nie ma. A jednak długofalowo nie chciałbym być w skórze dzisiejszych zwycięzców. Samoskazanie Po pierwsze dlatego, że zrobili rzecz fatalną dla państwa. Tłumaczenie tego, że w niezdrowy sposób przy systemie prawnym grzebali poprzednicy, nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Swoją drogą, zapomina się zbyt często, że wszystko zaczęło się od rządów PO i mianowania "awansem", jak odpowiedzi na pytanie w konkursie w "Misiu", sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Wczorajsze wejście do Pałacu Prezydenckiego, zatrzymywanie polityków, pomimo - dodajmy - orzeczenia Sadu Najwyższego, który dla rządzących w jednych sytuacjach jest legalny, w innych nie, może być krokiem przełomowym. Realnym końcem państwa demokratycznego w formie, by sparafrazować Donalda Tuska, takiej jak ją znaliśmy. Rezygnacją z realnej aspiracji do budowy państwa prawa, choćby i o tej praworządności zapewniał Jerzy Owsiak w kolejnej akcji bilboardowej ("wyleczyliśmy sepsę"). Oczywiście, rządzący i ich medialni akolici mogą myśleć: niech sobie ta demokracja umiera, można oglądać jej śmierć, skoro nasi rządzą. Tylko że teraz władza przestaje być czasową nagrodą za udaną rozgrywkę przedwyborczą, wysoką premią za komunikację z elektoratem, a wyrokiem. Bardzo ciężko będzie ją oddać. Nie tylko Donaldowi Tuskowi, ale także Szymonowi Hołowni, a może i także Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi i Włodzimierzowi Czarzastemu. Przecież jeśli po kolejnych wyborach dojdzie do zmiany układu władzy, to będą musieli w nim wieść prym politycy PiS, być może nadal Jarosław Kaczyński. Nawet jeśli już nie on, to wcale nie oznacza lepszych wiadomości. Bohaterami i męczennikami PiS i elektoratu prawicy będą dziś uwięzieni byli ministrowie. To oni mogą ją prowadzić w przyszłości. To typy osobowości, które więzienie raczej utwardzi, a nie złamie. W tej sytuacji jedynym ratunkiem dla ekipy Donalda Tuska może okazać się trwanie za wszelką cenę. A to oznacza, szczególnie w momentach kryzysu, osłabiania się poparcia dla władzy, konieczność dalszego dokręcania śruby. Tłumienia niezależnych instytucji, wpływania na media - niektórzy z niedawnych "symetrystów" już dziś cieńszym głosem śpiewają, a imadło dopiero zaczyna się zaciskać. W końcu być może nie obejdzie się machinacji w prawie wyborczym. Wszystko jest możliwe, gdy prawo zastępuje siła. To bilet w jedną stronę, z tego pociągu nie da się już wysiąść i nie wiezie on Polski w dobrym kierunku. Dlatego nie zazdroszczę dzisiejszej władzy, choć skłamałbym pisząc, że jej współczuję. Wiktor Świetlik