Polak zginął w ataku na konwój z pomocą humanitarną. Nowe informacje
Żołnierzom wydawało się, że widzą na dachu jednego z samochodów uzbrojoną postać - podał izraelski portal Haaretz, odnosząc się do ostrzelania przez Izrael konwoju z pomocą humanitarną. W ataku zginęło siedem osób, w tym Polak. Według doniesień medialnych decyzję o ostrzelaniu podjął oddział pilnujący trasę transportu pomocy humanitarnej.
Z doniesień portalu Haaretz wynika, że żołnierzom wydawało się, że dostrzegli podejrzaną postać na ciężarówce, która wjechała wraz z trzema samochodami World Central Kitchen (WCK) na teren składu z pomocą humanitarną.
Jednak do ostrzału doszło, kiedy trzy samochody WCK opuściły skład, a wówczas nie towarzyszyła im już ciężarówka, na której miała znajdować się uzbrojona osoba.
Strefa Gazy. Atak na konwój z pomocą humanitarną. Kto zadecydował?
Jak twierdzą media, decyzję o ostrzelaniu konwoju podjął oddział pilnujący trasę transportu pomocy humanitarnej. Kiedy pierwsza rakieta trafiła w samochód, osoby znajdujące się w środku ewakuowały się do pozostałych dwóch pojazdów. Zdołały zgłosić, że zostały zaatakowane, zanim drugi pocisk trafił w kolejne auto. Gdy podjechał ostatni nieuszkodzony samochód, aby zabrać rannych, trafił weń trzeci pocisk. Zginął kierowca oraz wszystkich sześciu pasażerów.
Konwoje z pomocą humanitarną często wykorzystują uzbrojoną ochronę, aby zapobiec splądrowaniu ciężarówek przez terrorystów, rabusiów lub cywilów.
We wtorek wieczorem szef Dowództwa Południe generał brygady Jaron Finkelman przedstawi szefowi sztabu, generałowi Herciemu Halewi, wyniki wstępnego dochodzenia. Według medialnych doniesień Izrael wysyła do krajów, z których pochodzili zagraniczni wolontariusze, swoich dyplomatów, by ci przedstawili tamtejszym władzom wstępne ustalenia dochodzenia.
Izrael zaatakował konwój z pomocą humanitarną. Wśród ofiar jest Polak
Przypomnijmy, że do tragedii doszło w poniedziałek. Szef organizacji humanitarnej World Central Kitchen Jose Andres potwierdził, że pracownicy tej instytucji zginęli w trakcie izraelskiego nalotu w północnej Strefie Gazy. W komunikacie przekazano, że w ataku zginęło siedmiu wolontariuszy. To osoby pochodzące m.in. z Polski, Australii, Wielkiej Brytanii, Palestyny.
Izrael przyznał się do ataku. - Jako zawodowa armia, która przestrzega prawa międzynarodowego, jesteśmy zobowiązani do dokładnego i transparentnego zbadania naszych działań - tłumaczył rzecznik Sił Obronnych kraju.
Zadeklarował, że wojsko zajmie się wyjaśnianiem okoliczności zdarzenia. - Przeprowadzimy dochodzenie, zbadamy ten poważny incydent i wyciągniemy wnioski, aby zmniejszyć ryzyko powtórzenia się takich przypadków w przyszłości. Badaniem zajmie się niezależny i profesjonalny zespół, w skład którego wejdą m.in. szefowie sztabów - tłumaczył rzecznik.
Polska chce odszkodowania od Izraela
Do sprawy odniósł się także szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. Przekazał, że osobiście poprosił ambasadora Izraela o wyjaśnienia, a Yacov Livine zadeklarował, że "Polska wkrótce otrzyma wyniki badania tej tragedii".
Z kolei wiceszef Ministerstwa Spraw Zagranicznych zapowiedział, że Polska będzie domagać się od Izraela odszkodowania dla rodziny zmarłego. Andrzej Szejna skomentował również słowa premiera Izraela Benjamina Netanjahu, który przyznał, że wspomniany incydent był "niezamierzonym" atakiem, ale jak dodał "takie rzeczy dzieją się na wojnie".
- Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że był to przypadek i nieumyślne zdarzenie. To tak, jak w przypadku nieumyślnego potrącenia, kierowca ponosi odpowiedzialność i karną i moralną - stwierdził polityk.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
INTERIA.PL/PAP