Premier Morawiecki przyznał dotację w wysokości 4,3 miliona złotych Fundacji Potrafisz Polsko. Na prowadzenie Instytutu Demokracji Bezpośredniej. Nie było żadnego konkursu. Tylko arbitralna decyzja szefa rządu na rzecz zaplecza eksperckiego środowiska Pawła Kukiza. Poseł Jarosław Sachajko, jedyny związany dziś nadal z Kukizem, tłumaczy, że instytut propagujący referenda jako formę podejmowania demokratycznych decyzji nie mieścił się w żadnym konkursie. Opozycja krzyczy, że chodzi o polityczną korupcję. Jej politycy nienawidzą Kukiza, uważając, że zdradził szczytną ideę bezpardonowej walki z PiS. Drażni ich to, że głosy dawnego lidera ruchu Kukiz'15 i jego posła Sachajki wspierają w ważnych glosowaniach rząd. Wypominają mu przeszłość antysystemowca i oskarżają, że stał się dziś jak najbardziej elementem systemu. Czy oni sami są w najmniejszym stopniu antysystemowcami? Raczej nie, więc to kolejny element politycznej maskarady. O co chodzi Kukizowi? Inna sprawa, że kiedy politycy opozycji przedstawiają Kukiza jako polityka niepoważnego, mają sporo racji. On sam objaśnia swoje kolejne wolty mętnie. Jeśli dziś mówi się o nim, że wystartuje z list PiS, pojawia się pytanie, co go z ta formacją łączy. Jego środowisko wzięło od rządu pieniądze na "propagowanie demokracji bezpośredniej". Ale przecież Jarosław Kaczyński i jego blok polityczny nic dla tej idei nie zrobił. Nie wzmocniono siły sprawczej referendów w skali całego kraju, nie poszerzono zakresu referendów lokalnych. Sam prezes PiS jest wobec bezpośredniego angażowania obywateli w politykę co najmniej sceptyczny. Dlatego opozycja twierdzi, że chodzi nie o żadne propagowanie czegokolwiek, a o ewentualne fundusze na wybory. Gdyby Kukiz wnosił do kampanii własną kasę, jego pozycja byłaby silniejsza. Zarazem wchodziłby do tej kampanii z pustymi rękami, gdy chodzi o osiągnięcia programowe. Od wielu miesięcy trwa epopeja z forsowaniem w Sejmie instytucji sędziów pokoju. To także ma być element demokracji bezpośredniej. Tych sędziów mają wszak wybierać obywatele. Kukiz nie raz i nie dwa groził, że jeśli tej reformy nie dostanie, wycofa poparcie dla rządu. Podawał nawet w zeszłym roku konkretne daty. I nic się nie działo. To poważne nie jest. Zmianę blokuje choćby minister Zbigniew Ziobro. Podnosi, że wybór sędziów przez społeczeństwo sprzeczny jest z zapisem konstytucji, który wymaga od wszystkich ludzi wydających wyroki sędziowskich kwalifikacji. Jak to zapisać? Sędziowie to dziś korporacja oparta o zasadę hierarchicznego awansu. Można twierdzić, że PiS boi się żywiołu nowych ludzi w sądownictwie, którzy nie będą zawdzięczali awansu partii rządzącej. Ale można też przypominać, że doświadczenia z wybieralnymi sędziami wcale nie są jednoznacznie pozytywne. W USA mamy wybory sędziów (także prokuratorów) na poziomie stanowym. Prowadzi to do upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości, bo kandydaci obiecują wyborcom taką a nie inną linie orzecznictwa, a potem boją się im narazić. Także inne pomysły Kukiza są co najmniej kontrowersyjne, łącznie z naczelnym: większościowymi wyborami posłów w jednomandatowych okręgach. PiS tego nie chce, bo tacy posłowie mogliby się uwalniać spod kurateli partii matki. Ale też pozbawiałoby to prawicę reprezentacji w wielu rejonach kraju. No i, pomijając już interes PiS, poprzez eliminację mniejszych formacji mogłoby deformować wolę wyborców, bardziej niż obecny proporcjonalny, choć preferujący większe partie system d'Hondta. Jak roztrwonić potencjał W roku 2015 Kukiz wszedł do polityki, wymachując sztandarem odpartyjnienia polityki. Można twierdzić, że był to