Uczciwie mówiąc nie wiem, czy polemizowanie z osobą, która właśnie zmarła jest w dobrym stylu, czy złym. Uważam jednak, że ostatni tekst profesora Pawła Śpiewaka, opublikowany przez tygodnik "Polityka" na tyle wart jest odnotowania, iż gotów jestem zaryzykować zły styl. Nieżyjący już socjolog i były dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego opisał w nim zjawisko, które w Polsce potępiane jest powszechnie i powszechnie akceptowane. Potępiane zawsze w przypadku "tamtych", a akceptowane w przypadku "swoich". Niestety, tak jest też w przypadku wspomnianego tekstu. Chodzi o partiokrację, faktycznie będącą zagrożeniem dla rozwoju zwykłego społeczeństwa obywatelskiego, a nawet demokracji w ogóle. Oparzony partią Warto się pochylić chwilę nad partiokracją z opisu Pawła Śpiewaka z kilku przyczyn. Nie zgadzam się z autorem wspomnianego tekstu w wielu sprawach, jest to kwestia zapewne także systemu wartości, ale też doświadczeń życiowych własnych i rodzinnych. Przede wszystkim dotyczy to relacji polsko-żydowskich i bieżących ocen politycznych, także sympatii i antypatii, którym Śpiewak zresztą daje bardzo mocno wyraz w ostatnim tekście. Ale jest to, mimo tego, jeden z ważniejszych polskich intelektualistów III RP, a tekst w "Polityce" traktuję jako rodzaj jego credo. Trzeba przyznać Pawłowi Śpiewakowi, że od czasu swojego niefortunnego zaangażowania w politykę partyjną w latach 2005-2007 dość konsekwentnie piętnował zjawisko partiokracji. Niestety, mam też wrażenie, że od momentu rozpoczęcia pracy w instytucjach będących zależnymi od rządów poprzedniej ekipy krytyka władzy ze strony tego znanego intelektualisty ustała, a odżyła w momencie, kiedy do władzy doszedł PiS. Tak też jest z jego partiokracją. To - jego zdaniem - problem PiS - zawłaszczenia spółek skarbu państwa, instytucji życia publicznego, skoku na sądownictwo, Solidarnej Polski w Lasach Państwowych. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ile drewna sprzedają Lasy Państwowe i kto na tym traci? "Partie starają się swoimi ludźmi obsadzić wszystkie ważne stanowiska państwowe oraz kapitałowe, a podległe państwu, rodzi się warstwa nowych właścicieli państwa zależna od liderów partii, następuje wtórna prywatyzacja instytucji i marnotrawione są miliardy złotych. Kryteria merytoryczne w doborze kadr stopniowo są zastępowane czysto politycznymi" - napisał Śpiewak. Można odnieść wrażenie, że problem zaczął się w 2015 roku i ta cezura rodzi spore wątpliwości. Wielkie zblatowanie Niewątpliwie władza PiS upolitycznia zbyt szerokie obszary życia społecznego, ma problem z nepotyzmem, wyborem może nie według zasady: "mierny, ale wierny", ale "nieważne jaki, byleby od nas". Tyle że to zjawisko cechowało wszystkie ekipy, natomiast uważam, że w największym stopniu opanowało ono i zepsuło polskie życie publiczne za czasów rządów koalicji PO-PSL i premierów Tuska i Kopacz. Nie tyle w tym zasługa PiS, że nie jest w stanie posunąć się tak daleko jak Platforma, co brak możliwości. A to dlatego, że formacja Jarosława Kaczyńskiego sprawuje rządy w stanie permanentnego konfliktu z siłami, które były blisko zblatowane i wzajemnie uzależnione od aparatu władzy PO (lub on od nich). Przede wszystkim od niemieckiego kapitału i rządu, wielkiego oligarchicznego kapitału, władz samorządowych w wielkich miastach, w końcu rozmaitych sitw profesjonalnych. CZYTAJ TAKŻE: Sławomir Mentzen: Ani PiS, ani PO nie są godne koalicji z namI Donald Tusk ze swoją ekipą tego problemu nie miał, bo jego władza była pod tym względem wszechogarniająca. Dobrze było to widać w mediach, ale też wielu innych obszarach (np. sztuce), gdzie osoby nie sprzyjające układowi władzy, szczególnie krytycy z prawa, de facto byli wysyłani na margines, pomimo że przecież reprezentowali jakąś dużą grupę społeczną. W ciągu ośmiu lat swoich rządów PO udało się stworzyć gigantyczną sieć klientyzmu społecznego. Objęła ona i wielu do niedawna niezależnie myślących profesorów. Zresztą sądzę, że owocuje ona dzisiejszą, przesadną agresją polityczną części społeczeństwa. To bardzo często syndrom odstawienia, od władzy, a jeszcze częściej zagrożenie tym odstawieniem. Nie omijało to i owych profesorów. Sędziowie z misją Koronnym zarzutem wobec PiS jest oczywiście kwestia sądownictwa. Bronić skutków reformy sądów wdrażanej przez tę formację nie będę, bo nie jestem ślepy. Natomiast zbyt łatwo przechodzimy dziś nad sprawami budzącymi nader poważne wątpliwości z czasów rządów Donalda Tuska dotyczącymi działania organów sprawiedliwości i ścigania. Zostawmy już często wspominane tłuczenie zatrzymywanych kibiców, sprawę przetrzymywanego przez lata bez wyroku Macieja Dobrowolskiego, która wygląda na jednoznacznie polityczną, najście na redakcję "Wprost" czy podsłuchiwanie dziennikarzy "Rzeczpospolitej", a potem wykurzenie z Polski właściciela tego dziennika i doprowadzenie do zmiany obsady na do dziś przychylną PO. Rzadziej się jednak przypomina kilka wyroków. Szczególnie jeden - wydany przez sędziego Wojciecha Łączewskiego, skazujący na trzy lata więzienia szefów CBA, znanych z tropienia korupcji w otoczeniu Donalda Tuska. Wyrok wydano tuż przed wyborami prezydenckimi, w których Bronisław Komorowski walczył o reelekcję z Andrzejem Dudą, a samemu sędziemu zarzucono potem, że próbował kontaktować się z Tomaszem Lisem z ofertą zwalczania PiS. Co prawda, on sam twierdzi, że rzekomo włamano mu się do komputera, ale jego inne zaangażowania też wskazują na spory poziom rozpolitykowania. CZYTAJ TAKŻE: Wojciech Łączewski: Sędzia nowych technologii Tego rodzaju kwiatków związanych z działaniem wymiaru sądownictwa było więcej. W 2015 roku, po ośmiu latach rządów PO, polska (i tak ułomna) demokracja zmierzała w naprawdę złym kierunku ze względu na zawłaszczenie wszystkich sfer życia i władzy przez rządzących. Ja, truciciel Czy to oznacza, że PiS jest idealny? Bynajmniej. Ale na pewno jego liderom lektura ostatniego tekstu Pawła Śpiewaka by się przydała. Jest on niesprawiedliwy, momentami aż żal autora, że w ostatnim artykule tyle jest agresji wobec tych "z drugiej strony". Bronisław Wildstein i Zdzisław Krasnodębski, a także zapewne, wymieniony już w ramach pewnej zbiorowości, niżej podpisany, są w nim nazwani "trucicielami polskiej duszy". Mimo tego, Panowie Rządzący, warto sobie przypomnieć, że był taki układ władzy, który miał wszystko i wydawał się nie do ruszenia. Który nie miał konfliktu z Niemcami, miał sprzyjające sobie prawie wszystkie duże media, nie był pokiereszowany walką z pandemią i nie miał wojny za wschodnią granicą. Ale własna arogancja, indolencja i pazerność oraz konflikty wewnętrzne przez nie generowane w końcu go zmiotły. Co zresztą pokazuje, że polska demokracja ma się dużo lepiej niż uważał świętej pamięci Paweł Śpiewak.