od początku trochę mit, patologie polityki III RP kryły się bardziej gdzie indziej. Niezależnie jednak od takich czy innych racji, dziś muzyk zmieniony w polityka kończy jako potencjalny wyborczy koalicjant formacji, która w upartyjnieniu wszystkiego widzi same pozytywy. Dla Kaczyńskiego to jak najsilniejszy PiS ma być gwarantem naprawy państwa, tak jak on ją pojmuje. A przy okazji gwarantem jego jak największej władzy nad tym państwem. Można ten finał tłumaczyć nieporadnością Pawła Kukiza jako politycznego lidera. W roku 2015 wprowadził do Sejmu 42 posłów. Z jednej strony bito się w tym Sejmie o coś innego niż wybory większościowe i demokrację bezpośrednią. Te cele szybko stały się abstrakcją. Nie integrowały nowej formacji zebranej od sasa do lasa: od narodowców po wolnościowców. Zarazem ten przywódca nie umiał ze sobą wiązać ludzi - jak Kaczyński i do pewnego stopnia Tusk. Większość posłów mu się rozpierzchła na różne strony. W roku 2019 do kolejnego Sejmu wchodził już na pokładzie bloku skupionego wokół ludowców. Którzy żeby go pozyskać, wpisali do własnego programu kilka pomysłów związanych z demokracja bezpośrednią, w tym tak kontrowersyjnych, w warunkach polskich chyba niewykonalnych, jak wybór prokuratora generalnego w odrębnych wyborach, przez naród. Kiedy Kukiz ludowców opuścił, oni o tych pomysłach zapomnieli. Jeśli PiS postąpi podobnie z Kukizem, też pewnie zaraz potem zapomni o jego postulatach, całkiem sprzecznych z pisowską wizją państwa i polityki. A może nawet Kaczyński tych postulatów nigdzie nie wpisze. Wbrew temu co mówi o cenie Kukiza Donald Tusk, dawny kontestator jest coraz tańszy. Dojrzał czy się ośmiesza? W obecnym Sejmie opuścili go niemal wszyscy posłowie wybrani z list PSL, łącznie z wiernym do czasu Stanisławem Tyszką. Stał się politycznym celebrytą. Specem od całkiem dowcipnych paradoksów wypowiadanych w Polsacie, u Bogdana Rymanowskiego. Czy od sekretnych kolacji z Jarosławem Kaczyńskim. Możliwe, że jako postać rozpoznawalna będzie jakimś atutem na dolnośląskiej liście PiS. Ale będzie to twarz niekojarzona z trwałymi ideami. Owszem, co najwyżej z kilkoma pomysłami, których nikt nie myśli realizować. Można Kukiza chwalić: dojrzał, przekonał się, że polityka jest w Polsce o czymś innym. A że on sam ma w kilku sprawach odruchy konserwatywne, bardziej pasował do PiS. Że antysystemowość jest w Polsce inwestycją nietrwałą, przekonali się już inni: Lepper, Palikot. Niedługo przekona się być Szymon Hołownia. Jego antysystemowość jest zresztą od początku bardzo rozwodniona. Można chwalić, skąd więc poczucie braku powagi? Pewnie stąd, że sam Kukiz ma poczucie przegranej swojej nieskomplikowanej wizji Polski z roku 2015. Więc od czasu do czasu puszy się i nadyma, poucza cały świat, także PiS. Pamiętamy, jak swoją woltą w Sejmie ratował pisowską większość, kiedy głosowano w sprawie lex TVN. Ale pamiętamy też, jak klecił większość dla powołania komisji badającej przypadki inwigilacji. Sam miał jej przewodniczyć. Sprawę przerwała wojna rosyjsko-ukraińska. Ale czy gdyby nie przerwała, ta komisja by powstała? Opozycja nie ufała Kukizowi, uważała, że ratuje on skórę PiS-owi, bo chce badać także przypadki podsłuchiwania sprzed roku 2015. Z kolei PiS nie palił się, aby oddawać nie w pełni sterowanemu przez siebie ciału jakiekolwiek dochodzenie w sprawie służb. Jeśli Kukiz zachowana w trzeciej kadencji pozycję trochę zewnętrznego sejmowego elektronu, to będzie i tak fenomen. Tyle że ta pozycja to głównie gawędziarstwo. Polityka jest coraz bardziej zmilitaryzowana. Wszyscy maszerują w tę czy inną stronę. On w sumie coraz bardziej też.